Mundial w USA w 1994 zakończył się dla Argentyńczyków totalną katastrofą. Nie dość, że nie doszli nawet do ćwierćfinału, to ich ukochany Diego Armando Maradona po dwóch meczach zakończył udział w turnieju. U największej gwiazdy w historii Albicelestes wykryto efedrynę - to był dla niego koniec gry w kadrze.
Od tego czasu nad Argentyńczykami wisi klątwa - na kolejnych czterech finałach MŚ nie udało im się przejść 1/4 finału. A przecież w swoich szeregach mają piłkarza, którego już jakiś czas temu namaścili na następcę "boskiego Diego".
Dla Lionela Messiego, bo o nim mowa, będzie to już trzeci mundial. W poprzednich dwóch nie potrafił sprostać oczekiwaniom i grać na miarę swojego wielkiego poprzednika. Inna sprawa, że nie potrafił grać nawet w połowie tak dobrze, jak to robi w Barcelonie, w której strzela średnio prawie gola w każdym spotkaniu. W reprezentacji nie jest to nawet połówka tego.
W 86 meczach trafił do siatki rywali 38 razy, co robiłoby niesamowite wrażenie w przypadku prawie każdego innego piłkarza (może oprócz Cristiano Ronaldo), ale tu wydaje się niezrozumiałą aberracją.
Tym razem końcówka sezonu w klubie była w jego wykonaniu, delikatnie mówiąc, nie najlepsza, a FCB nie wygrała żadnego trofeum. Pojawiły się nawet plotki, że kapitan Albicelestes oszczędza siły na mistrzostwa świata i w Brazylii po raz kolejny objawi swój geniusz. Jeżeli Argentyna ma przejść ćwierćfinał, w którym może spotkać się np. z Portugalią, to będzie potrzebowała Messiego w najwyższej formie.
NAJWIĘKSZE GWIAZDY:
Sergio Aguero
Messiemu sporo miejsce poświęciliśmy wyżej, więc tutaj wyjątkowo go pominiemy.
Gdy Sergio jest zdrowy, to potrafi w pojedynkę przesądzić o losach meczu, a czasem nawet o mistrzostwie. Tak było dwa lata temu w ostatniej kolejce Premier League, gdy golem na 3:2 w meczu z QPR zapewnił tytuł Manchesterowi City. Dodajmy, kosztem znienawidzonego przez The Citizens United.
Jest niezwykle szybki i świetnie wyszkolony technicznie, ale najbardziej fanom imponują jego zadziorność, waleczność i zaangażowanie na boisku. Jest pierwszym obrońcą w swojej drużynie i zwłaszcza w reprezentacji Argentyna ma to niebagatelne znaczenie. Nie ma takiej drużyny na świecie, w której dysproporcje pomiędzy potencjałem ofensywnym, a defensywnym byłyby tak wielkie. Zatem gra Aguero zarówno pod bramką rywali, jak i w destrukcji będzie kluczem do sukcesu zespołu prowadzonego przez Alejandro Sabellę.
Angel di Maria
Zdaniem ekspertów jest to jeden z najbardziej niedocenianych piłkarzy na świecie. Od lat notuje po kilkanaście asyst w sezonie w zespole Realu, ale do tej pory nie może przekonać do siebie kibiców.
Powodem może być to jak gra - jego ataki bywają chaotyczne, a zaangażowanie w akcje defensywne przeważnie pozostawia wiele do życzenia. Jednak, gdy się stara to pokazuje, że nie tylko jest doskonałym dryblerem, ale również świetnie podającym boiskowym artystą, który potrafi zaskoczyć obronę rywali nie tylko silnym i płaskim dośrodkowaniem.
W reprezentacji spełnia rolę pomocnika, więc nie będzie mógł sobie pozwolić na przestoje i odpoczynek w obronie, jak to ma miejsce w Realu, gdzie na ogół gra na skrzydle. Od tego ile włoży wysiłku i jak mocno będzie harował zależy w dużej mierze, jak daleko zajdzie Argentyna w tym turnieju.
CZYNNIK X - DETERMINACJA
W grupie z Bośnią, Nigerią i Iranem jest tylko jeden faworyt. Tak jak nikt nie wyobrażał sobie, by Argentyna nie wygrała eliminacji w strefie południowoamerykańskiej (nie grała Brazylia - gospodarz), tak teraz wydaje się niemożliwym, by ktoś przeszkodził jej w awansie z pierwszego miejsca.
Ale co dalej? Albicelestes tracą wiele goli i często ekipa Sabelli nie jest w stanie strzelić gola więcej od rywali. Atakiem wygrywa się mecze, ale to obrona zdobywa mistrzostwa. Jeżeli biało-błękitni marzą o tym, by wejść w buty Maradony i spółki, to muszą z pełnym wykazać się determinacją nie tylko w ataku, ale przede wszystkim w destrukcji.
Argentyna gra z kontry, gdzie superszybcy Messi, Aguero i di Maria czują się jak ryby w wodzie. Ale z tak świetnie zorganizowanymi zespołami jak Niemcy czy Brazylia taka taktyka raczej się nie sprawdzi. Chyba, że przebudzi się czterokrotny zdobywca Złotej Piłki, choć i tym razem bez "ręki Boga" może się nie obejść.
Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com