Mur rozerwała eksplozja, do środka wdarli się talibowie. Mija 10 lat od ataku na polską bazę w Ghazni

Źródło:
tvn24.pl
Niezwykła relacja z ataku na bazę w Ghazni
Niezwykła relacja z ataku na bazę w Ghaznitvn24
wideo 2/4
Niezwykła relacja z ataku na bazę w Ghaznitvn24

Dokładnie dziesięć lat temu, 28 sierpnia 2013 roku, talibowie zaatakowali bazę wojskową w afgańskiej prowincji Ghazni. Mur rozerwała eksplozja ciężarówki, do środka wdarli się uzbrojeni w materiały wybuchowe zamachowcy. Zginęło dwóch stacjonujących tam żołnierzy - Polak i Amerykanin. O wydarzeniach sprzed dekady opowiada płk Grzegorz Nawrocki, który w trakcie ataku przebywał na terenie bazy.

- Informacje o możliwych atakach pojawiały się systematycznie. Mój zespół odpowiadał za gromadzenie danych dotyczących potencjalnych zagrożeń, które później weryfikowano, skutkiem czego były operacje niwelujące te zagrożenia. O tym, że zagrożenie istnieje, żołnierze informowani byli również w dniach poprzedzających atak. Ale tego rodzaju sygnałów pojawiało się tak wiele, że trudno było cały czas zachować sto procent gotowości bojowej i być przygotowanym na każdy atak. Wojna jest nieprzewidywalna - podkreśla pułkownik Nawrocki, który dziesięć lat temu służył w Afganistanie jako szef Narodowej Komórki Kontrwywiadu.

28 sierpnia 2013 roku przed godz. 16, przy wschodniej granicy bazy, kierowca ciężarówki, która podjechała pod sam mur, zdetonował ładunki wybuchowe. Wybuch stworzył około 20-metrową wyrwę. - To była ogromna eksplozja. Byłem wtedy w swoim campie, w którym na co dzień pracowałem. Siła wybuchu poruszyła dachem naszego budynku. Początkowo nie wiedzieliśmy, co się stało, czy nastąpił jakiś wypadek, czy rakieta uderzyła bezpośrednio w budynek. Nad bazą uniosła się chmura pyłu i dymu, efekt eksplozji - relacjonuje płk Nawrocki. - Pierwsze, co zrobiłem, było sprawdzenie, gdzie są członkowie mojego zespołu. Baza była rozległym terenem, o obwodzie ok. 5-6 kilometrów. Kilka osób było poza naszym campem, natychmiast wysłałem cześć ludzi w pojazdach opancerzonych, by pozbierali resztę teamu pracującą lub odpoczywającą, w różnych jej częściach. Równolegle zaczęliśmy szykować się do obrony przed ewentualnym atakiem tzw. insajderów, czyli zamachowców, którzy wtargnęli do bazy. Szybko okazało, że było to działanie słuszne, bo przez wyrwę w murze od razu przedarło się kilku napastników. Rozpoczęła się regularna walka na terenie bazy - mówi oficer kontrwywiadu.

Zniszczenia na terenie bazytvn24.pl/płk Grzegorz Nawrocki

ZOBACZ TEŻ: Wszedł do kina podczas premiery "Batmana" i rozpoczął masakrę. Widzowie myśleli, że to efekty specjalne

Ghazni. Talibowie zaatakowali z kilku stron

Główny bój rozgrywał się w rejonie lądowiska dla helikopterów. Uczestniczyli ci, którzy w momencie ataku znajdowali się w tym rejonie, w tym również dowódca kontyngentu, ówczesny generał brygady Marek Sokołowski.

Nawrocki wyjaśnia, że obrona była utrudniona, bo rebelianci weszli do środka przebrani za żołnierzy afgańskich. - Jednym ze sposobów na rozróżnienie, kto wróg, a kto przyjaciel, było zawołanie, które służyło nam jako coś w rodzaju hasła. Krzyczeliśmy: "Sokół", odpowiedź brzmiała: "Falcon" (z ang. - sokół - red.), od pseudonimu dowódcy kontyngentu. Weryfikacja była konieczna, aby nie doszło do tzw. friendly fire (ognia bratobójczego - red.) - podkreśla pułkownik.

Polscy żołnierze w bazie w Ghaznitvn24.pl/płk Grzegorz Nawrocki

Niedługo po tym, jak wybuch ciężarówki zniszczył część muru, po drugiej stronie bazy kolejna, tym razem kilkunastoosobowa, grupa zamachowców rozpoczęła ostrzał polskiego kontyngentu. - Obok wschodniej granicy bazy przebiegała droga, jedna z głównych w Afganistanie. Po jej drugiej stronie stał budynek, który nazywaliśmy hotelem. Był nieukończony, ale stanowił dobry punkt obserwacyjny. Kiedy robiliśmy analizę zagrożeń, wskazaliśmy go jako priorytet, dlatego był on stale zabezpieczany przez żołnierzy. Napastnicy najwyraźniej o tym nie wiedzieli, bo to właśnie stamtąd zaczęli nas ostrzeliwać. Obecni w budynku żołnierze pod dowództwem Przemysława Wardowskiego, wówczas kapitana, podjęli walkę i przydusili atak. Wykonali świetną robotę, choć nie obeszło się bez rannych - wspomina były szef Narodowej Komórki Kontrwywiadu.

