Łukasz, który brał udział w powstrzymaniu terrorysty w piątkowym zamachu w Londynie, został wypisany ze szpitala - potwierdził londyńskiemu korespondentowi "Faktów" TVN Toby Williamson, dyrektor firmy, w której pracuje Polak. W poniedziałek w brytyjskiej stolicy uczczono pamięć dwojga ofiar zamachowca z London Bridge. Ojciec zabitego, zwracając się do polityków i mediów, napisał w mediach społecznościowych, że "Jack sprzeciwiał się wszystkiemu, za czym się opowiadacie - nienawiści, podziałom i ignorancji".
To spokojny i skromny chłopak - tak o Łukaszu, będącym wśród osób, które podjęły walkę z zamachowcem na London Bridge, opowiadał w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Maciejem Worochem szef Polaka, Toby Williamson. Potwierdził, że Łukasz, ranny podczas szamotaniny z terrorystą, wyszedł już ze szpitala.
Według dziennika "Daily Mail" tożsamość Polaka nie jest ujawniana ze względu na jego bezpieczeństwo.
"Gdy usłyszał hałas, od razu rzucił się na pomoc"
Williamson opisywał przebieg akcji, dzięki której Łukasz został okrzyknięty bohaterem. Jak mówił, w momencie ataku Polak przebywał w kuchni. Gdy usłyszał hałas, od razu rzucił się na pomoc. - Łukasz chwycił coś w rodzaju długiego kija, próbował uderzyć napastnika w pobliżu klatki piersiowej. Ale było jasne, że tamten ma pod spodem kamizelkę, więc te ciosy nie mogły zrobić mu krzywdy. Chwilę potem wywiązała się między nimi szamotanina - relacjonował naszemu korespondentowi. Według Williamsona kilka chwil później dwóch uczestników organizowanej przez studentów Cambridge konferencji wypchnęło napastnika z wnętrza budynku na ulicę, a Polak, mimo pięciu ciężkich ran lewej ręki, do końca uczestniczył w pościgu za zamachowcem. Tuż po akcji Łukasz został zabrany do szpitala, który opuścił w poniedziałek.
"To niesamowite, tak zareagować"
Jeden z kolegów Polaka w rozmowie z Worochem podkreślił, że "to niesamowite, tak zareagować". - Jest ratownikiem, ale to nie oznacza, że musi od razu ratować ludzi przed kimś agresywnym z nożem w ręku - dodał.
Jak tłumaczył wcześniej w telewizji Sky News Toby Williamson, Polak był przeszkolony w udzielaniu pierwszej pomocy.
Reakcja Łukasza oraz pozostałych osób, które podjęły walkę z terrorystą, spotkała się z powszechnym uznaniem w Wielkiej Brytanii. Podziękowania złożyli m.in. królowa Elżbieta II, premier Boris Johnson i burmistrz Londynu Sadiq Khan.
"Najlepszym sposobem na pokonanie nienawiści nie jest zwrócenie się przeciwko sobie nawzajem"
Premier Boris Johnson, lider opozycji Jeremy Corbyn i burmistrz Sadiq Khan w poniedziałek wzięli udział w uroczystości żałobnej, upamiętniającej dwie osoby zabite podczas piątkowego ataku.
W czasie uroczystości wspomniano też o wszystkich, którzy uczestniczyli w powstrzymywaniu terrorysty - policjantach, członkach służb ratunkowych, osobach obecnych w Fishmongers' Hall, gdzie zaczął się atak. Jedną z tych osób był właśnie pracujący w tym budynku Polak o imieniu Łukasz. Ofiary ataku to 23-letnia Saskia Jones i 25-letni Jack Merritt. Oboje byli absolwentami uniwersytetu w Cambridge i uczestniczyli w organizowanym przez tę uczelnię programie reintegracji skazanych. Merritt był jego koordynatorem, a Jones jedną z wolontariuszek. - Najlepszym sposobem na pokonanie nienawiści nie jest zwrócenie się przeciwko sobie nawzajem, ale skupienie się na wartościach, które nas wiążą, czerpanie nadziei z bohaterstwa zwykłych londyńczyków i naszych służb ratowniczych, którzy biegli w stronę niebezpieczeństwa, ryzykując życie, aby pomóc ludziom, których nawet nie znali - mówił burmistrz Khan podczas uroczystości przed budynkiem Guildhall, będącym siedzibą władz dzielnicy City of London.
"Zostali zabici przez kogoś, komu chcieli pomóc"
Uroczystość żałobna odbyła się równolegle w Cambridge. Prof. Stephen Toope, wicekanclerz tamtejszego uniwersytetu, powiedział, że jest "przybity informacją, iż wśród ofiar byli pracownicy i absolwenci". Jak dodał, "największą tragedią jest to, że zostali zabici przez kogoś, komu chcieli pomóc".
W dniu zamachu, w piątek, w Fishmongers' Hall odbywało się seminarium na temat reintegracji przestępców. Usmar Khan - skazany w przeszłości za terroryzm, a rok temu warunkowo zwolniony z więzienia - zaatakował jego uczestników nożami kuchennymi, zabijając dwie osoby. Groził zdetonowaniem ładunków wybuchowych, które później okazały się atrapą. Khan po ucieczce z budynku na most został zastrzelony przez policję.
Zamachowiec, dla którego jednym z warunków wcześniejszego zwolnienia z więzienia był zakaz przyjeżdżania do Londynu, uzyskał specjalne zezwolenie, by wziąć udział w seminarium.
"Jack sprzeciwiał się wszystkiemu, za czym się opowiadacie"
David Merritt, ojciec zamordowanego w zamachu Jacka, na Twitterze wezwał media i polityków, by nie wykorzystywali tragedii dla usprawiedliwiania podziałów. "Nie wykorzystujcie śmierci mojego syna oraz jego zdjęć, by uprawiać swoją nikczemną propagandę. Jack sprzeciwiał się wszystkiemu, za czym się opowiadacie - nienawiści, podziałom i ignorancji" - napisał.
Autor: pp//rzw//kwoj / Źródło: tvn24.pl, PAP