|

Ocaliła mu życie, ryzykując własne. Dziś nie ma nawet grobu

Niezwykła historia rodziny, która ukrywała Romana Polańskiego
Niezwykła historia rodziny, która ukrywała Romana Polańskiego
Źródło: archiwum prywatne

- Tata zawsze mówił, że mam wujka w Ameryce. Byłem taki dumny! – wspomina Stanisław Buchała. Jego ojciec aż do śmierci był przekonany, że Romek, z którym w czasie wojny wypasał jałówkę i objadał się niedojrzałymi gruszkami, to jeden z jego braci. Prawda była inna: rodzina Buchałów w 1943 roku zaryzykowała życie i przygarnęła pod swój dach małego żydowskiego chłopca. Romana Polańskiego.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Dziś Stanisław Buchała ma około 60 lat. Dopiero trzy lata remu poznał prawdę o wzruszającym bohaterstwie swojej babci Stefanii. Jego ojciec niechętnie mówił o swoim dzieciństwie. Trudno się dziwić – najmłodsze lata Ludwika upłynęły w cieniu biedy i wojny.

- Jak miał humor, to mi coś opowiadał, ale jak nie miał, to nawet nie podchodziłem. Może to miało być tabu do końca – zastanawia się Buchała. I dodaje: - Jak to dziecko, czasem wypytywałem o rodzinę. Wtedy tata mi mówił o jakimś wujku w Ameryce, z którym nie ma już kontaktu. Teraz wiem, że miał na myśli Polańskiego.

Historia rodziny Buchałów i okoliczności, w jakich przyjęli pod swój dach dziewięcioletniego Żyda została zbadana przez Specjalną Komisję Instytutu Jad Waszem w Jerozolimie. W uznaniu ich zasług rodzinie przyznano tytuł "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata". Odznaczenie w imieniu nieżyjących dziadków odbierze Stanisław Buchała.

Jeden brat więcej

Wiele wskazuje na to, że Ludwik Buchała aż do śmierci uważał "Romka" za prawdziwego, a nie przyszywanego wujka swojego syna. Za własnego brata.

Polański został przywieziony do Wysokiej przez Jankę, starszą siostrę Ludwika. Dziewczyna mieszkała w Krakowie i była spowinowacona z rodziną Putków, która wcześniej ukrywała Romana w mieście. Ludwik miał wtedy około siedmiu lat. Z gromady jego rodzeństwa w Wysokiej przebywali wówczas niepełnosprawna siostra Jaga i brat Marcin, a Janka przyjeżdżała co jakiś czas. Rodzice, chcąc chronić tożsamość żydowskiego chłopca, zapewne powiedzieli dzieciom i reszcie wsi, że to kolejny krewniak. To była powszechna praktyka wśród osób, które udzielały schronienia małym uciekinierom z gett. Jak wspomina sąsiadka rodziny, w Wysokiej ukrywało się więcej Żydów – ona sama kojarzy przynajmniej troje. Kim byli i co się z nimi stało? Tego nie wiadomo.

Tak samo jak Polański przyjechał z Janką do Wysokiej, tak samo w ostatnich miesiącach wojny został przez nią zabrany z powrotem do Putków. Nic dziwnego, że w toku tych wydarzeń i powojennego zamieszania wspomnienia Ludwika uległy zniekształceniu. I że do końca życia miał żal, że po wyjeździe z Wysokiej Romek zerwał kontakt i przestał interesować się rodziną. A przynajmniej tak się Ludwikowi wydawało.

Ludwik Buchała
Ludwik Buchała
Źródło: archiwum prywatne

Bo Polański w istocie szukał po wojnie swoich wybawców. Najpierw jednak on i jego ojciec, ocalony z obozu koncentracyjnego, musieli stanąć na nogi. Później władza ludowa krzywym okiem patrzyła na tchnące "zgniłym Zachodem" filmy reżysera, przez co Polański był zmuszony emigrować. Dopiero w latach 70. przyjechał do Wysokiej, odnalazł chałupę Buchałów u stóp góry Mosiórki. Opuszczoną.

"Poszedłem przyjrzeć się chałupie, w której niegdyś znalazłem schronienie. Była tak mała, że nie mogłem pojąć, jak zdołaliśmy się tam w szóstkę pomieścić" – pisał później reżyser w swojej autobiografii.

Zapukał do sąsiadów, pytał o Stefanię Buchałową. Dowiedział się, że umarła na gruźlicę w latach 50.

"Pytał o jakiegoś Ludwika"

- To było w 1977 albo 78 roku, w grudniu. W święta Bożego Narodzenia, dobrze to pamiętam. Myśmy mieszkali w nowym domu, a powyżej był taki stary, opuszczony. On tam zajrzał, ale nie zastał nikogo, więc zapukał do nas. Droga pod górę była nieprzejezdna, zasypana śniegiem. Mówił, że zostawił samochód na dole i przyszedł na piechotę – opowiada Renata Harmatysowa. Jej rodzina od lat mieszka w Wysokiej, poniżej domu Buchałów.

- Powiedział, że kiedyś się tam ukrywał, pytał moich rodziców o jakiegoś Ludwika, z którym on się wychowywał. Moja mama go rozpoznała, pamiętała go po tylu latach! – opowiada Harmatysowa w rozmowie z tvn24.pl. Wizyta Polańskiego nieco poruszyła wspomnienia staruszki. Kobieta mieszkała w domu położonym nieco niżej niż gospodarstwo Buchałów. – Kojarzyła, że ktoś tam jest. We wsi mówili: "Żydek, Żydek". Że kogoś żydowskiego pochodzenia ktoś przywiózł z Krakowa – wspomina pani Renata. Czy Władysława wówczas kojarzyła, że Romek od Buchałów to właśnie "Żydek"? Nie wiadomo.

Roman Polański w poszukiwaniu Buchałów odwiedził mieszkańców Wysokiej
Roman Polański w poszukiwaniu Buchałów odwiedził mieszkańców Wysokiej
Źródło: archiwum prywatne

Pani Władysława niechętnie opowiadała swojej rodzinie o czasach wojny. Z jej napomknień składa się dość ponury obraz biedy w gospodarstwie u stóp Mosiórki. – Bardzo ubogo żyli, ten Buchała chyba w ogóle nie pracował. Coś mi się obiło o uszy, że był chyba szewcem. Zbierali gruszki, czereśnie, głównie takimi rzeczami się żywili – mówi pani Renata. Jak dodaje, wieś raczej nie była bogata, jednak rodzina jej matki miała chociaż trochę zboża; Buchałowie nie mieli nawet tego. Tylko kilka kur i jałówkę sąsiadów, którą opiekowali się w zamian za niezrealizowaną nigdy obietnicę, że gdy krówka będzie cielna, dostaną nieco mleka.

Jedynym "zbytkiem", na który pozwalali sobie Buchałowie według wspomnień pani Władysławy, była choinka na Boże Narodzenie. Największa, jaka mieściła się w chałupie. – Tę choinkę mieli bardzo ładnie, bogato wystrojoną – mówi pani Renata.

Chociaż mieszkańcy Wysokiej nie słyszeli wcześniej nazwiska Polańskiego i nie wiedzieli o jego filmach, to jego wizyta zapadła w pamięć pani Renaty. Reżyser przyjechał prosto z "Zachodu", był powiewem nowości w Polsce Ludowej.

- Troszkę żeśmy go ugościli. Zrobił nam zdjęcie wspólne przy stole. Miał taki mały aparacik, czegoś takiego wcześniej nie widzieliśmy, trochę nie wierzyliśmy. Obiecał, że przyśle nam te zdjęcia, i faktycznie po jakimś czasie przyszły – mówi pani Renata.

Zdjęcie mieszkańców Wysokiej autorstwa Romana Polańskiego
Zdjęcie mieszkańców Wysokiej autorstwa Romana Polańskiego
Źródło: archiwum prywatne

Rodzina pani Renaty była ciekawa, jak chłopak z Wysokiej radzi sobie w życiu. - Szwagier się go zapytał: "a gdzie masz żonę?". Powiedział chyba, że żonę mu jakaś mafia zabiła. W jakich okolicznościach, to już go nie wypytywaliśmy – wspomina Harmatysowa.

(Sharon Tate została brutalnie zamordowana przez sektę Charlesa Mansona w 1969 roku. Była w dziewiątym miesiącu ciąży)

Odcięci od świata i wojny

Reżyser opisał w swojej biografii okoliczności, w jakich trafił do Wysokiej. Z krakowskiego getta wydostał go jego ojciec tuż przed likwidacją.

"W dniu ostatecznej likwidacji getta, 13 marca 1943 roku, ojciec obudził mnie przed świtem. Poszliśmy na plac Zgody (dziś: plac Bohaterów Getta – red.), w miejsce niewidoczne dla strażników, na tyłach wartowni SS. Ojciec spokojnym ruchem przeciął obcęgami drut kolczasty. Uścisnął mnie szybko i po raz ostatni prześlizgnąłem się na drugą stronę".

(Ojciec Polańskiego trafił do obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen, udało mu się przeżyć wojnę. Matka została zamordowana w Auschwitz)

Ryszard Polański próbował zabezpieczyć byt syna przed zesłaniem do obozu. Zebrał wszystkie oszczędności nierozkradzione przez Niemców, w tym ubrania i zegarek po żonie, i przekazał je znajomym, którzy miel ukryć Romana u siebie. Nie wiadomo, co skończyło się szybciej – pieniądze czy chęć ryzykowania życiem dla małego Żyda. Polański był przekazywany z rąk do rąk, aż w końcu jedna z rodzin wywiozła go do Wysokiej i przekazała Stefanii Buchałowej. Ta przyjęła go pod swój dach zupełnie za darmo.

Żydowskie dzieci w getcie, 1939
Żydowskie dzieci w getcie, 1939
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na wsi łatwiej było się ukryć niż w mieście. Zwłaszcza w odciętej od świata Wysokiej, w chałupie pod Mosiórką. - Wieś była odcięta od świata, a dom był w ogóle odcięty od wsi. Był osobno, pod taką górą, żeby nikt tam nie wszedł. I Niemcom się tam nie chciało wchodzić, jak mi się wydaje, a jak jechali drogą, to było ich widać z daleka. Dlatego to był dobry punkt, żeby dziecko tam ukryć – zauważa Stanisław Buchała.

dron
Wieś Wysoka, w której ukrywał się podczas wojny Roman Polański
Źródło: KRK FILM

Grobu nie ma

Buchała nie ma "własnych" wspomnień ze wsi, na której wychowywał się jego ojciec i "wujek z Ameryki". - Tata mówił, że kiedyś pojedziemy do dziadka i babci, do Wysokiej. Ale nigdy nie dojechaliśmy, a oni pomarli – wspomina mężczyzna.

Przez lata pan Stanisław nie myślał o "wujku z Ameryki", a Roman Polański porzucił nadzieję na odnalezienie krewnych swojej wybawicielki. Ich losy połączył jednak powstający film o młodości Polańskiego i Ryszarda Horowitza, wybitnego fotografika. Jego twórcy wykonali tytaniczny wysiłek, by odnaleźć żyjącego potomka Stefanii Buchały i doprowadzić do jego spotkania z Romanem Polańskim.

Wpis o Stefanii Buchałowej w księgach parafialnych Wysokiej
Wpis o Stefanii Buchałowej w księgach parafialnych Wysokiej
Źródło: KRK FILM

– Szukaliśmy kilka lat – mówi Anna Kokoszka-Romer, współproducentka filmu. – Jeździliśmy do Wysokiej, pytaliśmy, czy ktoś zna albo pamięta rodzinę Buchałów. Tak trafiliśmy do domu ich sąsiadów. I dowiedzieliśmy się, że Jan i Stefania zmarli, a ich dzieci rozpierzchły się po świecie.

Filmowcy postanowili odnaleźć miejsce pochówku Buchałów. Po wielu wyprawach na lokalny cmentarz, brnięciu w śniegu i zapewnieniach miejscowych, że Stefania Buchałowa zmarła we wsi i tu została pochowana, pomocy udzielił im proboszcz Adam Stawarz. – To on pomógł nam odnaleźć Stefanię w księgach parafialnych. Niestety, okazało się, że najprawdopodobniej nikt nie opłacał jej grobu, więc po latach została ekshumowana, a w tym miejscu został pochowany ktoś inny – tłumaczy Kokoszka.

Pozostała jednak nadzieja na znalezienie któregoś z potomków Buchałów. – To była duża rodzina, więc szanse na odnalezienie któregoś z dzieci lub wnuków były spore – zaznacza Mateusz Kudła, współproducent filmu.

plejerka do premium
Twórcy filmu o poszukiwaniach potomków Stefanii Buchałowej
Źródło: KRK FILM

Nie oznacza to, że było łatwo. Filmowcy musieli przewertować sterty starych książek telefonicznych i obdzwonić setki osób o pasujących nazwiskach. W końcu udało się odnaleźć dwóch Stanisławów Buchałów. Pierwszy, już nieżyjący, był synem Jana Buchały z pierwszego lub drugiego małżeństwa i w 1939 roku pracował jako hejnalista na Wieży Mariackiej. Drugi to syn Ludwika Buchały i wnuk Stefanii oraz Jana.