Talibowie chcieli zaatakować również od południa. - W naszą stronę jechała już kolejna ciężarówka wyładowana materiałami wybuchowymi. Na szczęście to zagrożenie zostało zidentyfikowane przez mój zespół i zneutralizowane przez afgańskie siły policyjne oraz wojskowe, zanim pojazd dotarł w okolice bazy - tłumaczy Nawrocki.

Podkreśla, że celem zamachowców było dotarcie do tych części bazy, w których znajdowało się najwięcej osób. - Świadczy o tym między innymi takie zdarzenie: tuż przy murach stały prowizoryczne schrony, w których ludzie mogli schować się w przypadku ostrzału. Jeden z rebeliantów wbiegł do takiego schronu i zdetonował umieszczony na sobie ładunek wybuchowy, licząc, że zabije wielu ludzi. Nie było tam na szczęście nikogo - mówi oficer służb.

ZOBACZ TEŻ: 15 lat temu Rosja sprowokowała wojnę i zaatakowała Gruzję

Zginęli Polak i Amerykanin

Media informowały, że cały atak na bazę trwał około czterech godzin. Nawrocki zauważa jednak, że regularna wymiana ognia była krótsza. - Wydaje mi się, że trwało to mniej więcej godzinę. Trzeba pamiętać jednak, że w takich sytuacjach czas biegnie inaczej. Inna sprawa, że działania będące następstwem ataku, jak choćby przeszukiwanie bazy w poszukiwaniu zamachowców i weryfikacja osób znajdujących się na terenie bazy, trwały znacznie dłużej, nawet nie kilka godzin, co kilka dni. Wiedzieliśmy, że istniało ryzyko ponownego uderzenia. Wszyscy byli w stanie podniesionej gotowości. Mój team pracował bez wytchnienia kilka kolejnych dni - tłumaczy uczestnik bitwy.

W ataku zginęło dwóch żołnierzy stacjonujących w bazie. Jeden z nich to Polak, który był dowódcą wozu opancerzonego Rosomak, w momencie uderzenia znajdującego się w rejonie lądowiska helikopterów, gdzie toczyły się najcięższe walki. - Żeby zachować lepszą orientację, żołnierz ten siedział we włazie pojazdu. W trakcie wymiany ognia pocisk trafił go w głowę. Został ewakuowany przez Amerykanów do ich bazy w niemieckim Ramstein. Jego rodzina przyjechała tam z Polski, by się z nim pożegnać. Zmarł po kilku dniach - mówi Nawrocki.

Zniszczony pojazd w bazie Ghaznitvn24.pl/płk Grzegorz Nawrocki

Drugą z ofiar był 24-letni Amerykanin, sierżant Michael Ollis z 10. dywizji górskiej. Jak relacjonował amerykański magazyn "Army Times”, opierając się na relacjach uczestników bitwy, Ollis osłonił własnym ciałem polskiego żołnierza, w pobliżu którego zdetonował się zamachowiec. Polak przeżył, Amerykanina nie udało się uratować. - Ollis pochodził z Nowego Jorku, mieszkał na Staten Island - opowiada Nawrocki. Od nazwiska Ollisa wzięła nazwa klasa niemal 100-metrowych promów pasażerskich kursujących między Staten Island i Manhattanem - pierwszy z trzech wozi ludzi od 2022 roku.

Innym bohaterem bitwy, którego wskazuje, był afgański generał dowodzący siłami 3. Brygady Afghan National Army, stacjonującej w Ghazni i wspierającej Polaków w walce. On atak przeżył i jeszcze przez wiele lat służył w miejscowej armii. - Dwa lata temu, po przejęciu władzy przez talibów, został ewakuowany z Afganistanu. Mieszka teraz w Polsce - informuje pułkownik.

Rannych w bitwie, którą uważa się za jedną z największych, jaką kiedykolwiek stoczyli nasi żołnierze podczas zagranicznej misji, zostało dziewięciu Polaków. Najcięższe straty - siedmiu zabitych - ponieśli afgańscy żołnierze i policjanci. Ucierpiała także miejscowa ludność cywilna. Siedem osób zginęło, a około pięćdziesięciu trafiło do szpitala. Na terenie bazy znaleziono ciała ośmiu napastników.

Efekty wybuchu były widoczne w wielu budynkach na terenie bazytvn24.pl/płk Grzegorz Nawrocki

Afganistan. Polska misja w Ghazni

W maju 2014 roku Polacy przekazali odpowiedzialność za prowincję Ghazni Afgańczykom, kończąc swoją siedmioletnią misję w tym regionie. Kontyngent, złożony wtedy w większości z logistyków, przeniósł się do bazy w Bagram, gdzie zajmował się głównie wycofywaniem żołnierzy, uzbrojenia i sprzętu do Polski. Z danych dowództwa operacyjnego wynika, że w Afganistanie, gdzie Polacy stacjonowali w latach 2002-2021, zginęło 43 żołnierzy i dwóch pracowników wojska. Obrażenia w działaniach bojowych odniosło 869 żołnierzy i cywilów, z czego 361 zostało rannych, czyli wymagało opieki medycznej powyżej siedmiu dni. Bezpowrotnie utracono osiem Rosomaków, trzy śmigłowce Mi-24 oraz trzy bezzałogowce.

Autorka/Autor:kgo//am

Źródło: tvn24.pl