Poniedziałek, 19 lipca Nocne burdy, dzwonienie domofonami, prezerwatywy na klatce schodowej – mieszkańcy łódzkiego bloku mają dość agencji towarzyskiej. Właścicielem mieszkania jest… pracownik sądu. Zapewnia, że nie wiedział, czym się trudni jego lokatorka. Ale administracja informowała go o tym już w marcu.
Gdy reporter TVN24 podał się za klienta agencji towarzyskiej, bez problemu dostał namiary na lokal i cennik. Za godzinę – 100 złotych. Po pięciu minutach, kiedy ekipa „Prosto z Polski” pojawiła się z kamerą, ta sama kobieta nagle zmieniła zdanie. Zapewniała, że pod tym adresem agencji towarzyskiej nikt nie prowadzi.
W poniedziałek, wyjątkowo, klienci byli odsyłani z kwitkiem, ale jutro można już się umawiać. I tak – jak twierdzą sąsiedzi - jest od kilku miesięcy. - Prezerwatywy leżą na klatce, domofonami dzwonią w nocy – mówi mieszkający w tej samej klatce mężczyzna. Większość nie chce pokazywać twarzy, bo boi się właściciela lokalu. A właścicielem jest… pracownik wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi.
"Najemca regularnie płaci czynsz, to i właściciel jest zadowolony"
Mężczyzna nie zgodził się na spotkanie. W rozmowie telefonicznej zapewniał, że osobiście tam nie mieszka, natomiast zgodnie z literą prawa wynajmuje lokal. A że jest tam agencja towarzyska, dowiedział się z lokalnej gazety, kilka dni temu. Tymczasem administrator budynku pokazuje dokumenty, z których wynika, że właściciel o wszystkim powinien wiedzieć już w marcu, bo wtedy zostało wysłane do niego pismo z informacją, co się w jego mieszkaniu dzieje.
- Myślę, że ma pełną świadomość, że tam jest agencja towarzyska. Ale to pewnie jest najemca, który regularnie płaci czynsz, to i właściciel jest zadowolony – uważa administrator budynku Maciej Niewiadomski.
Prostytucja to nie przestępstwo
Myślę, że ma pełną świadomość, że tam jest agencja towarzyska. Ale to pewnie jest najemca, który regularnie płaci czynsz, to i właściciel jest zadowolony administrator budynku Maciej Niewiadomski
Lokatorzy tego bloku mogą sami wystąpić na drogę sądową przeciwko właścicielowi lokalu i próbować pozbawić go własności za uciążliwe sąsiedztwo. - Tak silna uciążliwość sąsiedztwa, żeby sąd nakazał sprzedaż lokalu, jest bardzo trudna do udowodnienia – nie ukrywa Maciej Niewiadomski.
Dlatego nikt pewnie z tego rozwiązania nie skorzysta. Na szczęście właściciel lokalu zapewnił, ze uciążliwe sąsiedztwo skończy się w lipcu, bo w trybie natychmiastowym rozwiązuje umowę z panią, która wynajmuje od niego mieszkanie.