Kilka miesięcy po wypowiedzeniu Amerykanom prawa dzierżawienia bazy lotniczej, Kirgizi zmieniają ton. Los bazy Manas nie jest już tak jednoznaczny.
- Kirgistan jest gotowy do dyskusji ze wszystkimi zainteresowanymi stronami o wykorzystaniu swojego terytorium do pomocy siłom koalicji antyterrorystycznej w Afganistanie - poinformował minister spraw zagranicznych tego kraju Kadyrbek Sarbajew.
Jeszcze na początku roku Kirgistan stał na stanowisku, że zamiar zamknięcia amerykańskiej bazy lotniczej w Manas w pobliżu stolicy kraju, Biszkeku, jest nieodwołalny. W kwietniu wypowiedział umowy korzystania z kirgiskiej bazy 11 państwom uczestniczących w operacji antyterrorystycznej w Afganistanie.
Kirgizi wyrzucają Amerykanów
Biszkek tłumaczył decyzję o zamknięciu bazy m.in. tym, że Amerykanie nie chcą płacić więcej za dzierżawę. Wiadomo jednak było, że za decyzją stała chcąca pozbyć się Amerykanów z regionu Rosja, która zaoferowała Biszkekowi miliardowe pożyczki.
Zgodnie z decyzją Kirgizów Amerykanie mieli czas do 18 sierpnia na opuszczenie bazy. Mimo to Waszyngton, który płaci Kirgistanowi 17,4 mln dolarów rocznie za użytkowanie Manasu, miał nadzieję na jej utrzymanie.
Amerykanie dopięli swego?
Amerykanie zapewniali jednocześnie, że "nie za wszelką cenę". W tym samym czasie USA zawarły umowy na tranzyt sprzętu niewojskowego do Afganistanu z Uzbekistanem i Tadżykistanem - konkurującymi z Kirgistanem sąsiadami w regionie.
Tym samym Waszyngton zapewnił sobie alternatywną drogę dostaw do Afganistanu. Obecnie 80 procent zaopatrzenia oddziałów koalicji w tym kraju przechodzi przez niebezpieczne pogranicze Pakistanu, gdzie konwoje NATO są regularnie celem ataków talibów.
Źródło: PAP