|

Marianna w ciele Marine. Kim jest, a kogo widzą w niej Francuzi?

Kandydatka skrajnej prawicy swój przepis na "uporządkowanie Francji", choć często modyfikowany, sprzedaje już od ponad dekady. Czy tym razem, gdy już trzeci raz ubiega się o prezydenturę, Francuzi zdecydują się wybrać właśnie jej polityczne menu?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Na podest pewnym krokiem wchodzi rozpromieniona kobieta, witana burzą oklasków. Bije od niej radość, chociaż za uśmiechem na twarzy skrywa się niepewność. Po jej prawej stronie dumnie prezentuje się flaga w narodowych barwach. W sferze symboliki to już orędzie głowy państwa, ale na razie z pozycji pretendenta.

Zaczyna klasycznie, od podziękowań. Ale zaraz pojawiają się słowa o pokorze i nadziei, które szybko dobierają się w pary z niezależnością i niepodległością. Oświadcza, że jest pełna nadziei, iż to "początek odbudowy kraju". Krótko potem rozpoczyna się prezentacja politycznego credo. Wybrzmiewają hasła o zapewnianiu suwerenności we wszystkich dziedzinach, o przywróceniu bezpieczeństwa dla wszystkich, o tym, że "każdy będzie miał dostęp do osobistego rozwoju i szczęścia". Towarzyszy temu zapewnienie, że "Republika nie zapomni o żadnym ze swoich dzieci".

Tego, czy te słowa pozostaną tylko w sferze deklaracji, czy też w przyszłości dostaną szansę, aby stać się ciałem, dowiemy się w najbliższą niedzielę. Francuzi zdecydują o tym, czy w Pałacu Elizejskim będzie mogła zacząć zadomawiać się nowa lokatorka, czy też żadna przeprowadzka potrzebna nie będzie. A zazwyczaj przeprowadzka idzie w parze z porządnym sprzątaniem. Bo właśnie o "uporządkowaniu Francji" podczas wieczoru wyborczego po pierwszej turze wyborów mówiła Marine Le Pen. Kandydatka skrajnej prawicy, przedstawicielka Zjednoczenia Narodowego wydaje się być najbliżej prezydentury w całej swojej dotychczasowej karierze.

Tyle że na jej drodze kolejny raz stoi Emmanuel Macron. Według sondaży to właśnie obecny przywódca Francji ponownie dostanie mandat od francuskiego społeczeństwa. Ale, jak uczy historia prezydenckich starć, kaprys wyborcy może okazać się znacznie potężniejszym ładunkiem niż wszelkie analizy i notowania, nawet te, które w możliwie najdokładniejszy sposób próbują odczytać sympatie i antypatie demosu.

Co musi się stać

10 kwietnia urzędujący prezydent realnie poczuł na plecach oddech Marine Le Pen. Otrzymał w pierwszej turze 27,85 procent głosów, a kandydatka skrajnej prawicy - 23,15 procent. Chociaż takie wyniki były spodziewane, to jednak potwierdziły, że Francja stoi w politycznym rozkroku, a potknięcie się któregoś z kandydatów na ostatniej prostej może okazać się szczególnie dotkliwe i bolesne.

Co zatem może spowodować, że Marine Le Pen będzie mogła zabrać się za zapowiadane przez nią porządki nad Sekwaną?

Doktor Łukasz Maślanka, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych do spraw Francji, twierdzi, że szanse Le Pen na pokonanie Macrona są skromne, chociaż istnieją. - Mogłaby wygrać w razie bardzo dużej demobilizacji tych wyborców, którzy w drugiej turze poszliby - chętnie lub nie - zagłosować na Macrona, chociażby po to, żeby zablokować drogę do władzy skrajnej prawicy. To jest tak naprawdę jedyny scenariusz, który mógłby przynieść Marine Le Pen zwycięstwo - ocenia ekspert.