- O tym, że babcia ukrywała Romana Polańskiego, pan Stanisław dowiedział się od nas. Był tym zupełnie zaskoczony – opowiada Mateusz Kudła. – Podczas rozmowy wyjął z kieszeni koszuli jakieś zawiniątko. To były fotografie sprzed 70 lat, a na nich… Stefania Buchała! Kobieta, której odwaga uratowała życie małemu chłopcu – relacjonuje współproducent.

Stanisław Buchała przyniósł na plan filmowy zdjęcie babci
Stanisław Buchała przyniósł na plan filmowy zdjęcie babci
Źródło: Robert Słuszniak / KRK FILM

(Niemal) beztroskie dzieciństwo

Mężczyźni spotkali się właśnie w Wysokiej, na planie filmu. Wnuk Stefanii pokazał "wujkowi z Ameryki" zdjęcie babci i napisany przez nią list. Scena znajdzie się w powstającej produkcji. - Byłem mile zaskoczony, czułem dumę, wiedziałem, skąd pochodzę – wspomina swoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do wsi pan Stanisław. Dodaje też, że Polański podzielił się z nim swoimi wspomnieniami z dzieciństwa, których Ludwik Buchała nie mógł lub nie chciał przekazać synowi. - Dużo się o swojej rodzinie od Polańskiego dowiedziałem – przyznaje nasz rozmówca.

Stanisław Buchała, Ryszard Horowitz i Roman Polański w Wysokiej
Stanisław Buchała, Ryszard Horowitz i Roman Polański w Wysokiej
Źródło: Robert Słuszniak / KRK FILM

Reżyser opowiadał o jałówce, którą razem z Ludwikiem wypasali, i o wyprawach na niedojrzałe gruszki, które kończyły się bólami brzucha. O tym, że któregoś razu chłopcy ze wsi wrzucili go do stawu z kaczkami – trochę ze złośliwości, a trochę, by nauczył się pływać. Nie pominął też tych najważniejszych wspomnień – o babci i dziadku pana Stanisława.

- Polański wspominał, że w domu to jednak babcia rządziła. Dziadek to był taki lekkoduch, dbał o siebie. Chciał tylko, żeby sadzić tytoń, a babcia go za to karciła – mówi Buchała. Stefania była pracowitą kobietą i gorliwą katoliczką. Każdego dnia budziła domowników, śpiewając "Kiedy ranne wstają zorze".

Tak Polański wspominał gospodynię w swojej autobiografii: "Całe życie rodzinne koncentrowało się wokół Buchałowej, silnej i energicznej, choć wychudłej kobiety, której chustka zawiązana na głowie była równie nieodłącznym atrybutem, co szczerbaty uśmiech. Powiew cywilizacji, jaki wnosiła do domu, sprawiał, że życia stawało się znośne. Była osobą głęboko religijną, chociaż się z tym nie afiszowała, łagodną i wrażliwą, acz niemal równie niepiśmienną, co jej mąż".

- Miała dużo dzieci, to i dużo roboty – podsumowuje wnuk Stefanii.

Stefania i Jan Buchałowie
Stefania i Jan Buchałowie
Źródło: archiwum prywatne

Jak wspomina mężczyzna, dla najmłodszych mieszkańców wsi dziewięcioletni Polański "był światowy, bo pociągiem przyjechał". - Z domu do linii kolejowej to była cała wyprawa, mój tata nie wierzył, że coś takiego jest – mówi pan Stanisław.

To właśnie Polański, jeśli wierzyć jego autobiografii, pewnego dnia zabrał małego Ludwika na stację, by pokazać mu pociąg. Opowiadał mu też o elektryczności, która pozwala zapalać światło w całym domu jednym przyciskiem. Ludwik niedowierzał.

- Polański był równo traktowany z innymi dziećmi. I dzieci też go traktowały jako "swojego", tak wynika z opowieści mojego taty – mówi pan Stanisław.

