Nie Neymar, nie Hulk ani nie Oscar. Bohaterem Brazylii w meczu 1/8 finału mistrzostw świata z Chile był bramkarz Julio Cesar. Po spotkaniu okazało się, że golkiper Canarinhos przewidział, że będzie bohaterem rzutów karnych.
Po 120 minutach gry w Belo Horizonte był remis 1:1. O tym, kto awansuje do ćwierćfinału miały zadecydować rzuty karne.
- Przed karnymi Julio uspokajał nas: strzelajcie pewnie, a ja trzy obronię. To było z góry przesądzone - oświadczył obrońca Brazylijczyków Thiago Silva.
Trzy kroki od marzenia
Tak też się stało. 34-letni bramkarz obronił uderzenia z jedenastu metrów Mauricio Pinilli i Alexisa Sancheza. Z kolei trzeci z Chilijczyków Gonzalo Jara trafił w słupek i konkurs karnych wygrali Brazylijczycy.
Po meczu Cesar emanował skromnością. - To był bardzo trudny mecz, tak jak się spodziewaliśmy. Ciążyła na nas ogromna presja, ale potrafiliśmy sobie z nią poradzić. Cztery lata pracowaliśmy na to, by dziś być w tym punkcie. Jeszcze tylko trzy kroki, a spełnimy swoje marzenia i wszystkich Brazylijczyków - stwierdził.
- Dzięki Julio Cesarowi awansowaliśmy. Bóg chciał, żebyśmy grali dalej - dodał z kolei Hulk. W ćwierćfinale gospodarze mundialu zagrają z Kolumbią, która pokonała Urugwaj w Rio de Janeiro 2:0.
Autor: lukl / Źródło: sport.tvn24.pl