Zdaniem Maślanki, aby Le Pen mogła realnie myśleć o wyborczym zwycięstwie, musiałaby zachęcić część wyborców, zwłaszcza kandydata skrajnej lewicy Jean-Luca Melenchona, który w pierwszej turze uzyskał trzeci wynik, do tego, żeby zagłosowali właśnie na nią albo żeby w ogóle nie poszli do urn. - Musi powalczyć przede wszystkim o głosy tych Francuzów, u których dominującym poczuciem jest wściekłość na istniejący system. Może liczyć głównie na poparcie większości wyborców Zemmoura [innego prawicowego kandydata, który zajął czwarte miejsce - red.], ale nie musi się jakoś specjalnie o nie starać. Kluczowym będzie elektorat Melenchona, to, jaki odsetek spośród nich zagłosuje na Le Pen. W ostatnich wyborach prezydenckich w 2017 roku 11 procent wyborców Melenchona zagłosowało w drugiej turze na Le Pen, 36 procent wstrzymało się lub wrzuciło głos nieważny, a 53 procent zagłosowało na Macrona - przypomina analityk.

To swoiste polityczne déjà vu to element francuskiej praktyki wyborczej ostatnich dziesięcioleci. Trzech kandydatów z najlepszymi wynikami z pierwszej tury w 2022 roku brało udział w poprzedniej walce o Pałac Elizejski. Wtedy również ostatecznie na placu boju pozostali Macron i Le Pen, a Melenchon odpadł w przedbiegach, chociaż zajął wówczas nie trzecie, a czwarte miejsce. Powtórka z rozrywki, chciałoby się powiedzieć. Ale takich przypadków nad Sekwaną było znacznie więcej. Wielokrotne stawanie w szranki, często bez finalnego sukcesu w postaci zwycięskiej walki o prezydenturę, to trwały element krajobrazu francuskiej sceny politycznej. Do wyborów stawali i dwukrotnie je przegrywali i Francois Mitterand, i Jacques Chirac. W obu przypadkach dopiero za trzecim razem udało im się do siebie przekonać wyborców. Później obaj otrzymywali jeszcze reelekcję. Trzykrotnie, dokładnie w tych samych wyborach, co Le Pen - a więc w latach 2012, 2017 i 2022 - startował również Melenchon. Ojciec obecnej kandydatki, Jean Marie Le Pen, o prezydenturę bił się aż pięciokrotnie, ale tylko raz, w 2002 roku, udało mu się wejść do drugiej tury.

Żelazo prezydentury wykuwa się w kraju Napoleona i De Gaulle’a powoli.

Polityczne złoto nad Sekwaną

Losy kandydatki Zjednoczenia Narodowego zdają się wpisywać w tezę, że walka o prezydenturę we Francji to raczej polityczny maraton niż sprint. Do Frontu Narodowego, czyli partii, którą pół wieku temu zakładał jej ojciec, wstąpiła w latach 90. Przez długi czas była jego polityczną prawą ręką, prowadziła między innymi jego kampanię wyborczą w 2007 roku. Jednak ich drogi rozeszły się w 2015 roku, kiedy został wyrzucony z partii. Na czele Frontu Narodowego (od 2021 roku Zjednoczenia Narodowego) Le Pen stanęła w 2011 roku. Po dekadzie ustąpiła z pozycji partyjnej liderki, ciągle pozostając jednak dla wielu Francuzów ideowym symbolem tego ugrupowania.

Jej polityczna kariera obfitowała we wzloty i upadki. Do tych pierwszych należy między innymi zwycięstwo Frontu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku, do porażek można zaliczyć wspomniane już dwie batalie o prezydenturę, chociaż polityczny kapitał zebrany na przestrzeni lat wydaje się procentować właśnie teraz. Długowieczność Marine Le Pen ma jednak swoje źródła między innymi w tożsamościowej bolączce dużej części francuskiego społeczeństwa.

- Jej ojciec, ale przede wszystkim ona, trafili na coś, co w Polsce nazywa się obecnie politycznym złotem. Polityczne złoto we Francji jest związane z kwestią tożsamości Francuzów. I w tych ostatnich kilku dekadach de facto odpowiedź na to pytanie jest utrudniana poprzez bardzo duży napływ od czasu wojny w Algierii imigracji z byłych kolonii francuskich i rozmywanie się tej dawnej francuskiej tożsamości. Problem z tożsamością jest dzisiaj tak naprawdę głównym problemem politycznym, który zaostrza się, kiedy globalizacja, zamiast ułatwiać, utrudnia rozwój rynku francuskiego - ocenia dr hab. Katarzyna Pisarska, przewodnicząca Rady Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, profesor w Szkole Głównej Handlowej.

Nauka na błędach 

Le Pen po swojej kampanii prezydenckiej w 2017 roku była krytykowana między innymi za radykalizm, za to, że na tle Macrona słabo wypadała w debatach. Jej wyborczą hipotekę obciążały też polityczne doświadczenia jej ojca, mimo że już wtedy się od niego odcięła. Czego wyborcze porażki z 2012 i 2017 roku nauczyły kandydatkę skrajnej prawicy? 

Doktor Łukasz Maślanka uważa, że przez pięć lat od ostatnich wyborów prezydenckich udało jej się zbudować wizerunek polityczki, która jest blisko ludzi, zwłaszcza tych wyborców z klas ludowych, tych Francuzów z mniejszych ośrodków, którzy uważają, że ich dostęp do awansu społecznego jest zablokowany zarówno z przyczyn ekonomicznych, jak i kulturowych. Zdaniem eksperta dużą rolę w politycznym oddziaływaniu Le Pen na jej elektorat odegrał też brexit. - Wizja Francji jako państwa niezaangażowanego, które nie musi się podporządkować Unii Europejskiej, tym mitycznym biurokratom z Brukseli. To też ma duże znaczenie. Do bardzo wielu Francuzów trafia przekaz, że trzeba odzyskać kontrolę nad tym, jak państwo jest rządzone i są skłonni głosować na kandydatkę, która już nie postuluje wyprowadzenia Francji z Unii Europejskiej ani nawet ze strefy euro, ale bardzo silnie akcentuje konieczność przywrócenia przewagi prawa krajowego nad prawem unijnym. To znaczy, że byłaby skłonna prowadzić politykę sprzeczną z przepisami unijnymi wtedy, kiedy uznałaby, że wymagają tego interesy Francji - tłumaczy ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Dodaje, że chodzi tu głównie o sprawy ekonomiczne. - Le Pen reprezentuje program bardzo mocno protekcjonistyczny, chce wspierać rodzimy przemysł, rodzimą gospodarkę także wtedy, kiedy wchodzi to w kolizję z prawem unijnym - podkreśla. Krytykuje Macrona m.in. za to, że w niewystarczającym stopniu udało mu się zmodyfikować dyrektywę o pracownikach delegowanych na niekorzyść państw Europy Środkowej.

Również profesor Pisarska wskazuje, że Le Pen wyciąga wnioski z poprzednich porażek. - Ona dotyka tematów niezwykle dzisiaj ważnych dla Francuzów, a więc kwestii tożsamościowej. Ale nauczyła się, żeby omijać wielkie rafy, przez które Francuzi uważaliby, że jest zbyt radykalna - ocenia. - Więc ona po prostu ciągle się uczy, a że w ostatnich latach Francja bardzo przesunęła się na prawo, to ona tę przestrzeń wypełnia i wypełnia ją bardzo dobrze - dodaje. 

Marianna w ciele Marine

Czym jeszcze Le Pen chce do siebie przekonać Francuzów? Doktor Maślanka twierdzi, że kandydatka Zjednoczenia Narodowego kreuje "matczyny wizerunek osoby bardzo łagodnej". - To też bardzo kontrastowało z rozhisteryzowanym Erikiem Zemmourem, który cały czas krzyczy, zaperza się, a jednocześnie jest o wątłej postawie ciała, co czasem sprawia niezamierzony efekt komiczny. Na tym tle Marine Le Pen w zasadzie przypomina Mariannę, symbol Francuskiej Republiki, czyli osobę bardzo spokojną, matczyną, a jednocześnie otaczającą opieką Francuzów. I to działa na tych wyborców - zaznacza analityk.

- Ona po prostu wydaje się bardzo zrównoważonym politykiem, unikającym kwestii kontrowersyjnych, ale jednocześnie od czasu do czasu akcentujących te swoje skrajnie prawicowe korzenie. To znaczy, że nadal dostrzega, że imigracja jest jednym z największych problemów Francji i że trzeba ją znacząco ograniczyć, ale nie poprzez krzyki i nawoływanie do pogromu, ale poprzez politykę państwa, która tę imigrację ogranicza - wskazuje. I dodaje, że Le Pen "starała się dążyć do dediabolizacji swojego wizerunku".

Maślanka zwraca również uwagę, że osobiste poparcie dla kandydatki w wyborach prezydenckich nie idzie w parze z poparciem dla jej politycznego zaplecza. - Francuska polityka poprzez bardzo silną rolę, jaką w jej systemie odgrywa prezydent, jest spersonalizowana. Zauważmy, że poparcie dla Le Pen nie przekłada się jakoś bardzo na poparcie dla Zjednoczenia Narodowego we francuskim systemie politycznym. Co prawda osiągnęło bardzo dobry wynik w ostatnich wyborach europejskich, ale jeżeli spojrzymy na francuski parlament, to tam właściwie przedstawicieli partii Le Pen nie ma, bo we Francji obowiązuje większościowa ordynacja do parlamentu, i to z drugą turą. Ta ordynacja została wymyślona właśnie po to, żeby likwidować kandydatów ekstremistycznych - tłumaczy.

Jako paradoks określa fakt, że chociaż Le Pen uzyskała w ostatnich wyborach prezydenckich ponad 30 procent głosów w drugiej turze, a teraz może uzyskać nawet więcej, to we francuskim parlamencie jej partia jest praktycznie niereprezentowana. - Jest to rzeczywiście w dużej mierze fenomen tej osoby, która odpowiada sporej liczbie Francuzów - twierdzi Łukasz Maślanka.

Ruchy tektoniczne i niezużycie władzą

A co dotychczasowe wyborcze wyniki Le Pen mówią o samych Francuzach? Zdaniem eksperta PISM świadczy to przede wszystkim o "buncie części społeczeństwa przeciw elitom", przeciw dwóm ugrupowaniom - socjalistom i gaullistom - które sprawowały naprzemiennie władzę w V Republice aż do 2017 roku.

Kreśląc polityczny krajobraz Francji ostatnich lat, Maślanka przekonuje, że "Macron jest owocem tego buntu, bo to polityk reprezentujący Francję otwartą na świat, Francję entuzjastyczną, przychylną globalizacji, ale jednocześnie polityk, który żongluje postulatami prawicy, lewicy, w zależności od tego, jak mu to odpowiada". - A z drugiej strony jest Le Pen, która postuluje odrzucenie globalizacji, która podkreśla znaczenie suwerenności narodowej, lokalności. I jest trzeci polityk, Melenchon, który też odrzuca tę wersję globalizacji, przedstawia swoją własną. To jest odzwierciedlenie bardzo poważnych ruchów tektonicznych we francuskim społeczeństwie, których głównym efektem jest uwiąd tradycyjnych partii umiarkowanych i pojawienie się nowych bohaterów sceny politycznej, reprezentujących globalizm, lokalizm albo alternatywną wersję globalistyczną, niechętną globalizmowi - analizuje.

Kogo więc Francuzi chcą widzieć w Le Pen? Jakie dostrzegają w niej wartości, co przyciąga ich do kandydatki skrajnej prawicy?

Doktor Maślanka zaznacza, że to zależy od segmentu wyborców. - Wśród wyborców Le Pen jest bardzo dużo ludzi młodych, którzy czują, że ich możliwości awansu są zablokowane. W ich oczach jest to reprezentantka pewnego buntu, ale jednocześnie buntu, który nie jest zupełnie skoncentrowany na kwestiach tożsamościowych, tylko bierze też pod uwagę potrzeby socjalne. Wśród starszych wyborców Le Pen jest to nostalgia za dawnymi czasami, kiedy w ich oczach żyło się spokojniej, Francja była bardziej jednolita kulturowo, narodowościowo, kiedy polityka europejska, unijna nie odgrywała takiej wielkiej roli, kiedy suwerenność narodowa była bardziej akcentowana. Trochę nostalgia, powrót do tradycji, tradycyjnego patriotyzmu - mówi ekspert.

- To też jest dość przewrotne, bo Le Pen często odwołuje się do generała de Gaulle'a, podczas gdy jej ojciec Jean Marie Le Pen i jego towarzysze zakładali partię, która była wroga gaullizmowi, która wyrosła raczej z tradycji Vichy i OAS - organizacji, która de Gaulle’a chciała zamordować. Więc dziś Le Pen przedstawia się, zwłaszcza w polityce zagranicznej, jako kontynuatorka tradycji niezależnej polityki zagranicznej generała de Gaulle'a - dodaje.

Zdaniem profesor Pisarskiej na korzyść Le Pen może działać to, że kandydatka Zjednoczenia Narodowego ciągle jest "niezużyta władzą". - Ona do władzy nigdy nie doszła. Ona nie miała okazji polec na byciu częścią systemu, pozostaje nadal nieelitarna, poza elitami. Właściwie jedyne funkcje, jakie pełniła, to że była posłanką do Parlamentu Europejskiego. To jest tak naprawdę jedyne miejsce, gdzie można było ją oceniać pod względem sprawowania jakiegokolwiek stanowiska politycznego. Przez to jest ta świeżość u niej, chociaż nie jest świeżym kandydatem - dodaje profesor. Le Pen zasiadała w Parlamencie Europejskim w latach 2004-2017. 

Polityczne menu Marine Le Pen

To swoiste połączenie umiejętnego grania na francuskich emocjach i resentymentach, połączone z obsługiwaniem społecznych lęków, sprawia, że Marine Le Pen, podobnie jak wielu innych pretendentów do najwyższych państwowych stanowisk, opanowała grę na wielu politycznych fortepianach. 

- Teraz jest taka tendencja, że politycy bardzo instrumentalnie traktują postulaty prawicy i lewicy i starają się zlepić z tego jakieś autorskie menu, które sprowadza się do konfrontacji między kandydatami, politykami, popierającymi globalizm, w naszej wersji - NATO, integrację europejską, sojusz euroatlantycki, a z drugiej strony politykami, którzy to kwestionują, którzy dążą do podkreślenia znaczenia lokalności, suwerenności narodowej, samodzielności - wylicza Łukasz Maślanka.

Co więc, pozostając w tej kulinarnej metaforyce, znajduje się w politycznym menu Le Pen? W karcie dań głównymi pozycjami są - jak przedstawia to ekspert PISM - siła nabywcza, pokój i lokalizm. 

Wskazuje, że jednym z głównych postulatów tej kandydatki jest ochrona siły nabywczej Francuzów przed inflacją, przed wysokimi cenami energii, przed drożejącą żywnością, przed wpływem rozmaitych zewnętrznych zjawisk, wstrząsów, takich jak wojna, pandemia, które mają wpływ na życie zwykłych Francuzów. - To jest absolutnie temat numer jeden w ogóle w tegorocznej kampanii wyborczej, a zwłaszcza w programie Le Pen - podkreśla Maślanka.

Kolejną kwestią jest szeroko rozumiana polityka bezpieczeństwa. Doktor Maślanka wskazuje, że tutaj wizja Le Pen to "Francja jako państwo niezaangażowane, neutralne, które nie angażuje się w politykę dwóch wielkich mocarstw, czyli USA i Chin czy też Rosji". - Francja ma prowadzić własną politykę, ma być mediatorem, nie angażując się, nie prowadząc polityki, która jest skorelowana z polityką USA - tłumaczy.

Dodaje, że Le Pen jest sceptycznie nastawiona do NATO, uważa, że jest instrumentem oddziaływania USA na Europę, szkodliwym, burzącym pokój w Europie, także burzącym relacje Europy i Francji z Rosją. - W związku z czym należy wyjść nie z samego NATO, ale z dowództwa wojskowego NATO i doprowadzić do stanu, który istniał przed 2008 rokiem, kiedy Francja politycznie była członkiem NATO, ale nie uczestniczyła wojskowo w sojuszu - przypomina ekspert. Taką deklarację Le Pen złożyła 13 kwietnia podczas konferencji w Paryżu. - Jeśli zostanę wybrana na prezydenta, opuszczę zintegrowane dowództwo, ale nie zrezygnuję ze stosowania artykułu piątego Traktatu Północnoatlantyckiego o wzajemnej ochronie między członkami Sojuszu, (…). Nie oddam naszych wojsk ani pod zintegrowane dowództwo NATO, ani pod przyszłe dowództwo europejskie - oświadczyła. 

Doktor Maślanka zauważa jednak, że to, że Le Pen jest sceptyczna wobec NATO, nie oznacza, że jest sceptyczna wobec wojska. - Wręcz przeciwnie. To, że Francja powinna być państwem pozablokowym, to znaczy, że powinna mieć swoje własne siły obronne, siły odstraszania. Le Pen jest jak najbardziej zwolenniczką wzmacniania francuskiej armii, francuskich zdolności obronnych nie po to, żeby kogokolwiek atakować, ale żeby Francja mogła się samodzielnie bronić i samodzielnie decydować o tym, kiedy jej siły zbrojne i w obronie jakich interesów Francji są używane. To jest właśnie ten jej gaullizm - podkreślenie znaczenia suwerenności narodowej także w wymiarze sił zbrojnych - tłumaczy doktor Maślanka. Zauważa przy tym, że "gaullizm jest lingua franca francuskiej polityki, niezależnie od podziałów politycznych", chociaż występuje różnica w intensywności tego przekazu. - Francuzi tęsknią za niezależnością zarówno w aspekcie wojskowym, jak i gospodarczym, gdyż zauważają, że o ile politycznie są częścią Zachodu, są sojusznikami USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, o tyle w kwestiach gospodarczych interesy Francji bardzo często kolidują z interesami tych państw, bo ich gospodarki są ze sobą konkurencyjne. To jest właśnie główny motor tego francuskiego pragnienia niezależności - dodaje.

Ekspert PISM, analizując kolejne pozycje w politycznym menu Le Pen, zwraca też uwagę na jej "specyficzne rozumienie ekologii". - Ekologia jest tematem bardzo ważnym dla Francuzów i to też jest poza podziałami politycznymi. Le Pen bardzo silnie wiąże ekologię z lokalnością, to znaczy przywiązanie do własnego rolnictwa, chociaż to rolnictwo jest właśnie kulą u nogi francuskiej transformacji ekologicznej. Le Pen podkreśla swoje przywiązanie do własnej produkcji rolnej, swoją niechęć do energii wiatrowej też uzasadnia kwestiami ekologicznymi. To jest też przywiązanie do energii nuklearnej. Czyli ma swoją własną wizję ekologii, którą łączy z francuskimi interesami gospodarczymi - dodaje.

