"Do mnie i do mojego operatora podeszli tajniacy". Korespondent "Faktów" TVN wśród zatrzymanych w Mińsku

Aktualizacja:
Źródło:
TVN24, Reuters, TUT.by, PAP
Zaucha o zatrzymaniu na Białorusi
Zaucha o zatrzymaniu na BiałorusiTVN24
wideo 2/23
Zaucha o zatrzymaniu na BiałorusiTVN24

Białoruska milicja zatrzymała w czwartek kilkudziesięciu dziennikarzy przygotowujących się do relacjonowania protestu w centrum Mińska, w tym dziennikarza "Faktów" TVN Andrzeja Zauchę. Skonfiskowano ich telefony oraz dokumenty tożsamości. Po godzinie 20 Andrzej Zaucha został wypuszczony. W rozmowie z TVN24 opisał zatrzymanie trwające w jego przypadku prawie trzy godziny. Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz powiedział, że resort niezwłocznie podjął interwencję w sprawie zatrzymania. - Cieszymy się, że całość tej operacji okazała się sukcesem, że pan redaktor Zaucha jest już wolny - dodał.

Wśród zatrzymanych w Mińsku w czwartkowe popołudnie dziennikarzy niezależnych i zagranicznych mediów był korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha, który przebywa na Białorusi i relacjonuje sytuację w tym kraju w związku z wielkimi protestami społecznymi po sfałszowanych w opinii ekspertów i działaczy opozycji wyborach prezydenckich. Razem z nim został zatrzymany także jego białoruski operator.

Zatrzymanie dziennikarzy w Mińsku
Zatrzymanie dziennikarzy w MińskuTUT.by

Zaucha: niezbyt przyjemna sytuacja

Andrzej Zaucha po godz. 20 w rozmowie w "Faktach po Faktach", łącząc się z Mińska, przekazał, że od momentu zatrzymania do wypuszczenia go minęły prawie trzy godziny.

Relacjonował, że zatrzymanie "wyglądało niezbyt przyjemnie". - Pracowałem z moim operatorem tak jak normalnie pracujemy, czyli nagrywaliśmy to, co dzieje się na Placu Niepodległości - mówił. - Wybrało się tam ponad tysiąc protestujących. Nagle pojawiła się milicja w pełnym rynsztunku i otoczyła cały plac. Do mnie i do mojego operatora podeszli tajniacy w cywilnych ubraniach - stwierdził.

Dodał, że mieli ciemne ubrania, byli zakapturzeni i zamaskowani. - Powiedzieli "milicja", nie pokazali żadnych dokumentów i kazali nam pójść ze sobą. Poszliśmy z nimi, wsadzili nas do busa, gdzie czekaliśmy jakieś 20 minut - mówił. Później do busa dołączały kolejne grupy dziennikarzy z różnych mediów, w większości białoruskich. - Ruszyliśmy. Nie powiedziano nam, dokąd jedziemy, natomiast kazano nam wyłączyć telefony komórkowe - relacjonował Zaucha.

Zaucha o zatrzymaniu operatora
Zaucha o zatrzymaniu operatoraTVN24

Stwierdził, że trafili na komisariat milicji niedaleko miejsca zatrzymania. - Spisano nas, sprawdzono dokumenty. Oficjalnie było to sprawdzenie tożsamości, dokumentów - mówił korespondent "Faktów" TVN.

- Później przyszedł naczelnik tego komisariatu, który się przedstawił, powiedział, że sprawdzą, czy nie mamy żadnych przestępstw czy też wykroczeń w swojej historii tutaj na Białorusi i nas wypuszczą - opowiadał. Relacjonował, że po upływie około dwóch i pół godziny naczelnik komisariatu doprowadził jego i kilku dziennikarzy zagranicznych do wyjścia. - Powiedział, żebyśmy sobie poszli. Po prostu. Mówię: sekundkę, ale jakiś dokument, że przeszkadzaliście nam w pracy, że uniemożliwiliście nam pracę, że zostaliśmy zatrzymani. W końcu stanęło na tym, że żadnego dokumentu nie dostaliśmy i mamy sobie pójść - mówił Zaucha.

Zaznaczył, że w stosunku do nich nie doszło do żadnej przemocy. - Po prostu uniemożliwiono nam nagranie tego, co działo się na Placu Niepodległości - wyjaśnił.

Przed godz. 22. do Andrzeja Zauchy dotarła informacja o tym, że jego białoruski operator został również wypuszczony przez milicję.

Korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha o zatrzymaniu jego i innych dziennikarzy w Mińsku
Korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha o zatrzymaniu jego i innych dziennikarzy w MińskuTVN24

"Co najmniej 40 dziennikarzy dzisiaj zatrzymano w Mińsku, a może i więcej"

W drugiej telefonicznej rozmowie z TVN24 tuż po godz. 21, w magazynie "Polska i Świat" Andrzej Zaucha mówił, że czwartkowa "akcja protestu zaczęła się na Placu Wolności, później ludzie przeszli na Plac Niepodległości".

- Już na Placu Wolności zatrzymano bardzo wielu dziennikarzy – wyjaśniał, dodając, że według jego informacji "dzisiaj zatrzymano w Mińsku co najmniej 40 dziennikarzy, a może i więcej". Jego zdaniem to "szykany, żebyśmy po prostu nie pokazywali, nie nagrywali, nie mówili o tym, co dzieje się na ulicach Mińska".

Korespondent "Faktów" TVN mówił również, że z informacji, które uzyskał już po opuszczeniu komisariatu wynika, że "na Placu Niepodległości zatrzymano co najmniej 150 osób, a wydaje się, że jeszcze więcej".

Wskazywał, że nie może tego dokładniej oszacować. - Uniemożliwiono nam obserwowanie, dokumentowanie tego, co tutaj się dzieje – zwracał uwagę. Ocenił, że to "chyba taki sposób, żeby udaremnić nam, dziennikarzom, mówienie prawdy o tym, co dzieje się na Białorusi".

Cała rozmowa z Andrzejem Zauchą po opuszczeniu komisariatu po zatrzymaniu
Cała rozmowa z Andrzejem Zauchą po opuszczeniu komisariatu po zatrzymaniuTVN24

Wiceszef MSZ: cieszymy się, że pan redaktor Zaucha jest już wolny

Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz poinformował w rozmowie telefonicznej z TVN24, że resort w trybie pilnym - po uzyskaniu informacji o zatrzymaniu dziennikarza - podjął kontakt z Ministerstwem Spraw Zagranicznych Białorusi kanałami dyplomatycznymi. - Usłyszeliśmy, że jest to rutynowa kontrola, sprawdzenie akredytacji wśród dziennikarzy zagranicznych. Dostaliśmy zapewnienie, że w przypadku, kiedy okazałoby się, że dokumenty wszystkie są w porządku, że odpowiednie akredytacje są udzielone, te osoby zostaną zwolnione - mówił.

Wiceszef MSZ: cieszymy się, że pan redaktor Zaucha jest już wolny
Wiceszef MSZ: cieszymy się, że pan redaktor Zaucha jest już wolnyTVN24

- Równolegle podjęliśmy działania kanałem konsularnym - zapewnił, dodając, że "konsul w trybie pilnym starał się dowiedzieć, w którym miejscy znajdują się zatrzymani". Później był już w kontakcie z Andrzejem Zauchą. - Cieszymy się, że całość tej operacji okazała się sukcesem, że pan redaktor Zaucha jest już wolny, może realizować swoje działania - dodał Przydacz.

"Zdążył poinformować nas, że (...) są razem z nim dziennikarze BBC, AP, agencji Reutera"

Przed połączeniem z Andrzejem Zauchą Katarzyna Sławińska z "Faktów" TVN mówiła po godzinie 20 na antenie TVN24, że kilka minut wcześniej Andrzej Zaucha odezwał się po długiej przerwie w kontakcie. - Powiedział, że odzyskał telefon i możliwość kontaktu – przekazała. Dziennikarz "Faktów" TVN Cezary Grochot opisywał krótki komunikat od Andrzeja Zauchy, jaki dostał po południu. Mówił tylko o zatrzymaniu.

Grochot dodał, że Zaucha był na Placu Niepodległości w Mińsku, gdzie odbywał się protest Białorusinów. - Gdy Andrzej tam pojechał, już pojawiały się informacje agencyjne o zatrzymywaniu protestujących, o zatrzymaniu grupy dziennikarzy. Andrzej mówił, że widział, jak OMON legitymuje dziennikarzy, także zagranicznych. Sprawdzali dokumenty, akredytacje - relacjonował Cezary Grochot.

Tłumaczył, że wtedy Zaucha nie był przez nikogo zatrzymywany. - Ale minęło zaledwie kilka minut i otrzymałem od niego taką informację. Potem jeszcze mieliśmy z Andrzejem kontakt. Zdążył poinformować nas, że czekają w autobusie, są zamknięci, że są razem z nim dziennikarze BBC, AP, agencji Reutera i czekają na rozwój wydarzeń - mówił dziennikarz "Faktów" TVN.  - Ostatnią wiadomością, jaką dostałem od Andrzeja, była ta, że będzie się próbował skontaktować z naszym konsulatem w Mińsku - dodał.

