Czwartek, 11 lutego W Rostkowie pod Płockiem nieomal doszło do wielkiej tragedii. Matka trójki małych dzieci na kilkanaście minut wyszła do sklepu, pozostawiając je bez opieki. W tym czasie w domu wybuchł pożar. Dzieci z płonącego budynku w ostatniej chwili wyprowadził sąsiad. Oprócz strat materialnych, rodzice maluchów mają teraz większy problem: uratowane przez bohaterskiego mężczyznę pociechy może im teraz odebrać sąd.
Przyczyną pożaru, który niemal doszczętnie strawił dom państwa Jeżewskich, był najprawdopodobniej piecyk. Iskra spadła na podłogę, a po chwili płonęło już całe mieszkanie.
Mieszkanie, w którym znajdowała się trójka małych dzieci - dwu, trzy i pięcioletnie. I to prawdopodobnie jedno z nich otworzyło piecyk, czym doprowadziło do zaprószenia ognia. Do tragedii było bardzo blisko, tym bardziej, że dzieci były w domu same.
Bohater z sąsiedztwa
Jedna z sąsiadek zauważyła pożar i szybko wezwała straż pożarną. W tym czasie jej brat był już w płonącym domu i ratował maluchy.
- Na tak niskim pułapie od podłogi był tlen, że głowę trzymałem niziuteńko, bo nie mogłem złapać oddechu - opisuje trudne chwile bohaterski sąsiad, Adam Woźnicki. - Żar był, dużo dymu, dużo żrącego czarnego dymu - dodaje.
Choć dzieci uratował, bohaterem się nie czuje. - Jak ktoś usłyszy płacz dziecka, to każdy by chyba zareagował w ten sposób... - skromnie wypowiada się pan Adam.
Poszła po zakupy
Dzieci w domu były same tylko przez chwilę. Kiedy ich ojciec był w pracy, matka poszła tylko po mleko i chleb do pobliskiego sklepu. Nie wzięła ze sobą dzieci, bo było zimno. - Gdybym wiedziała, że to się stanie, zabrałabym je ze sobą, albo nie wyszła - zapewnia Martyna Jeżewska.
Jej pociechy żyją, ale kobieta straciła dorobek całego życia. Dom nie nadaje się do zamieszkania, a całe jego wyposażenie spłonęło. Ogień strawił nawet portfel z pieniędzmi, który został w domu.
Ale kłopoty z mieszkaniem to teraz nie jedyny problem Jeżewskich. Za pozostawienie dzieci bez opieki grozi im nadzór kuratorski, a nawet odebranie rodzicielskiej opieki.
Opinie mają dobrą, ale zadecyduje sąd
Mimo dobrej opinii u sąsiadów, a także u opieki społecznej, sprawą Jeżewskich zajmie się sąd rodzinny. - Powiadomię sąd rodzinny i nieletnich, poproszę o wgląd w rodzinę z uwagi na to, że istnieje niebezpieczeństwo, że może się taka sytuacja powtórzyć i konsekwencje byłyby tragiczne - zapowiada Honorata Nagórka z ośrodka Pomocy Społecznej w Straroźrębach.
Rodzina prawdopodobnie dostanie jedynie opiekę kuratora, ale możliwe też, że sąd odbierze im dzieci. I tego najbardziej obawiają się Jeżewscy. - Ja jestem młody, ale wydaje mi się, że dobrym ojcem byłem. Tak mi się wydaje - mówi Konrad Jeżewski, który w trakcie pożaru był w pracy. - Starałem się jak najlepiej, a przez tę chwile wyszło tak, jak wyszło - dodaje.
W płockiej policji zapowiadają, że dokładnie będą badać całą sprawę. - Mimo tej nieposzlakowanej opinii, musimy wszystko dokładnie sprawdzić, bo jednak życie, zdrowie, dzieci zostało narażone na ogromne niebezpieczeństwo - mówi policjantka Anna Lewandowska. A rodzice cudem uratowanych maluchów liczą, że jednak ich nie stracą.