Prokuratura Rejonowa w Jaśle (woj. podkarpackie) wszczęła śledztwo i sprawdza, czy pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarnowcu mogli nie dopełnić obowiązków w sprawie czteromiesięcznej Nadii, która ze śladami znęcania trafiła do szpitala w Rzeszowie. Kilka dni wcześniej rodzina dziewczynki została objęta procedurą Niebieskiej Karty.
Śledztwo zostało wszczęte z artykułu 231 par. 1 Kodeksu karnego, który mówi o tym, że funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.
Śledztwo - jak podkreśla prokurator Katarzyna Skrudlik-Rączka, szefowa jasielskiej prokuratury rejonowej, toczy się "w sprawie", a nie przeciwko konkretnej osobie czy osobom, co znaczy, że nikt do tej pory nie usłyszał zarzutów.
Czynności trwają. Śledczy m.in. przesłuchują świadków i analizują dokumentację z GOPS, aby sprawdzić, jakie działania były podjęte w ramach procedury Niebieskiej Karty, którą objęta była rodzina Nadii.
Matka dziewczynki zgłosiła znęcanie
20.-letnia Magdalena i 25-letni Artur K. mieszkali z Nadią w jednej z podjasielskich wsi. Kobieta wprowadziła się z córką do domu rodziców. Wcześniej powiadomiła policję, że partner się nad nią znęca. Funkcjonariusze założyli rodzinie "Niebieską kartę".
Do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarnowcu informacja o Niebieskiej Karcie wpłynęła 16 października. Dzień później - 17 października - pracownicy GOPS mieli rozmawiać z 20-latką i jej matką, u której po rozstaniu z partnerem przez ostatnie dwa tygodnie mieszkała razem z dzieckiem. Jak mówiła nam kierowniczka ośrodka Beata Matuszyk, zgłoszenie dotyczyło wyłącznie przemocy, jaką 25-latek miał stosować wobec swojej partnerki. - Nie było wzmianki o dziecku - podkreślała. Powiedziała też, że ani 20-latka, ani dziecko nie miały "śladów noszących znamiona przemocy".
Nadia miała połamane kończyny i uraz głowy
19 października Nadia trafiła do Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie z ciężkimi obrażeniami: urazami głowy, złamaniami nóg i rąk. Matka dziewczynki twierdziła, że Nadia wypadła jej z rąk. Lekarze stwierdzili u dziewczynki zespół dziecka maltretowanego - była nadpobudliwa i lękliwa.
Szpital zawiadomił policję, a dziecko trafiło na stół operacyjny, a następnie na oddział neurologiczny z uwagi na wykryte urazy głowy. Później przez pewien czas było utrzymywane w śpiączce farmakologicznej.
Pod koniec 2023 roku, z uwagi na dalszy proces leczenia związanego z urazami neurologicznymi głowy, Nadia została przewieziona do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
Zobacz reportaż "Uwagi" TVN: Rodzice skatowali czteromiesięczną Nadię? "Powiedziała, że dziecko jej wypadło"
Dziewczynka trafiła do rodziny zastępczej
Sąd ograniczył, do czasu prawomocnego zakończenia postępowania, władzę rodzicielską obojgu rodzicom dziecka. Do opieki nad dziewczynką została wyznaczona rodzina zastępcza, gdzie dziewczynka trafiła pod koniec grudnia.
Matka Nadii chciała, żeby dzieckiem zaopiekowali się dziadkowie. Jednak Sąd Rejonowy w Jaśle nie wyraził na to zgody.
Rodzicom dziewczynki rozszerzono zarzuty
Rodzice Nadii usłyszeli zarzut znęcania się nad "osobą nieporadną z uwagi na wiek". Po tym, jak do prokuratury wpłynęła opinia biegłych lekarzy, którzy badali dziewczynkę - chodzi o szczegółowe opinie sądowo-lekarskie w zakresie obrażeń ciała dziecka, ich rozległości, charakteru i czasu powstania - zarzuty zostały im zmienione i teraz oboje są podejrzani o znęcanie się nad "osobą nieporadną z uwagi na wiek" ze szczególnym okrucieństwem.
Za te czyny grozi im kara pozbawienia wolności od roku do 10 lat. Przy wcześniejszym zarzucie zagrożenie karą było niższe - wynosiło od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
Podejrzani nie przyznali się do zarzucanych czynów i złożyli obszerne wyjaśnienia. Szczegółów ich treści prokuratura, ze względu na dobro postępowania i charakter sprawy, nie podaje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: REC Stock Footage/Shutterstock