Sierakowski: oni nas po prostu otoczyli i nie wiadomo było, co zrobią
Sierakowski: oni nas po prostu otoczyli i nie wiadomo było, co zrobiąTVN24

Sprawę komentował też Sławomir Sierakowski z "Krytyki Politycznej", który przebywa w Mińsku. - Wydaje mi się, że tak, jak Alaksandr Łukaszenka obiecał, że wyczyści ulice, tak zaczął tę obietnicę realizować - powiedział.

Opowiadając o zatrzymaniach dziennikarzy, przekazał, że "to było chyba na Placu Swobody". - Ja już wtedy byłem na Placu Niepodległości - dodał. Jak relacjonował Sierakowski, "plan był taki, że o 18.30 ludzie się gromadzą, żeby być razem na Placu Swobody, a później przenoszą na Plac Niepodległości". - Ja przyszedłem troszkę wcześniej jak się okazało (…) na Plac Swobody, nie zauważyłem zbyt wielu ludzi, udałem się na Plac Niepodległości i tak pewnie uniknąłem tego aresztowania - ocenił.

Zatrzymania dziennikarzy w Mińsku

Centrum praw człowieka Wiasna cały czas aktualizuje ogólną liczbę zatrzymanych w Mińsku. Jak przekazało w czwartek wieczorem, było ich już ponad 180, a wśród nich prawdopodobnie ok. 30 dziennikarzy. Zatrzymywano ich w dwóch miejscach – przed Czerwonym Kościołem przy Placu Niepodległości i na Placu Wolności przed katedrą prawosławną.

Redakcja telewizji Biełsat poinformowała PAP o zatrzymaniu piątki swoich współpracowników. Są to: reporterka Kaciaryna Andrejewa, operator Maks Kalitousk i fotoreporter Alaksandr Wasiukowicz oraz Nasta Reznikawa i Siarhiej Kawalou – przekazał rozmówca z redakcji Biełsatu. W czwartek późnym wieczorem było wiadomo, że Reznikawa i Kawalou zostali wypuszczeni.

Wśród zatrzymanych reporterów są też pracownicy białoruskich redakcji innych mediów niezależnych – m.in. BiełaPAN, Naszej Niwy, Radia Swaboda, TUT.by - wcześniej portal informował o zatrzymaniu jego korespondenta Stanisława Szarszukowa oraz fotografa Wadima Zamirowskiego - ale także wielu mediów zagranicznych, w tym BBC, Reutersa, AP, TASS, RIA Novosti, rosyjskiego Sputnika, gazety "Komsomolskaja Prawda" i innych.

Centrum Wiasna i niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy informują, że dziennikarze są stopniowo wypuszczani. Niektórzy z nich mówią, że musieli wykasować zdjęcia z aparatów fotograficznych.

Szwedzki dziennik "Dagens Nyheter" przekazał w czwartek, że wśród zatrzymanych dziennikarzy jest fotoreporter tej gazety Paul Hansen, laureat World Press Photo 2013. W październiku 2016 roku został on postrzelony w Iraku podczas wykonywania zdjęć. "Dziennikarstwo nie jest przestępstwem" - skomentował zatrzymanie dziennikarza redaktor naczelny "Dagens Nyheter" Peter Wolodarski.

Dziennikarzy zatrzymano na Placu WolnościTUT.by

Skonfiskowane telefony i odjazd w nieznanym kierunku

Dziennikarzy, którzy przygotowywali się do relacjonowania protestu w geście solidarności z osobami, które zamknięto w środę w kościele św. Szymona i Heleny, zatrzymano w czwartek na Placu Wolności w Mińsku. Skonfiskowano ich telefony oraz dokumenty tożsamości - poinformował Reuters, powołując się na świadków.

Jak pisze TUT.by, zostali wsadzeni do pojazdu i odwiezieni w nieznanym kierunku w celu "sprawdzenia ich dokumentów". Jak dowiedział się portal, zawieziono ich na komisariat policji. Portal opublikował też wideo podpisane "masowe zatrzymanie dziennikarzy na Placu Wolności w Mińsku", na którym widać osoby wchodzące do pojazdu.

Jak podała po południu Agencja Reutera, nie jest jasne, z jakiego powodu dziennikarze zostali zatrzymani. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Białorusi przekazało później, że dziennikarze zostali przewiezieni na komisariat policji, aby funkcjonariusze sprawdzili, czy posiadają oni ważne akredytacje uprawniające ich do pracy. Dodano, że wszyscy z oficjalną akredytacją zostaną zwolnieni. Zaprzeczono, by dziennikarze zostali zatrzymani.

Od 9 sierpnia Białorusini protestują przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które według oficjalnych wyników wygrał urzędujący szef państwa Alaksandr Łukaszenka.

Autorka/Autor:mart,js,akr/ks,adso

Źródło: TVN24, Reuters, TUT.by, PAP

Tagi:
Raporty: