Czwartek, 11 listopada Polski Bruce Lee pochodzi z... Olsztyna. I choć nie gra w filmach, Roman Lichacz jest nowym mistrzem świata w chuantong wushu czyli klasycznej formie kung fu. Sukces odniosła zresztą cała reprezentacja w kung fu na mistrzostwach świata w Chinach.
Fascynacja kung fu zwykle zaczyna się od filmów z Brucem Lee czy Jackiem Chanem. W tym przypadku było podobnie. - To był chyba fragment filmu z Jackie Chanem - chyba "Pijany Mistrz". I gdzieś tam coś we mnie strzeliło - wspomina dziś.
Tak strzeliło, że w tym roku z turnieju w Azji przywiózł dwa medale: złoty w konkurencji form ręcznych i brąz za pokaz walki z halabardą.
Jego koleżanka ze szkoły po turnieju w Chinach Beata Engel jest podwójną wicemistrzynią świata. W formach ręcznych i w pokazach z bronią krótką.
Shaolin w Olsztynie
Wyjazd na mistrzostwa świata do Chin był jego marzeniem i wielkim wyzwaniem. W końcu patrzyli na niego nie tylko trenerzy i działacze, ale także uczniowie z założonej ponad 20 lat temu szkoły "Shaolin" w Olsztynie oraz... uczniowie podstawówki nr 9, gdzie uczy WF-u.
- Byłem przerażony powiem szczerze... Chiny to są Chiny i jak gdzieś tam się człowiek na tych Azjatów popatrzy w internecie czy w telewizji, to szczeka opada a oczy wychodzą z orbit - mówi.
Trudno bowiem zapomnieć, że Chiny to kolebka kung fu a sami Chińczycy to mistrzowie jakich mało. - Oczekiwania były takie, żeby dać z siebie wszystko, zrobić jak najlepiej, a zobaczymy jak wyjdzie - mówi Beata Engel, wicemistrzyni świata.
I udało się. - Okazuje się, że można. Okazuje się, że to są ludzie tacy sami jak my - mówi trener Lichacz.
Wór medali
Że można, udowodniła zresztą cała Polska drużyna: 18 zawodników zdobyło tam 23 medale. W tym 4 złota. W klasyfikacji generalnej Polska znalazła się w pierwszej dziesiątce.
A konkurencja była duża, bo w turnieju brało udział ponad 2 tysiące zawodników z 83 ekip z całego świata. - To jest największy sukces, jeśli chodzi o konkurencje form tradycyjnych. To jest tak, jakby ekipa bokserów chińskich przyjechała na mistrzostwa Europy i zdobyła powiedzmy dwanaście medali - mówi Dariusz Piwowarski, prezes Polskiego Związku Wushu.
Szkoda tylko, że za medale nie dostają żadnej - poza uściskiem prezesa - nagrody. Nawet na zawody muszą jeździć za własne pieniądze. Kung fu nie jest bowiem dyscypliną olimpijską.
- Ludzie którzy to robią, nie są zainteresowani stroną finansową. Bo trzeba dużo dać a poza satysfakcją nic nie ma - mówi trener. A kolejna szansa, by pokazać w Chinach, że Polacy potrafią za dwa lata.