Pomysł wspólnej armii Unii Europejskiej w najbliższym czasie nie ma szans na realizację, prędzej część krajów UE stworzy wspólne wojsko z własnym budżetem i jednym dowódcą. Ale Polska, razem z Francją i Niemcami, może w tym odegrać kluczową rolę.
Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zaapelował w niedzielę do krajów UE o utworzenie wspólnej armii europejskiej. Zdaniem premier Ewy Kopacz dyskusja na ten temat musi być wielopłaszczyznowa.
- Pomysł europejskiej armii może zostać omówiony na czerwcowym szczycie Rady Europejskiej, który będzie poświęcony Wspólnej Polityce Bezpieczeństwa i Obrony Unii Europejskiej. Polska gwarancje swojego bezpieczeństwa wiąże z obecnością w NATO, którego członkami jest znakomita większość państw UE. Warto, aby inicjatywy obronne były spójne i uzupełniały działania NATO – powiedział wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak.
Francja - Niemcy - Polska
Pomysł stworzenia zjednoczonej europejskiej armii wraca co jakiś czas. Najbliższą powodzenia próbę podjęto na początku lat 50. XX wieku, kiedy to projekt przedstawił premier Francji Rene Pleven. Europejska Wspólnota Obronna (EWO), którą zaproponował, miała przeciwstawić się rosnącej potędze ZSRR, a także być rozwiązaniem problemu remilitaryzacji RFN po II wojnie światowej. Choć w 1952 roku Francja, Włochy, RFN i kraje Beneluksu podpisały traktat w sprawie utworzenia EWO, to nigdy nie został on ratyfikowany. Do upadku projektu przyczyniły się m.in. śmierć Józefa Stalina i podpisanie rozejmu na Półwyspie Koreańskim w 1953 r.
Analityk Security Europe i brukselski korespondent branżowego pisma "Jane’s Defence Weekly" Brooks Tigner uważa, że Juncker postanowił wrócić do tematu europejskiej armii, bo zdaje sobie sprawę, iż Europa jest otoczona przez zagrożenia, więc musi zacieśnić współpracę militarną. Jego zdaniem pomysł utworzenia europejskiej armii nie zostanie zrealizowany w dającej się przewidzieć perspektywie z wielu powodów, przede wszystkim ze względu na problemy budżetowe oraz niechęć państw członkowskich do dzielenia się suwerennością w tej dziedzinie.
Tworzenie wspólnej armii
Czy kiedykolwiek w UE dojdzie do transferu suwerenności w sprawach obrony? Tigner uważa, że "jeśli do tego dojdzie, to nie stanie się to w ramach 28 członków, lecz zrobi to mniejsza grupa państw".
Traktat lizboński pozwala bowiem grupie krajów członkowskich wzmocnić współpracę w dowolnej dziedzinie. Według eksperta prędzej czy później część krajów zdecyduje się na taki krok w sprawach wojskowych. - Będą mogli nawet stworzyć wspólny budżet obronny i własną armię. To wygląda na najbardziej prawdopodobny scenariusz – ocenia Tigner.
Jego zdaniem taka pogłębiona integracja obronna będzie zależała przede wszystkim od Francji, Niemiec i Polski oraz politycznej woli przywódców tych krajów w najbliższych latach. W grupie założycielskiej mogą znaleźć się też Włochy i kraje Beneluksu. Z czasem pogłębiona współpraca wojskowa może się rozszerzyć na pozostałe kraje UE, choć zapewne bez Wielkiej Brytanii, która kategorycznie sprzeciwia się przekazywaniu Brukseli jakiejkolwiek władzy w dziedzinie obronności, oraz neutralnych krajów skandynawskich.
"Armie narodowe są niesamodzielne"
Z kolei Steven Blockmans z brukselskiego think tanku Centre for European Policy Studies wśród powodów, dla których temat europejskich sił zbrojnych znów pojawił się w publicznej dyskusji, wymienia nie tylko niestabilne sąsiedztwo UE - od Afryki Północnej, przez Bliski Wschód po Europę Wschodnią – ale też lata cięć budżetowych, które spowodowały, że narodowe armie nie są w stanie samodzielnie prowadzić operacji. Zdaniem analityka ważne są też globalne trendy, jak np. zwiększanie wydatków obronnych w krajach rozwijających się, szczególnie w Azji.
Nie sądzę, żeby ta idea została zrealizowana w najbliższych latach; wystarczy spojrzeć na natychmiastową negatywną reakcję Wielkiej Brytanii na wypowiedź Junckera – powiedział Blockmans.
Również jego zdaniem raczej będzie się rozwijała dwustronna i wielostronna współpraca wojskowa między niektórymi krajami UE. - Myślę, że to ten rodzaj współpracy przyspieszy w najbliższych latach i mogą zostać osiągnięte konkretne rezultaty, ale to nie doprowadzi do utworzenia europejskiej armii, o której mówił Juncker – twierdzi ekspert.
"Zdrowa reakcja UE"
Roland Freudenstein, wicedyrektor brukselskiego think tanku Martens Centre, związanego z centroprawicową Europejską Partią Ludową, do której należy Juncker, uważa powrót pomysłu stworzenia wspólnej armii za "zdrową reakcję" UE na otaczające ją kryzysy.
- Ponowne przywołanie tego starego pomysłu w tym momencie jest znakiem, że UE zdaje sobie sprawę, jak ciężkie wyzwanie przed nią stoi – ocenił Freudenstein. Podkreślił też, że taki pomysł ze względu na doświadczenia II wojny światowej bardzo podoba się w Niemczech. Inicjatywę Junckera poparła kanclerz Angela Merkel, choć niemiecka prasa komentuje pomysł raczej sceptycznie.
Parasol nuklearny USA
Według Freudensteina nawet stworzenie wspólnej europejskiej armii nie oznacza zupełnej niezależności Europy pod względem obronnym. Wciąż będzie jej potrzebny amerykański parasol nuklearny, który jest podstawą bezpieczeństwa kontynentu. Co za tym idzie, zjednoczone europejskie wojsko może powstać tylko w ramach NATO, choć przy większym niż obecnie zaangażowaniu krajów Europy w kwestie obronności. Zdaniem analityka im więcej Europa zrobi dla swojego bezpieczeństwa, tym bardziej USA będą zainteresowane obroną kontynentu.
Na odstraszenie ewentualnych agresorów przy pomocy amerykańskiego potencjału nuklearnego, z którym nie mogą się równać siły Francji i Wielkiej Brytanii, zwraca też uwagę ekspert think tanku Carnegie Europe Jan Techau. Jego zdaniem stworzenie europejskiej armii jest na "europejskiej liście utopijnych tematów integracyjnych" numerem 2, zaraz po pomyśle powołania federalnego superpaństwa.
"W rzeczywistości UE jest lata świetlne od takich planów z wielu powodów. Kraje europejskie otwarcie stwierdzają, że ich ograniczone ambicje militarne lepiej pasują do NATO niż do UE. Co równie istotne, budżety obronne są już teraz ograniczane i bardzo niewielka część środków potrzebnych do stworzenia znaczącej niezależnej zdolności operacyjnej UE jest w tej chwili dostępna" – napisał Techau w artykule, opublikowanym we wtorek na stronie internetowej Carnegie Europe.
Autor: mm//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: konflikty.pl | Łukasz Golowanow & Maciek Hypś