Gdy Etiopczyk Feyisa Lilesa przekraczał linię mety podczas olimpijskiego maratonu, ostatniej konkurencji igrzysk, podniósł w górę skrzyżowane ręce. Później, już na podium, to powtórzył. Wszytko - jak wyjaśnił - w geście protestu przeciwko rządom w jego kraju.
Lilesa ukończył maraton na drugim miejscu. To był drugi srebrny i w sumie ósmy medal dla Etiopii. Ale radości na twarzy zawodnika nie sposób było dostrzec. Oprócz tego zapamiętano uniesione nad głowę skrzyżowane ręce, z jakimi pokonał ostatnie metry wyczerpującego biegu.
- O co chodzi? - dopytywano. Maratończyk wyjaśnił później. Po biegu, a przed medalową dekoracją, w czasie której ponownie uniósł symbolicznie ręce. - Jeśli wrócę do Etiopii, mogą mnie zabić. Jeśli tego nie zrobią, to pewnie wtrącą mnie do więzienia - przyznał zmartwiony o los swój, żony i dwojga dzieci.
Kilkaset zabójstw w 7 miesięcy
Etiopski biegacz w ten sposób opowiedział się przeciwko represyjnym rządom w jego ojczyźnie, w której antyrządowe protesty są krwawo tłumione. Według czerwcowego raportu organizacji Human Rights Watch, zajmującej się ochroną praw człowieka, tylko przez siedem miesięcy w Etiopii zamordowano ponad 400 cywili. - Moi krewni są w więzieniu. Jeśli mówią o rządach prawa, to są zabijani - podkreślł Lilesa. Stacja CNN poprosiła rzecznika etiopskiego rządu o komentarz do sprawy. - On nie powinien się martwić. To bohater Etiopii - zapewnił w rozmowie z Amerykanami Getachew Reda. Nie wiadomo, czy taka deklaracja uspokoiła sportowca. Przyznał, że rozważa emigrację do Kenii bądź Stanów Zjednoczonych.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl, "New York Times"