Premium

Bunt gospodyń wiejskich. "Potrafimy więcej, niż trafić ziemniakiem do patelni"

Zdjęcie: Ewelina Karczewska-Luhm

Jeszcze się nie zdarzyło, żeby wójt został z nami po festynie, zdjął marynarkę, zakasał rękawy i pozmywał naczynia. Ale zawsze jest bardzo zadowolony, gdy uświetniamy gminne imprezy naszym ciastem, bigosem i grochówką. Przecież tak ładnie wyglądamy w naszych fartuszkach.

W sercu Szwajcarii Kaszubskiej, u podnóża góry Wieżycy, w dawnym gościńcu mieści się Kaszubski Uniwersytet Ludowy. Jest 22 czerwca 2022 roku, na sali około trzydziestu pań, większość to tak zwane "wiejskie gospodynie" - członkinie kół gospodyń lub wiejskich stowarzyszeń. Trwa debata "Pomorzanki w działaniu". Jest gorąco.

Słychać takie głosy:

- Kiedy jestem w pracy, słyszę takie pytanie, z pozoru wyrażające troskę: "a dzieci z kim zostawiłaś?". Znacie jakiegoś mężczyznę, któremu zadaje się takie pytanie?

- Członkini naszej rady sołeckiej świetnie sobie radzi z festynami dla dzieci, organizuje je, zdobywa na nie środki, jest bardzo skuteczna. Ale we wsi potrzebna jest droga. Ta pani jednak nie pójdzie do wójta zabiegać o remont drogi. Dlaczego? "Bo mnie wyśmieje. Drogi to męska rzecz".

Przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich: - Jesteśmy kołem "niegotującym", tylko artystycznym. Występowałyśmy w programie telewizyjnym promującym Kartuzy. Słyszymy: "wy tak fajnie wyglądacie, to zrobicie sałatkę". Ja osobiście nie do końca to czuję, no ale OK, dziewczyny zgodziły się, zrobiły tą sałatkę. Ale nie chciały rozmawiać przed kamerą, więc wysłały mnie. Pierwsze wejście na antenę - rozmawiamy o sałatce. Drugie wejście - o jedzeniu kaszubskim. Trzecie wejście się zbliża, dziennikarz podchodzi, mówi: "to co, zaraz wchodzimy, pogadamy o gotowaniu?". Mówię mu: Jeśli jeszcze raz pan mnie zapyta o kuchnię, to ja zacznę tutaj krzyczeć. Niech pan nas zapyta, co jeszcze potrafimy robić.

Panie cytują włodarzy - wójtów, starostów czy prezydentów miasteczek powiatowych:

- "Chodź, chodź mała, nie bój się, ja nie gryzę".

- "To jest kobieta idealna, bo się nie odzywa".

- Pierwsze, na co ludzie zwracają uwagę, to jest mój wygląd. Słyszę: "jak ty pięknie wyglądasz!".

- A co złego w tym, że ktoś ci mówi, że pięknie wyglądasz? - pytam, gdy w końcu chwytam za mikrofon.

Stasia

Stasia Budzisz spędziła dzieciństwo w Żelistrzewie, wsi koło Pucka, mieszkała tu do 2000 roku, tu chodziła do podstawówki, ogólniak kończyła w pobliskim Wejherowie. Jak to na Kaszubach, gdy mówi "rodzina", ma na myśli wiele gospodarstw, wielu wujków, cioć, kuzynek i kuzynów, ich żony, mężów, teściów, teściowe. Kaszubskie rodziny mają po kilkadziesiąt albo i kilkaset osób.

- Moja rodzina była matriarchalna. Wszystkie ważne decyzje podejmowała moja matka. Szczerze mówiąc, nie znam domu w obrębie mojej kaszubskiej rodziny, w którym mężczyzna podejmowałby decyzje dotyczące finansów. Być może to moja rodzina była specyficzna. Jak trzeba było coś załatwić, na kogoś nakrzyczeć i coś ogarnąć, tym wszystkim zajmowały się baby - wspomina Stasia.

A jednak była sfera czynności, zadań i aktywności tylko dla mężczyzn. Bo ten medal ma także drugą stronę.

- Matriarchat był, ale tylko w domu. Moja mama, która twardą ręką trzymała nas wszystkich, włącznie z ojcem, w życiu nie pozwoliłaby sobie na to, by potraktować go "z góry" w obecności obcych.

- To klasyczny model "głowy i szyi", w którym decyduje głowa rodziny, czyli mąż, ale kieruje nim szyja, czyli żona - wtrącam.

- Nawet nie… W tym modelu głowa nic nie ma do gadania, jest tylko "głową wizerunkową".

Stasia pochodzi z robotniczej rodziny, "takiej zwyczajnej", jak mówi. Na kaszubskiej wsi spotykało się jeszcze rodziny "gburskie" i inteligenckie. Te pierwsze to właściciele dużych gospodarstw, taka jakby elita wśród gospodarzy.

- W rodzinach inteligenckich i gburskich facetów wypychało się do przodu. Tam mężczyzna był na piedestale, kobieta z boku. W domach inteligenckich chodziło najczęściej o wykształcenie, choć z drugiej strony, niejednokrotnie żona miała takie samo wykształcenie jak jej mąż. W dużych gospodarstwach zaś chodziło raczej o charakter wykonywanej pracy. W polu, przy ciężkiej fizycznej pracy, mężczyzna będzie grał pierwsze skrzypce. A na Kaszubach ciągle panuje kult pracy, o wartości człowieka świadczy, ile i jak pracuje. Choć znowu - z drugiej strony, kaszubskie kobiety, oprócz tego, że ogarniały dom, dzieci, ogród, obejście, to również pracowały w polu.

- Ale jeśli mówimy o przestrzeni publicznej na kaszubskiej wsi, to nie sposób nie wspomnieć o bardzo ważnej postaci w takiej społeczności…

- Faktycznie, wielką rolę na kaszubskiej wsi pełnił ksiądz - Stasia bezbłędnie odczytuje moją sugestię. - Na szczęście to się już zmienia. Wtedy, w latach dziewięćdziesiątych, wszyscy księżom czapkowali, wszyscy zgadzali się z największymi głupotami, które oni wygadywali z ambony.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam