Miała podać byłym teściom trujące grzyby, teraz ujawnia szczegóły. Jest "przytłoczona śmiercią bliskich"

Źródło:
ABC News, BBC, "Daily Mail"
Leongatha, Australia
Leongatha, AustraliaGoogle Maps
wideo 2/3
Leongath, AustraliaGoogle Maps

Mieszkanka australijskiego stanu Wiktoria podczas lunchu miała podać swoim byłym teściom i dwóm innym osobom posiłek zawierający trujące grzyby. Zmarły trzy osoby, kolejna nadal walczy o życie. W oświadczeniu przekazanym policji kobieta zaznaczyła, że - wbrew wcześniejszym doniesieniom mediów - ona sama po zjedzeniu grzybów również wylądowała w szpitalu.

48-latka zorganizowała tragiczny w skutkach lunch 29 lipca, w swoim domu w mieście Leongatha. Oprócz organizatorki uczestniczyli w nim również jej teściowie, 70-letni Don i Gail Patterson, a także siostra Gail, 66-letnia Heather Wilkinson i jej o dwa lata starszy mąż, pastor Ian Wilkinson. Goście tego samego dnia poczuli się źle i trafili do szpitala. Gail Patterson i Heather Wilkinson zmarły tydzień później, 4 sierpnia. Don Patterson umarł następnego dnia. Pastor Wilkinson nadal walczy o życie, pozostaje w stanie krytycznym.

ZOBACZ TEŻ: Rodzina wyjechała w góry, by żyć z dala od cywilizacji. Znaleziono wychudzone ciała

Zatrucie grzybami w Australii. Nowe informacje

ABC News donosi, że w piątek, 11 sierpnia, 48-latka przesłała lokalnej policji pisemne oświadczenie, w którym - jak sama zaznaczyła - chciała "wszystko wyjaśnić". Kobieta przekazała, że daniem, które podała gościom, było wellington beef pie, czyli wołowina zapiekana pod warstwą farszu grzybowego w cieście francuskim. Jak przekazała w oświadczeniu, potrawa miała zawierać mieszankę pieczarek z supermarketu oraz suszonych grzybów, kupionych miesiąc wcześniej w sklepie azjatyckim w pobliskim Melbourne. Wstępne ustalenia śledczych wskazują, że w rzeczywistości na talerzach wylądował prawdopodobnie silnie trujący muchomor zielonawy.

W oświadczeniu jego autorka podkreśliła, że wbrew wcześniejszym informacjom mediów, ona po zjedzeniu trujących grzybów również trafiła do szpitala. Zaprzeczyła też doniesieniom, wedle których jej dzieci miały dostać inny posiłek niż ofiary. Z oświadczenia wynika, że w trakcie lunchu w ogóle nie było ich w domu, bo wcześniej poszły do kina. Australijka dodała, że wieczorem dzieci zjadły resztki potrawy, jednak "nie smakowały im grzyby, więc zdrapały je z mięsa".

48-latka zaznaczyła, że jest "ogromnie zestresowana i przytłoczona śmiercią bliskich". "Jestem teraz zdruzgotana, gdy myślę, że te grzyby mogły przyczynić się do zatrucia moich bliskich. Naprawdę chcę powtórzyć, że nie miałam absolutnie żadnego powodu, by krzywdzić ludzi, których kochałam" - czytamy w cytowanym przez ABC News fragmencie oświadczenia. W jego dalszej części kobieta przekazała, że w pierwszych dniach poradzono jej, by nie odpowiadała na pytania policji, czego teraz "bardzo żałuje".

Policja nie odniosła się na razie do przedstawionej przez 48-latkę wersji. Śledztwo w tej sprawie trwa. Kobieta nie usłyszała żadnych zarzutów.

BBC podkreśla, że w ostatnich latach w stanie Wiktoria zdarzały się już przypadki śmiertelnego zatrucia grzybami. Portal przypomina zdarzenie z 2020 roku, gdy podczas fali takich zatruć do szpitali trafiło osiem osób, z których jedna zmarła. Lokalne władze regularnie apelują do ludzi, aby nie jedli dziko rosnących grzybów - informuje BBC.

ZOBACZ TEŻ: "Usuwałem się z drogi, aby inni ludzie mogli zrobić sobie zdjęcia". 13-latek spadł z wysokości 30 metrów

Autorka/Autor:kgo//am

Źródło: ABC News, BBC, "Daily Mail"

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock