|

"Do tej pory był Izrael kontra terroryści. Teraz się okazuje, że są jeszcze Palestyńczycy"

Demonstracja w San Francisco
Demonstracja w San Francisco
Źródło: Tayfun Coskun/Anadolu via Getty Images

Nie pamiętam, aby do tej pory na świecie odbywały się protesty propalestyńskie na tak dużą skalę. Dużo ciekawsze od tego, ile osób wyszło na ulice, jest to, że po tylu miesiącach od ataku ten temat nie umarł. Teraz zajmowanie się Palestyną nie jest już tylko aktywizmem - ocenia dr Ewa Górska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Czy bunt młodych przeciwko wojnie skróci drogę do pokoju?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Po domach zostały tylko zardzewiałe klucze. Niektórzy wieszają je na ścianie, inni noszą blisko serca, na szyi. To symbol, że nikt im nie może odebrać nadziei na powrót, choć ich domy spalono, a miejscowościom zmieniono nazwy.

Emil pokazuje mi czarno-białe zdjęcia i zerka na fragmenty mapy w jednej z arabskich książek z zaznaczonym miejscem, w którym był ich dom. I te paszporty. W 1895 roku urodził się pradziadek Emila, a w 1927 roku dziadek, który wierzył, że w Bajt Dadżan, wsi w okolicy Jaffy (dziś to część Tel Awiwu), osiądzie z rodziną na stałe.

- Moi dziadkowie byli rolnikami, a nie partyzantami. Mieli pomarańczowy sad. W kwietniu 1948 roku do ich wioski wpadła syjonistyczna organizacja paramilitarna Hagana. Żydowscy bojownicy mieli wypędzić wszystkich mieszkańców, a potem podpalili wioskę. Nikt nie wrócił już do swojego domu - opowiada Emil Al-Khawaldeh, Polak i Palestyńczyk. - Na szczęście w porównaniu do innych miejscowości nie doszło tam do masakry, jak na przykład w Tanturze.

I tak rozpoczęła się największa, zdaniem Palestyńczyków, tragedia dziejowa: Nakba, czyli katastrofa. Podczas powstawania państwa Izrael w 1948 roku około 750 tysięcy Palestyńczyków zostało wysiedlonych, około 400 palestyńskich wsi zniszczono.

Paszport dziadka Emila
Paszport dziadka Emila
Źródło: Archiwum rodzinne

"Wierzyli, że jeszcze wrócą"

- Istnieją bardzo mocne przesłanki, by uznać, że podczas powstawania państwa Izrael dochodziło do czystek etnicznych. Kluczowym aspektem jest tu kwestia celowości i zamiaru - mówi Michał Wojnarowicz, analityk ds. Izraela i Palestyny w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. - Palestyńczycy twierdzą, że był to wykalkulowany odgórnie plan uczynienia z Palestyny terenu wyłącznie dla Żydów. Strona izraelska te oskarżenia odrzuca, argumentując, że jeśli dochodziło do celowych wysiedleń, to były one elementem większej operacji militarnej, na przykład próby przebicia się do Jerozolimy. Rezultaty tych działań były ostatecznie takie, a nie inne, a większość terytorium, na którym powstał Izrael, było wcześniej zamieszkiwane przez ludność palestyńską - dodaje analityk.

Podczas wypędzenia ludności w Bajt Dadżan kobiety i dzieci oddzielono od mężczyzn. Dziadek Emila miał wtedy 21 lat, a babcia niecałe 20. Kobieta, będąc już w zaawansowanej ciąży, z roczną córką na rękach, nie wiedząc, czy jej mąż wciąż żyje, uciekła do obozu dla uchodźców w Al-Karamie w Jordanii. Syna urodziła jeszcze w powozie konnym. Małżeństwo odnalazło się dopiero w Jordanii.

