Współpraca w dziedzinie wywiadowczej z wieloma europejskimi krajami wygląda źle, a nawet bardzo źle, a doskonałym tego przykładem jest Belgia - wynika z rozmów agencji Reutera z przedstawicielami amerykańskich służb pracującymi m.in. na Starym Kontynencie.
Reuters rozmawiał z kilkoma członkami amerykańskich służb wywiadowczych, próbując znaleźć odpowiedź na to, jak wygląda m.in. współpraca antyterrorystyczna w ramach krajów NATO. Anonimowi przedstawiciele służb twierdzą, że sytuacja jest fatalna. Jako przykład wskazali Belgię, wychodząc od miejsca, w którym we wtorek doszło do podwójnego zamachu terrorystycznego na lotnisku i w metrze w stolicy kraju - Brukseli.
Nie chcieli rozmawiać
Tuż po listopadowych atakach w Paryżu w ub. roku, w których zginęło 130 osób, a ponad 300 zostało rannych, przedstawiciele amerykańskich agencji wywiadowczych ruszyli do Europy. Chcieli odbyć szereg spotkań ze swoimi odpowiednikami, przede wszystkim w Brukseli, było bowiem dla nich jasne, że to tam prowadzą wszystkie ślady związane z funkcjonowaniem komórek dżihadystów w Europie Zachodniej.
W Belgii jednak spotkali się "z niechęcią". Amerykanie mieli zostać odesłani z kwitkiem, słysząc, że belgijskie służby nie mają czasu na konsultacje, bo są zbyt zajęte toczącymi się śledztwami.
Oficjalne stanowisko belgijskich służb jest takie, że liczą one zawsze i "są otwarte na współpracę z Amerykanami", zwłaszcza w dziedzinie dzielenia się informacjami - dodaje Reuters, który zapytał o relacje między sojusznikami przewodniczącego komisji nadzorującej działanie belgijskich służb, Guy’a Rapaille’a.
Amerykańscy agenci żalili się jednak Reutersowi, że w kwestii wymiany informacji często uderzają w mur. Struktura zarządzania w belgijskich agencjach wywiadowczych - ale również innych krajów UE - jest tak skomplikowana, że często są oni odsyłani z jednego departamentu do drugiego, bo żaden nie wie, kto ma odpowiednie informacje.
Inna kultura, biurokracja
Amerykanie wskazują na "różnice kulturowe" między USA a Europą Zachodnią. W tej ostatniej przywiązuje się zdecydowanie większą wagę do kwestii prywatności, dlatego agencje udzielają Waszyngtonowi niechętnie nawet danych o podróżach podejrzewanych osób.
Amerykanie zdają też sobie jednak sprawę z tego, że duża część problemów belgijskich służb wynika z nawału pracy, jaki spada na zbyt małą kadrę. Belgowie w ostatnich kilkunastu latach zmniejszali swoje możliwości w tej mierze, aż w końcu - po zamachach w Paryżu - zorientowali się, że brakuje im co najmniej 2,5 tys. ludzi do prowadzenia śledztw kryminalnych i terrorystycznych.
Jeden z przedstawicieli służb USA powiedział, że "Belgowie są daleko w tyle (za dżihadystami) i płacą za to ogromną cenę".
Z Belgii do Syrii i Iraku wyjechało więcej muzułmańskich radykałów niż z każdego innego europejskiego kraju.
Belgijskie służby nie mogą sobie poradzić z siatką dżihadystów, w której funkcjonuje około 900 dobrze powiązanych z ruchami islamistycznymi osób na Bliskim Wschodzie i Afryce - pisze Reuters, powołując się na dane udostępnione przez samych Belgów.
Sami Belgowie uważają, że problem stanowi bariera językowa (francuski i flamandzki) w kraju oraz jego wielopoziomowa, federacyjna struktura, która mnoży problemy już na najniższych szczeblach biurokracji.
Autor: adso\mtom / Źródło: Reuters