Cień rosyjskiej inwazji

Oprócz programu wyborczego, ideowych haseł i propozycji konkretnych rozwiązań pozostaje jednak reagowanie na "tu i teraz", które w tygodniach poprzedzających ostateczny wybór Francuzów naznaczone jest wyjątkowo ciemnymi barwami. Tegoroczne wybory we Francji przebiegały w cieniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Kandydatka Zjednoczenia Narodowego znana jest ze swoich prorosyjskich poglądów i bliskich relacji z Władimirem Putinem. W przeszłości twierdziła między innymi, że dokonana przez Rosję aneksja Krymu była legalna, gdyż odbyło się tam referendum, a mieszkańcy półwyspu "życzyli sobie przyłączenia na powrót do Rosji". Później zapowiadała, że jeśli zostanie prezydentem Francji, uzna przyłączenie ukraińskiego półwyspu do Rosji. Wielokrotnie także krytykowała państwa Zachodu za sankcje, jakie nałożyły na Moskwę po aneksji Krymu. W grudniu zeszłego roku w rozmowie z "Rzeczpospolitą" stwierdziła, że Ukraina "należy do sfery wpływów" Moskwy. 

Teraz, po rosyjskiej inwazji, Le Pen wydaje się być oszczędna w słowach, przedstawiając wojnę na Ukrainie jako konflikt dwóch państw, wobec którego Francja powinna zachować pozycję neutralną. 

Zdaniem Łukasza Maślanki "zatuszowanie związków z Rosją i Kremlem ułatwiła Le Pen polityka Macrona, który również w ostatnich latach prowadził politykę ugodową wobec Rosji, który też mówił tezy, które z naszego punktu widzenia są niebezpieczne - że Rosja musi być częścią europejskiej architektury bezpieczeństwa, że Europa nie może być bezpieczna bez Rosji, że powinniśmy dążyć do zrozumienia tych lęków Rosji po to, żeby nie być całkowicie zależnymi od Ameryki".

- W momencie, kiedy nastąpiła inwazja Rosji na Ukrainę, to Marine Le Pen, która wcześniej mówiła wręcz o przyjaźni z Rosją, o tym, że Rosja jest sojusznikiem Europy i Francji w walce z ekstremizmem islamskim, że trzeba uszanować zdanie rosyjskich mieszkańców Krymu, którzy dążą do tego, żeby się połączyć ze swoją wspólnotą narodową, teraz zmieniła swoją retorykę i w zasadzie głosi to, co Macron mówił przed wybuchem wojny - czyli, że Rosja złamała prawo międzynarodowe, że inwazję należy potępić, ale "nie jest w naszym interesie pchać Rosję w ramiona Chin", "że nie można sobie wyobrazić bezpiecznej Europy bez jakiegoś modus vivendi z Rosją, więc dialog i tak będzie konieczny", że "główną ofiarą sankcji nałożonych na Rosję będą francuskie firmy", że Francja ma ogromne inwestycje w Rosji - zauważa ekspert PiSM.

- Wojna w Ukrainie na pewno nie była po jej myśli - dodaje profesor Katarzyna Pisarska. - Ta koncepcja budowania nowej wielkości Francji była koncepcją Europy narodów, a więc bardzo luźnej konfederacji niektórych państw europejskich, z bardzo bliską współpracą z Rosją. A więc tak dwa bieguny europejskie - Francja i Rosja - które, jak za dawnych czasów, decydują o strefach wpływów, o swoich interesach, a są wystarczająco daleko od siebie, żeby ze sobą nie konkurować, ale mogłyby ze sobą współpracować. Na pewno Marine Le Pen zmierzała w tym kierunku - podkreśla.

Klucz do prezydenckiej szuflady

Ochrona interesów gospodarczych, poprawa sytuacji ekonomicznej francuskiego społeczeństwa, ograniczenie imigracji, polityka w zakresie bezpieczeństwa, rola w międzynarodowych sojuszach, ustosunkowanie się do bestialskiej wojny na drugim końcu kontynentu. Lista spraw, które mogłyby trafić do prezydenckiej szuflady Le Pen z napisem "Uporządkowywanie Francji" jest, jak widać, długa. Jednak klucz do niej wydaje się, zgodnie z ostatnimi sondażami, być zarezerwowany dla kogo innego. 

Czytaj także: