- Jest to wirus dehumanizacji społeczeństwa, dehumanizacji młodych ludzi i odebrania im wartości. Jedyną naczelną wartością jest pokazanie, że nie ma żadnych zasad i wartości - mówił w ubiegły czwartek w Telewizji Trwam i Radiu Maryja Grzegorz Wierzchowski, łódzki kurator oświaty. Twierdził, że "jesteśmy na etapie wirusa LGBT".
W piątek stracił pracę. Oburzone jego słowami opozycja, związki zawodowe, organizacje pozarządowe z radością ogłosiły: "presja ma sens! Kuratora zwolniono za homofobiczne wypowiedzi".
- Powiedzmy sobie jasno: gdyby PiS miało zwalniać za homofobiczne wypowiedzi, kilku kuratorów skończyłoby pracę już dawno - ocenia pragnący zachować anonimowość urzędnik państwowy wysokiego szczebla w rozmowie z tvn24.pl.
Specjalista Macierewicza od obiektów sakralnych
Grzegorz Wierzchowski do łódzkiego kuratorium trafił wiosną 2016 roku. Kilka tygodni wcześniej, na początku poprzedniej kadencji, rząd PiS przy okazji reformy cofającej posyłanie sześciolatków do szkół, postanowił zmienić też przepisy o kuratorach oświaty. Po kilku latach rządów PO, gdy mówiono raczej o likwidacji kuratoriów, politycy PiS postanowili przywrócić im rangę, a przy okazji jednocześnie wymienić wszystkich kuratorów. Ci dostali dodatkowe narzędzia, które miały zwiększyć ich władzę. Na przykład bez ich zgody nie można już zamknąć żadnej, nawet najmniejszej szkoły. Choć formalnie podlegają wojewodzie, mieli być przedstawicielami ministra w terenie. Musieli być więc jego ludźmi.