Stefania Buchała z dziećmi
Stefania Buchała z dziećmi
Źródło: archiwum prywatne

"I że chałupa taka pusta…"

Ludwik niewiele mówił synowi o swoim dzieciństwie. O toczącej się wojnie pewnie wiedział, chociaż w chałupie Buchałów bardziej palącym problemem najprawdopodobniej była bieda. Tym bardziej wzbudza podziw fakt, że Stefania Buchałowa zgodziła się przyjąć na wychowanie jeszcze jedno dziecko, jeszcze jedną buzię do wykarmienia.

"W rzeczywistości ich życie było codzienną walką o przetrwanie. (…) Na nasz codzienny wikt składały się gotowane, solone kartofle i zacierki, czasami - jeśli rodzina mogła sobie na to pozwolić – doprawione odrobiną mleka. Chleb od piekarza był za drogi, więc Buchałowa sama piekła zwykły razowiec z otrębami. Ziarno mełliśmy ręcznie na prymitywnych żarnach, które mogłyby uchodzić za średniowieczny przeżytek" – czytamy w autobiografii Polańskiego.

- Bieda piszczała, po wojnie tak samo. Nie było wesoło, musieli oddawać kontyngent państwu. Mało co im zostało, mój tata też nie za bardzo mógł im pomóc. Umarli w biedzie – wzdycha Stanisław Buchała.

Rodzina Buchałów w Wysokiej
Rodzina Buchałów w Wysokiej
Źródło: archiwum prywatne

Mimo tego, jak podkreśla mężczyzna, odwiedzenie wisi, w której dorastał Ludwik przyniosło mu radość. - Cieszyłem się, że tata tak jakby dotrzymał słowa i pojechałem zobaczyć Wysoką, jego rodzinne strony. Szkoda, że on tego nie doczekał. I że chałupa taka pusta… Żadnych śladów, wymiotło wszystkich. A taka rodzina była duża – wspomina.

Sprawiedliwi wśród Narodów Świata

Ciche bohaterstwo Buchałów nie pozostało niezauważone. Kilka lat temu, po spotkaniu ze Stanisławem Buchałą, Roman Polański złożył w instytucie Jad Waszem w Izraelu wniosek o nadanie Stefanii Buchałowej tytułu "Sprawiedliwej wśród Narodów Świata". Wcześniej był przekonany, że wszyscy jej potomkowie nie żyją.

"Stefania Buchała zapewniła mi schronienie, ryzykując życie własne i swojej rodziny" – wyznał Polański w świadectwie, dołączonym do wniosku. "To była wrażliwa, łagodna i ciężko pracująca kobieta" – wspominał. Jad Waszem przychyliło się do wniosku Polańskiego.

- Kiedy usłyszałem tę historię, poczułem dumę, że się odważyli. Podziwiam to. Dobrze, że ktoś to docenia i pamięta. Była wojna, ludzie patrzyli na siebie wilkiem, a tu jednak ktoś okazał człowieczeństwo, i to w takiej biedzie – komentuje Stanisław Buchała.

Polakom ukrywającym Żydów groziła śmierć
Polakom ukrywającym Żydów groziła śmierć
Źródło: Wikipedia/IPN

Tytuł "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" to najwyższe rangą izraelskie odznaczenie cywilne. Przyznawane jest od 1963 roku przez jerozolimski Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Jad Waszem za zasługi osobom i rodzinom, które z narażeniem własnego życia i życia swoich bliskich, nie licząc na zysk, ratowały Żydów z Zagłady podczas II wojny światowej.

Według danych instytutu Jad Waszem ze stycznia 2020 roku, odznaczonych zostało 27712 osób. W tym 7112 Polaków, będących najliczniejszą grupą wśród Sprawiedliwych.

Ludzie uznani za "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata" otrzymują specjalnie wybity medal z ich nazwiskiem, dyplom uznania oraz przywilej uwiecznienia ich nazwisk na Ścianie Honoru w Ogrodzie Sprawiedliwych w Instytucie Jad Waszem w Jerozolimie.

Ceremonia wręczenia medalu odbędzie się w najbliższych dniach w ambasadzie Izraela w Warszawie.

Roman Polański i Ryszard Horowitz podczas wizyty w Wysokiej
Roman Polański i Ryszard Horowitz podczas wizyty w Wysokiej
Źródło: Robert Słuszniak / KRK FILM
Czytaj także: