Smutny samolot z piłkarzami reprezentacji Polski odleciał do San Marino, gdzie biało-czerwoni we wtorek zagrają z outsiderem grupy H. Szanse na awans do mundialu w Brazylii mają nikłe, ale zapewniają, że nie złożą broni. - Jeśli wygramy, to jakieś światełko w tunelu jeszcze widzę. Dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe - mówił przed odlotem Waldemar Sobota.
Ostatni remis Polski z Czarnogórą sprawił, że drużyna Waldemara Fornalika niemal pogrzebała swoją szansę na grę w przyszłorocznych mistrzostwach świata. Aby ta sztuka biało-czerwonym się udała, muszą wygrać trzy ostatnie spotkania i liczyć na potknięcia konkurencji. TUTAJ ROZPISALIŚMY OPTYMISTYCZNE WARIANTY.
Szanse na wyjazd do Brazylii jeszcze są, ale niewielkie. Matematycy policzyli, że wynoszą one 0,017%.
Kadrowicze nie tracą jednak resztek nadziei. - Musimy do tego meczu podejść poważnie. Nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza, jak tylko zwycięstwo. Jeśli wygramy, to jakieś światełko w tunelu jeszcze widzę. Dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe - mówił przed wylotem ze stołecznego lotniska Sobota.
Polecieli poobijani
Polacy odlecieli do San Marino mocno poobijani. - Mecz z Czarnogórą kosztował nas mnóstwo sił. Będzie trochę zmian - zapowiedział rzecznik reprezentacji Tomasz Rząsa. Na pewno we wtorek nie zagra Robert Lewandowski, który po piątkowym spotkaniu narzekał na stłuczenie stopy i problemy z kolanem. Za niego awaryjnie Fornalik sięgnął po Marcina Robaka ze szczecińskiej Pogoni. Z San Marino nie wystąpią również obrońcy Kamil Glik (kartki) i Jakub Wawrzyniak (uraz).
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl