Czwartek, 9 grudnia Kałuża pod prądem tuż obok jednego z osiedli w Bydgoszczy. O tym, jak groźna może być wilgoć wokół kabli energetycznych przekonał się pewien mieszkaniec miasta wyprowadzając na spacer psa. I zwierzę i jego właściciel zostali porażeni prądem.
To miał być zwykły, wieczorny spacer z psem. Nagle w jego trakcie syn Beaty Kowalskiej z Bydgoszczy usłyszał głośny skowyt ich psa - Astry. Chwilę wcześniej zwierzę podbiegło do kałuży, żeby napić się wody. Zostało jednak porażone prądem, zesztywniało i zaczęło skomleć.
Prąd na chodniku
- Wszystkiego można się spodziewać, ale nie prądu na chodniku – oburza się pani Beata.
A jej syn tak wspomina całe zdarzenie. - Złapałem psa za obrożę, odepchnął mnie, wpadłem do kałuży. No i popieścił mnie prąd. Zesztywniała mi cała prawa strona, ręka, szyja – mówi pan Dariusz.
Mężczyzna właśnie wyszedł ze szpitala, ale ze względu na opuchliznę i nieustanny ból głowy wciąż pozostaje pod kontrolą lekarzy.
Miejsce wypadku zabezpieczono. A firma energetyczna zapewnia, że do takiej sytuacji nigdy wcześniej nie doszło i nigdy dojść nie powinno.
Sprawę bada policja
Kabel został uszkodzony, pojawiło się napięcie, które przeniosło na kałużę i chodnik – mówi Lech Drzewiecki, rzecznik prasowy Enea, operator w Bydgoszczy.
Komisja powołana przez Eneę nie odpowiedziała na razie na pytanie czy to zaniedbanie z ich strony czy też ktoś z zewnątrz uszkodził instalację. W obu przypadkach można jednak mówić o odpowiedzialności za narażenie życia i zdrowia.
- Każdą taką sytuację należy sprawdzić. Policjanci ustalają czy doszło do popełnienia przestępstwa bądź wykroczenia – mówi Maciej Osiński z bydgoskiej policji.
Komisja powołana przez firmę energetyczną ma zakończyć pracę w ciągu tygodnia. Natomiast w czwartek dokumenty w tej sprawie trafiły do bydgoskiej prokuratury.
mac