Premium

18 godzin nagrań z przedszkola. "Proszę pani, jak to przesłuchałam, przeżyłam załamanie nerwowe"

Zdjęcie: Shutterstock

Krzyki, płacze, piski dzieci. I nauczycielki, które mówią o nich "oszołomy", a woźna wyzywa od "czubków" - opowiada Anna, matka 5-letniego Piotrusia. To nagrał dyktafon, który ukryła w kieszeni spodni syna. Złożyła zawiadomienie do prokuratury. Pod koniec grudnia ubiegłego roku do sądu trafił akt oskarżenia. Przeciwko pani Annie.

Jak relacjonuje matka 5-latka, problemy jej syna zaczęły się w październiku 2022 roku. Zauważyła, że z dziecka wesołego, które chętnie chodziło do przedszkola, zmienił się w dziecko nerwowe i wystraszone.

- Syn został zapisany do przedszkola jako dwuipółlatek, lubił je. W październiku 2022 roku doszła nowa nauczycielka. Po kilku tygodniach, odbierając syna, zastałam go siedzącego w kącie zlanego potem i roztrzęsionego. Nauczycielka siedziała nad nim na krześle. Powiedziałam, że w takim stanie nigdy dziecka nie odbierałam, na co ona odparła, że syn powinien być w grupie, w której jest mniej dzieci. Nie usłyszałam nic więcej, przyjęłam to do wiadomości. Ale został. Od tego momentu nauczycielka unikała mnie, nie miałam z jej strony żadnych informacji o funkcjonowaniu syna w przedszkolu. Zakładałam, że wszystko jest w porządku - mówi Anna.

O zachowaniu Piotrusia rozmawiała z drugą nauczycielką.

Anna: - Ta pani opowiadała, że Piotruś biega w kółko, pluje, rzuca zabawkami. Dopytywałam, co spowodowało takie zachowanie. Mówiła, że nie wie, że nie wychwyciła, nie zauważyła.

Zachowanie chłopca w domu zaczęło jednak być dla jego rodziców niepokojące.

- Sygnałem ostrzegawczym było dla mnie to, że syn zaczął się jąkać. Z dnia na dzień gasł, był coraz mniej radosny. Z przedszkola odbierałam dziecko, którego nie poznawałam. Przez całą drogę do domu nawet się nie odzywał, dopiero wieczorem wracał do siebie, rozmawiał, bawił się. Mimo to wykazywał większą agresję, szybko się denerwował, rzucał zabawkami. Potem przed wyjściem rano do przedszkola pojawiły się ataki histerycznego płaczu, że nie chce iść do przedszkola, że boi się pani. Dopytywany dlaczego, mówił, że pani jest niemiła, że krzyczy. Zapaliła mi się czerwona lampka - opowiada matka pięciolatka.

Anna sama jest nauczycielką. Uczy języka angielskiego w szkole w Ostródzie. W tym samym zespole szkół mieści się również przedszkole, do którego posłała Piotrusia. Zespołem szkolno-przedszkolnym zarządza ten sam dyrektor. Jest przełożonym zarówno nauczycielek z przedszkola, jak i pani Anny.

Syn Anny niemal codziennie płakał przed wyjściem do przedszkola. Rodzice czuli się bezradni. W desperacji, jak mówi matka Piotrusia, wraz z mężem podjęli decyzję, by nagrać syna w przedszkolu.

- Mąż kupił dyktafon. To był dla nas jedyny sposób, by dowiedzieć się, co dzieje się w trakcie zajęć - wyjaśnia.

Rodzice czuli się bezradni (zdjęcie ilustracyjne)Shutterstock

Co nagrał dyktafon

Był 17 marca 2023 roku. Mąż Anny ukrył dyktafon w kieszeni spodni, które Piotruś miał cały czas na sobie. Urządzenie nagrywało przez sześć godzin to, co działo się w pomieszczeniach, w których akurat był chłopiec, czyli najczęściej w sali przedszkolnej. Potem jeszcze 4 i 5 kwietnia rodzice zdecydowali się nagrać po sześć godzin pobytu dziecka w placówce. Łącznie urządzenie zarejestrowało 18 godzin spędzonych przez Piotrusia w przedszkolu.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam