- Jeśli spojrzymy na sytuację dzisiejszych posiadaczy kredytów hipotecznych, to czy nie przypomina ona sytuacji chłopów pańszczyźnianych? Różnica jest taka, że zamiast pracować na rzecz pana, muszą pracować na rzecz banku - przekonuje Ziemowit Szczerek, dziennikarz i reportażysta, w rozmowie z tvn24.pl. Gdzie wciąż widać dziś przejawy pańszczyzny? Jak to możliwe, że jeszcze sto lat temu była obecna w swojej klasycznej formie? I dlaczego Polacy nie potrafią znaleźć sobie bohatera z ludu?
- Transfery socjalne za rządów PiS miały kapitalne znaczenie, dowartościowujące klasę ludową ekonomicznie i godnościowo. Szkoda, że za tym nie poszły projekty takie jak budowa mieszkań czy rozwój transportu publicznego. Sądzę, że PiS ludowi dorabiał gębę - mówi Ziemowit Szczerek.
- Reportażysta podkreśla, że "nawet tak wrażliwy społecznie artysta, jakim był Adam Mickiewicz, nie sięgał po chłopskich bohaterów. A jeśli już, to ten lud był tylko pretekstem albo sztafażem".
- Dr Aleksandra Wojtaszek - bałkanistka, dziennikarka, tłumaczka - pochodzi ze Spiszu, gdzie pańszczyzna była obecna jeszcze w latach 30. XX wieku. - Znajdą się historycy, którzy powiedzą, że żelarka to nie była klasyczna pańszczyzna, bo chłop miał wolność osobistą. Mógł w każdej chwili, jak to się dzisiaj mówi, rzucić papierami. Tylko dokąd niby miał pójść? Przymus nie był prawny, lecz ekonomiczny - opowiada Wojtaszek w rozmowie z tvn24.pl.
- Ile z tego ekonomicznego przymusu wciąż w nas zostało? I czy zwrot ku historii ludowej oznacza, że podręczniki trzeba pisać na nowo?
W Muzeum Rolnictwa w Szreniawie pod Poznaniem otwarto pierwszą w Polsce wystawę poświęconą pańszczyźnie. Nosi prowokacyjny tytuł "Chłop-niewolnik?" i potrwa do końca października. Zobaczymy na niej nie tylko pejcze i dyby, ale także odpowiednik XVIII-wiecznego Excela, czyli kij karbowy, żetony folwarczne i… spluwaczkę z twarzą Jakuba Szeli.
Co ciekawe, ekspozycja mówi równie dużo o naszej przeszłości, jak i teraźniejszości. Zwiedziliśmy ją z dwójką rozmówców - dr Aleksandrą Wojtaszek, bałkanistką, dziennikarką i tłumaczką, która pochodzi z wiejskiej rodziny ze Spiszu, gdzie najdłużej przetrwały formy pańszczyzny i z Ziemowitem Szczerkiem, dziennikarzem, reportażystą, autorem książek o Ukrainie i Europie Środkowo-Wschodniej.
Zapomnieliśmy o drugiej stronie medalu
Aleksander Przybylski: Zwiedzając wystawę, czułaś, że oglądasz historię swojej rodziny?
Dr Aleksandra Wojtaszek: Przede wszystkim mojego rodzinnego regionu, czyli Spiszu, który leży na terenie dzisiejszej Polski i Słowacji. To właśnie na Spiszu najdłużej na ziemiach polskich, bo aż do lat 30. XX wieku przetrwała pańszczyzna, zwana u nas żelarką. Właściwie większość osób w mojej wsi miała kontakt z ludźmi pamiętającymi te czasy. Ja pamiętam dobrze pana Jana Janosa, który zmarł w 2007. On chętnie opowiadał o tym, jak pracował przez siedemnaście lat w dobrach Ilony Salamon, pani na niedzickim zamku. Sytuację miał o tyle trudną, że jego ojciec poszedł do wojska i on musiał podjąć się pracy jeszcze jako dziecko. Oczywiście takiej pracy, która była liczona za pół czy jedną trzecią dniówki, bo był jeszcze dzieckiem.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam