Lewicowy dziennik "La Repubblica” zebrał około 280 tysięcy podpisów pod apelem w obronie wolności prasy. Ma ją ograniczać premier Włoch. Silvio Berlusconi odrzuca te zarzuty.
- Dyktator zazwyczaj najpierw wprowadza cenzurę, a potem zamyka gazety. W tych dniach we Włoszech okazało się, że panuje wolność fałszowania, szkalowania i zniesławiania - oświadczył w Mediolanie szef włoskiego rządu. I podkreślał: To nie jest dyktatura.
Niedawno Berlusconi, domagając się wysokich odszkodowań, podał do sądu dwa dzienniki za publikacje dotyczące skandali obyczajowych, w które jest uwikłany. W przypadku dziennika "La Repubblica" powodem pozwu jest publikacja dziesięciu otwartych pytań do premiera na temat jego prywatnego życia. Gazeta "Unita" została zaś pozwana za całą serię publikacji o Berlusconim.
"Chcą być tacy, jak ja"
Kilka dni temu w swojej telewizji Canale 5 Berlusoni tłumaczył, że większość Włochów chce być taka jak on i popiera jego zachowanie. - Poparcie dla mnie wynosi 70 procent - zaznaczył.
Komentując stawiane mu zarzuty ograniczenia wolności prasy, o co oskarża go między innymi lewicowa "La Repubblica", Berlusconi powiedział: - To żart mniejszości komunistów i katolików-komunistów oraz ich gazet, których niestety jest 90 procent.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24