Ze sporymi problemami dotarła na zgrupowanie w Hiszpanii kielecka Korona. Z powodu fatalnych warunków atmosferycznych w Krakowie i Berlinie znacznie opóźnił się przylot "złocisto-krwistych" do Malagi, skąd zawodnicy odjeżdżali do ośrodka w San Roque.
Niemiecka zima sprawiła, że podopieczni Jose Rojo Martina około 40 minut krążyli nad berlińskim lotniskiem, zanim pilotowi udało się wylądować. Ze względu na spore opóźnienie kielczanie mieli zaledwie 10 minut, by przesiąść się do kolejnego samolotu, którym mieli lecieć do Malagi. Okazało się jednak, że na drugi kurs zamieniono samoloty, przez co drużynie przyszło lecieć mniejszym modelem. Bagaże? Nie ma Na tym nie koniec przygód Korony. Już po wylądowaniu w Maladze okazało się, że drużyna... nie mogła odebrać swoich bagaży. - Wszyscy ustawiliśmy się przy taśmie, która raz po raz „wypluwała” kolejne bagaże pasażerów z naszego samolotu. Ludzi przy taśmie zaczęło się robić coraz mniej, i mniej, i mniej… W końcu zostaliśmy tylko my. Taśma przestała jechać. Konsternacja! Gdzie są nasze bagaże?! Ze stoickim spokojem wyjaśnił to jeden z pracowników lotniska – "Będą jutro". Złożenie reklamacji, okazanie 30 dowodów nadania bagażu zajęło kolejne 60 minut - poinformował rzecznik klubu Paweł Jańczyk. Zmiana planu treningowego Liczne zamieszania podczas podróży do San Roque sprawiły, że już pierwszego dnia zgrupowania trener Pacheta musiał zmienić plan zajęć. Zamiast porannego treningu zawodnikom zafundowana została analiza taktyczna.
Autor: ekstraklasa.tv / Źródło: korona-kielce.pl