Pani Wiktoria z Jasła (woj. podkarpackie) przez kilka lat żyła ze złośliwym guzem w piersi. Kobieta bała się operacji i nie konsultowała swojego stanu ze specjalistą, a zmiana stale rosła. Guz utrudniał jaślance codzienne czynności – kobieta nie mogła się schylać, bo przewracała się pod jego ciężarem. Po operacji okazało się, że ważył blisko 10 kilogramów.
Zmiana została zoperowana we wrześniu zeszłego roku w Szpitalu Specjalistycznym w Jaśle. Pani Wiktora zgłosiła się tam po namowie zaprzyjaźnionej pielęgniarki, która zaniepokoiła się jej stanem. Z niechcianym "współlokatorem" żyła od kilku lat. – Ta pani była sparaliżowana strachem – tłumaczy dr n. med. Szymon Niemiec, kierownik oddziału chirurgii ogólnej i onkologicznej w jasielskim szpitalu, który przeprowadził zabieg.
Pacjentka wyznała mu, że bała się przede wszystkim powikłań po interwencji chirurgicznej. – Poskutowało też to błędne przekonanie, że nowotworu nie należy ruszać, bo jak się ruszy, to on "się uzłośliwi" albo rozsieje – lekarz podkreśla, że to mit. Ani usuwanie guzów, ani biopsja nie mają wpływu na stopień złośliwości nowotworu.
- Wręcz przeciwnie, guz musi być nakłuty i zbadany – zaznacza dr Niemiec.
Czytaj też: "Polska jest krajem wysoko rozwiniętym, a umieralność na raka piersi, zamiast spadać, to rośnie"
"Jak nowo narodzona"
Dziś już wiadomo, że chociaż guz w piersi pani Wiktorii okazał się złośliwym włókniakomięsakiem, to kobieta jest całkowicie wyleczona. Sama operacja też przebiegła bez zakłóceń. Nie było nawet konieczne przetoczenie krwi, bo pacjentka krwawiła mniej, niż spodziewali się lekarze. – Wykonaliśmy radykalne usunięcie piersi z tym guzem, które praktycznie nie różniło się od standardowej mastektomii – mówi chirurg.
- Pacjentka wybudziła się w bardzo dobrym stanie, na drugi dzień była bardzo zadowolona, mówiła, że wreszcie pozbyła się tego balastu, który jej ciążył, i czuje się jak nowo narodzona – wspomina rozmówca tvn24.pl. I dodaje: - Ten guz utrudniał jej codzienne funkcjonowanie, kiedy chciała dać pieskowi coś do miseczki, to się przewracała pod ciężarem.
- Nie było żadnego bólu, to było bezobjawowe, tylko duże i ciężkie – wspomina dziś już wolna od brzemienia nowotworu pani Wiktoria. I apeluje do innych: – Ja się bałam i doprowadziłam się do maksimum. Należy kontrolować się wcześnie, rozmawiać z lekarzem, nie bać się lekarzy.
Jak zauważa dr Niemiec, przypadek pani Wiktorii może być ewenementem na skalę światową. To za sprawą rozmiaru zmiany: guz ważył 9,85 kg. - W piśmiennictwie takiej koincydencji rozpoznania histopatologicznego i wielkości guza nie znaleźliśmy. Nic takiego nie było opisywane – mówi chirurg.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock / Szpital Specjalistyczny w Jaśle, dr n. med. Szymon Niemiec