- Dziadkowie żyli w obozie przez kolejne 19 lat. Wierzyli, że jeszcze wrócą do Bajt Dadżan. W obozowym namiocie urodził się mój tata. Gdy wybuchła wojna sześciodniowa [w 1967 r. - red.], musieli opuścić obóz, bo w Al-Karamie doszło do walk pomiędzy Organizacją Wyzwolenia Palestyny a Izraelem. Wtedy przenieśli się do stolicy Jordanii, Ammanu. Dopiero tam, po latach, zaczęli mieć normalne życie i kupili dom. Ale w 1970 roku wybuchła wojna domowa w Jordanii pomiędzy Palestyńczykami i Jordańczykami i czołgi jordańskie zniszczyły ścianę ich upragnionego domu - dodaje Emil.

Emil jest już trzecim pokoleniem uchodźców palestyńskich. Klucza do rodzinnego domu swoich dziadków nie ma, pozostały tylko pożółkłe paszporty, wycinki z książek i stare fotografie. Czasem przegląda na Facebooku grupy potomków mieszkańców Bajt Dadżan, którzy próbują stworzyć wspólną mapę - obraz wsi, której nie ma od lat.

W połowie lat 80. tata Emila rozpoczął studia we Wrocławiu. W akademiku zakochał się w jego mamie i założyli polsko-palestyńską rodzinę. Dbali o to, aby dzieci pamiętały, kim są: Polakami i Palestyńczykami, chociaż nigdy w Palestynie żadne z nich nie było. Od momentu, gdy armia izraelska wkroczyła do Strefy Gazy, Emil coraz mocniej odczuwa swoją palestyńską tożsamość.

"Jestem Polakiem, jestem Palestyńczykiem, jestem człowiekiem" - tę deklarację od kilku miesięcy wykrzykuje na propalestyńskich manifestacjach. O niepodległość Palestyny walczy tymi narzędziami, które ma: wykorzystuje media społecznościowe i historię swojej rodziny. Przekonuje, że wojna pomiędzy Izraelem a Palestyną, którą obserwujemy na ekranach telewizorów i smartfonów, nie rozpoczęła się 7 października 2023 roku. I, jak zaznacza, w tej walce nie jest osamotniony.

KRAKOW
Protest w Krakowie, 28 października 2023
Źródło: TVN24

Sprzeciw i solidarność

Jak podaje organizacja Armed Conflict Location and Event Data Project, tylko w pierwszych siedmiu tygodniach po wybuchu wojny w ponad 118 krajach odbyły się co najmniej 7283 manifestacje solidarności z Palestyną. W tym samym okresie na całym świecie zorganizowano 845 protestów proizraelskich. Do demonstracji solidarności z Izraelem doszło po masakrze, jakiej 7 października 2023 roku dokonali terroryści z Hamasu na izraelskiej ludności, m.in. mordując pokojowo nastawionych mieszkańców kibuców, w tym dzieci. Zginęło około 1 200 Izraelczyków, a około 250 osób uprowadzono jako zakładników do Strefy Gazy.

Uczestnicy demonstracji proizraelskich żądają uwolnienia izraelskich zakładników przetrzymywanych w Gazie przez Hamas. Niekiedy demonstracje, szczególnie te w Izraelu, przybierają formę wystąpień antyrządowych, na których nawołuje się do ustąpienia z urzędu premiera Benjamina Netanjahu ze względu na brak skuteczności i opieszałość w sprowadzeniu zakładników do Izraela.

- Nigdy wcześniej od czasu drugiej wojny światowej tyle osób pochodzenia żydowskiego nie zginęło jednego dnia, jak podczas październikowego ataku Hamasu. Izrael powstał, aby zapobiegać takim sytuacjom - mówi Michał Wojnarowicz z PISM. - Żydzi mieli mieć swoje bezpieczne miejsce, w którym mogliby się schronić przed powszechnym na świecie antysemityzmem. Tylko coś zawiodło i ta obietnica "never again [ang. nigdy więcej - red.]" została złamana. Zrozumiałe jest to, że Izrael odpowiedział militarnie na atak ze strony Hamasu. Czy jest przyzwolenie Izraelczyków na ofiary cywilne wśród ludności palestyńskiej? Jak najbardziej - stwierdza.

Piątek, 24 maja, studenci Uniwersytetu Warszawskiego okupują park Autonomia przylegający do kampusu uczelni
Piątek, 24 maja, studenci Uniwersytetu Warszawskiego okupują park Autonomia przylegający do kampusu uczelni
Źródło: Radek Pietruszka / PAP

Według sondażu Israel Democracy Institute z 2 stycznia 2024 roku, około dwie trzecie Izraelczyków było przeciwnych ograniczeniu intensywnego bombardowania gęsto zaludnionych obszarów Strefy Gazy, co proponowała administracja Stanów Zjednoczonych.

Jak podaje organizacja Oxfam, dzienny wskaźnik zgonów w Gazie jest wyższy niż podczas jakiegokolwiek innego konfliktu zbrojnego w XXI wieku. Średnio w wyniku izraelskich nalotów ginie 250 Palestyńczyków w ciągu doby. Dla porównania dzienny wskaźnik zgonów podczas wojny w Syrii wynosił 95,5, w Ukrainie - 43,9.

Według Ministerstwa Zdrowia w Gazie od rozpoczęcia operacji lądowej Izraela w Strefie zginęło prawie 36 tysięcy Palestyńczyków. Ponad 80 tysięcy zostało rannych. W ciągu pierwszych 200 dni wojny zginęło 14 tysięcy palestyńskich dzieci, a jak oszacowała organizacja Euro-Med Human Rights Monitor, w Strefie Gazy jest ok. 140 masowych grobów.

Szefowa UNICEF Catherine Russell stwierdziła, że Strefa Gazy stała się najniebezpieczniejszym miejscem na świecie dla dzieci (połowa z 2,3 miliona mieszkańców to osoby poniżej 18. roku życia).

Michał Wojnarowicz w analizie przygotowanej dla PISM zwraca również uwagę, że katastrofę humanitarną w Gazie pogłębia bardzo utrudniona dystrybucja pomocy humanitarnej, ograniczona z powodu toczących się walk i ścisłej izraelskiej kontroli granic. Sytuację ludności cywilnej pogarsza także przeniesienie ciężaru walk na południe Strefy Gazy, gdzie skoncentrowani są uchodźcy z części północnej. A to właśnie na początku operacji lądowej rząd Izraela nakazał Palestyńczykom ewakuację z części północnej Strefy na południe.

Atak Izraela na miasto Rafah tylko pogłębił skalę katastrofy. Wcześniej mieszkało tam 250 tysięcy Palestyńczyków, a obecnie przebywa w nim około 1,5 miliona uchodźców wewnętrznych, którzy uciekli z innych rejonów oblężonej Gazy. Jak alarmuje UNICEF, w tej grupie znajduje się 600 tysięcy dzieci. Ucieczka z Rafah nie jest możliwa, gdyż armia Izraela przejęła kontrolę nad palestyńską stroną przejścia granicznego z Egiptem.

Demonstracja w Austin, w stanie Teksas
Demonstracja w Austin, w stanie Teksas
Źródło: Brandon Bell/Getty Images

"Radykalizacja tylko się pogłębi"

Demonstracje propalestyńskie w krajach zachodnich rozpoczęły się niemal natychmiast po rozpoczęciu operacji odwetowej Izraela w Strefie Gazy. Do pierwszych licznych protestów na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej doszło po doniesieniach o eksplozji szpitala al-Ahli w Gazie z 17 października 2023 roku. Ministerstwo Zdrowia Gazy podało, że wówczas zginęło 471 osób, a 342 zostały ranne.

Uczestnicy protestów domagają się natychmiastowego zawieszenia broni, zakończenia okupacji terytoriów palestyńskich, wnoszą o przestrzeganie zasad humanitarnego prowadzenia konfliktów zbrojnych, jak i dążą do zapewnienia dostępu do pomocy humanitarnej w Strefie Gazy oraz oczekują potępienia działań Izraela przez polityków.

- Według badań sondażowych poparcie wśród Palestyńczyków dla realizacji aspiracji politycznych i przełamania impasu poprzez walkę zbrojną wynosi powyżej 50 procent - podaje Michał Wojnarowicz z PISM.

