Piątek, 4 lutego 24-letni Dawid jest podejrzany o to, że kierując samochodem pod wpływem alkoholu, zabił czterech pasażerów. Po wypadku, w którym został ranny, zamiast do aresztu trafił do szpitala. Teraz lekarze określają jego stan jako dobry, ale mimo to mężczyzna nie zastosowano wobec niego ani dozoru policyjnego ani aresztu. Pozostaje na wolności, a przed sądem odpowie z wolnej stopy.
Samochód, którym kierował pijany mężczyzna, wpadł pod tira tuż po wyjeździe ze stacji benzynowej. W sklepie na stacji, jak mówią świadkowie, pasażerowie kupowali alkohol.
Bez środka zapobiegawczego
Trzej mężczyźni, którzy zginęli w wypadku, pochodzili z Łagówka, maleńkiej wioski w Lubuskiem. Ich rodziny wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało i są oburzone, że kierowca jest na wolności.
Ewa Grześkowiak Prokurator Rejonowy w Świebodzinie wyjaśnia, że sąd nie zastosował żadnego środka zapobiegawczego ze względu na stan zdrowia podejrzanego, więc mężczyzna może się ukrywać, by uniknąć kary. Może też w każdej chwili wyjechać z kraju. Sąd odpowiada, że brak nadzoru to też wina prokuratury. - Na każdym etapie postępowania przygotowawczego prokuratura może zastosować środek zapobiegawczy, np. dozór policyjny - mówi Aneta Felka-Duszczak prezes sądu w Świebodzinie.
"Odpokutuje za co ma odpokutować"
Matka Dawida zapewnia jednak, że nie zamierza się on uchylać się od odpowiedzialności. - Jest świadom tego co zrobił i odpokutuje, za co ma odpokutować - zapewnia. Dodaje, że "w takim stanie chłopak na pewno nie ucieknie".
Lekarze ze szpitala ze Świebodzina nie potwierdzają jednak "ciężkiego stanu" Dawida. - Skorzystał z porady chirurga i odjechał - mówią.
Rodzina ofiar tragicznego wypadku martwi się, że "sprawa zostanie zamieciona pod dywan" i jest oburzona tym, że mimo, że chłopak przebywa na wolności nie przeprosił za to, co zrobił.
Podjerzany był już prawomocnie skazany za jazdę samochodem po pijanemu. Teraz grozi mu do 12 lat więzienia.