Z sondażu przeprowadzonego na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy od 22 listopada do 2 grudnia 2023 r. przez Palestinian Center for Policy and Survey Research wynika, że 72 procent Palestyńczyków popiera decyzję Hamasu o przeprowadzeniu ataku z 7 października. Natomiast 85 proc. pytanych twierdziło, że nie widziało nagrań ukazujących okrucieństwa, jakich dopuścili się bojownicy na ludności cywilnej Izraela. Tylko 10 proc. Palestyńczyków przyznało, że Hamas dopuścił się zbrodni wojennych. Większość uważa, że atak Hamasu był spowodowany "atakami osadników na meczet Al-Aksa i mieszkańców Zachodniego Brzegu oraz miał na celu uwolnienie więźniów palestyńskich".

Melbourne, zwolenniczka Palestyny na proizraelskim marszu
Melbourne, zwolenniczka Palestyny na proizraelskim marszu
Źródło: Alexander Bogatyrev/SOPA Images/LightRocket via Getty Images

- Wojenne działania Izraela są głównym czynnikiem wpływającym na radykalizację ludności palestyńskiej - stwierdza Michał Wojnarowicz, analityk PISM. - Dzisiejsi 18-latkowie w Strefie Gazy znają tylko rządy Hamasu, żyją w realiach blokady stosowanej przez Izrael z mocno ograniczonymi perspektywami w wielu dziedzinach życia i nie widzą nadziei na to, że ich sytuacja się zmieni. Po odpowiedzi Izraela w Strefie Gazy na atak z 7 października radykalizacja tylko się pogłębi. I będzie ona się pogłębiać tak długo, jak nie pojawią się realne i sensowne wizje polityczne na zmiany - dodaje Wojnarowicz.

Natomiast jak podają autorzy sondażu przeprowadzonego już w marcu 2024 roku, wraz z pogarszaniem się sytuacji humanitarnej w Gazie spada również poparcie dla Hamasu - jesienią ugrupowanie było popierane przez 43 proc. Palestyńczyków, w marcu - przez 34 procent. Wśród Gazańczyków wzrosło również poparcie dla rozwiązania dwupaństwowego (z 34 do 45 proc.), choć prawie 80 proc. mieszkańców Gazy przyznaje, że co najmniej jeden członek ich rodziny został zabity lub ranny. Stałym i utrzymującym się trendem przez lata jest pogłębiająca się radykalizacja Palestyńczyków związana m.in. z okupacją ich ziem. Poparcie dla Hamasu, szczególnie w Gazie, jest chwiejne i jak zauważają badacze z Palestinian Center for Policy and Survey Research, wzrasta od razu po atakach ze strony izraelskiej, a z upływem czasu ponownie spada.

Choć trwający od prawie 80 lat konflikt izraelsko-palestyński zakorzenił się mocno w międzynarodowej świadomości politycznej i społecznej, to nigdy jeszcze nie byliśmy świadkami tak licznych protestów i demonstracji solidarności z Palestyną na niemal wszystkich kontynentach.

Dlaczego dopiero teraz społeczeństwo Zachodu zaczyna odkrywać historię okupacji Palestyny? Czy głosy Palestyńczyków nie były wcześniej dla nas słyszalne? I z czego wynika rozłam pomiędzy opinią publiczną państw zachodnich a decyzjami ich przywódców?

Protest w Toronto
Protest w Toronto
Źródło: Mert Alper Dervis/Anadolu via Getty Images

Od rzeki do morza

Palestyny wolnej "od rzeki do morza" domagał się już 300-tysięczny tłum w Waszyngtonie, jak i mieszkańcy Londynu, indyjskiej Kerali, Tokio i Tunisu, stolicy Tunezji. Barwy palestyńskiej flagi i transparenty z hasłami "Stop ludobójstwu" czy "Zawieszenie broni teraz" widać niemal na wszystkich kontynentach. Katastrofa humanitarna w Strefie Gazy poruszyła również Polaków.

- Kiedy myślicie o Palestynie, przypomnijcie sobie historię Polski. Polski, której przez 123 lata nie było na żadnej mapie tego świata. Pomyślcie o tym, że Palestyńczycy tak samo jak i Polacy chcą bezpiecznego państwa, w którym wszyscy bez względu na religię będą równi wobec prawa. Chcemy pokoju i równych szans. Chcemy móc być Palestyńczykami - przemawiał do protestujących pod amerykańską ambasadą w Warszawie Emil Al-Khawaldeh. - Dziwny jest ten świat, w którym my, Palestyńczycy, musimy udowadniać, że jesteśmy ludźmi. Taki, w którym musimy tłumaczyć, że zabijanie bezbronnych dzieci jest złe, bez względu na to, skąd pochodzą.

Protestujący twierdzą, że chcą ocalić resztki człowieczeństwa, w odpowiedzi słyszą oskarżenia o wspieranie terroryzmu i antysemityzm. Ambasador Izraela w Polsce Jakow Liwne w rozmowie z dziennikarzem Onetu powiedział, że "gdy ktoś wykrzykuje hasła takie jak 'Palestyna będzie wolna od rzeki do morza', to nie oznacza to nic innego, jak wymordowanie wszystkich Żydów w Państwie Izrael i popełnienie drugiego Holokaustu. Kiedy widzę ludzi maszerujących po ulicach Warszawy, którzy skandują w ten sposób, to muszę przyznać, że nie różni się to od tego, co widzieliśmy w latach 30. XX w. na ulicach nazistowskich Niemiec" - dodawał.

Czy oczekiwanie Palestyny wolnej od rzeki do morza może mieć coś wspólnego z antysemityzmem?

- Moim zdaniem tak, ale to mocno zależy od tego, jak obudujemy to hasło i kto je wypowiada - odpowiada Michał Wojnarowicz z PISM. - Jeżeli to hasło pada z ust przywódcy Hamasu i jest zapisane w ich dokumentach, to wtedy jest ono stricte antyżydowskie, bo chodzi o likwidację Państwa Izrael. Pytanie też, czy mamy do czynienia z krytyką państwa, czy schodzimy na poziom oceny jednostki. Jeżeli każdy Izraelczyk jest określany mianem syjonisty albo podważa się państwowość Izraela od 1948 roku, bo miał powstać w wyniku czystki etnicznej na narodzie palestyńskim, a każdy Izraelczyk jest nazywany nielegalnym osadnikiem, to łatwo przejść do myślenia, że zbrodnia, której dokonał Hamas, była uzasadniona, a cel uświęca środki - dodaje analityk.

Innego zdania są osoby, które ubiegają się o prawo narodu palestyńskiego do samostanowienia. Według nich hasło jest nawoływaniem do wolności i zakończenia izraelskiej okupacji, ponieważ Izrael od lat kontroluje życie Palestyńczyków mieszkających od rzeki Jordan aż do Morza Śródziemnego.

W sobotę, 13 stycznia 2024 roku, w setny dzień od rozpoczęcia wojny pomiędzy Izraelem a Hamasem, mieszkańcy w co najmniej 121 miastach w 45 krajach Europy, Afryki, Azji i Ameryki Północnej i Łacińskiej wyszli na ulice i żądali zawieszenia broni w Strefie Gazy. W Waszyngtonie w demonstracji przeciwko współpracy i poparciu przez administrację Joe Bidena polityki Izraela wzięło udział około 400 tysięcy Amerykanów.

Protest na kampusie uniwersyteckim w Dublinie
Protest na kampusie uniwersyteckim w Dublinie
Źródło: EPA

Trauma Holokaustu

- Nie pamiętam, aby do tej pory na świecie odbywały się protesty propalestyńskie na tak dużą skalę. W Polsce, jeżeli odbywały się jakiekolwiek demonstracje, to były one marginalne, liczące zazwyczaj kilkanaście osób - zauważa dr Ewa Górska z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspertka w zakresie prawa muzułmańskiego. - Przez to, że ten konflikt stał się bardziej sprawą publiczną, dyskutuje się o nim, to w społeczeństwie pojawiła się myśl, że można protestować i naciskać na władze - dodaje badaczka.

Fala protestów propalestyńskich na uniwersytetach przetoczyła się niemal przez całe Stany Zjednoczone i dotarła nawet na konserwatywne południe. Zarówno studenci, jak i naukowcy domagają się, aby uczelnie odcięły się od firm i organizacji, które wspierają Izrael i potępiły działania zbrojne w Gazie. Na różnych kampusach policja aresztowała już ponad tysiąc demonstrantów. Dochodziło również do starć pomiędzy proizraelskimi a propalestyńskimi studentami.

- W ostatnich miesiącach na półkuli północnej przełamana została dominacja proizraelskich narracji w sferze publicznej. W protestach biorą udział członkowie palestyńskiej diaspory, mniejszości muzułmańskiej i arabskiej, Żydzi amerykańscy pod hasłem "Nie w moim imieniu" i wiele innych grup, które były historycznie ofiarami przemocy i dyskryminacji - zwraca uwagę dr Ewa Górska. - Stany Zjednoczone, które pretendują do bycia strażnikiem demokracji, aktywnie finansują tę wojnę, podobnie zresztą jak wiele państw europejskich. Społeczeństwo niekoniecznie zgadza się z polityką Waszyngtonu i nie chce być za nią współodpowiedzialne.

Protest podczas przesłuchania sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena w Senacie
Protest podczas przesłuchania sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena w Senacie
Źródło: Kent Nishimura/Getty Images

W niektórych krajach europejskich wyrazy poparcia dla niepodległości Palestyny były tłumione przez władze. We Francji zakazano propalestyńskich demonstracji ze względu na "zagrożenie dla porządku publicznego". Dyrektorzy szkół w Berlinie otrzymali pozwolenie od władz na wprowadzenie zakazu noszenia kefiji, która jest tradycyjnym palestyńskim nakryciem głowy. W Wiedniu zakazano propalestyńskiego protestu, ponieważ na zaproszeniu na to wydarzenie widniało hasło "From the river to the sea". Pomimo prób stłumienia protestów nastroje propalestyńskie nie opadły.

- My, jako Europejczycy i społeczeństwo Zachodu, odrobiliśmy już tę lekcję historii. Doświadczenie dwóch wojen światowych, a także kolonizacji sprawiło, że opracowaliśmy zasady humanitarnego prowadzenia działań zbrojnych. U nas już nie ma możliwości idealizacji wojny. Wiemy, że pierwszymi do ochrony są cywile, zwłaszcza dzieci. W Strefie Gazy widzimy zrujnowaną codzienność i to nas przeraża - ocenia dr Martyna Wielewska-Baka z Uniwersytetu Gdańskiego.

W demonstracjach solidarności z Palestyną biorą udział głównie osoby młode, wychowane w duchu globalizacji, otwartych granic i wolnego dostępu do informacji. Jak ocenia dr Ewa Górska, propalestyńska postawa młodego pokolenia wynika przede wszystkim z tego, że ze względu na przepracowane zaszłości historyczne i brak poczucia winy młodzi nie czują oporu przed krytyką Izraelczyków, tak jak stronili od niej ich rodzice i dziadkowie.

- Nastała zmiana pokoleniowa - uważa dr Ewa Górska z UJ. - Dopiero teraz w Europie zaczynamy budować wiedzę o drugiej wojnie światowej nie na własnych emocjach i przeżyciach poprzednich pokoleń, ale skupiamy się na faktach. Młodsze pokolenia nie niosą bagażu Holokaustu za sobą. Młodzi mają inną wrażliwość na świat i inne zasady wpojone. To jest ten rozdźwięk pomiędzy ulicą a władzą. Ulica jest bliższa zrozumieniu i empatii. Polityka zawsze będzie skupiała się na interesach. Nie będzie po stronie pomocy humanitarnej i zatrzymaniu ludobójstwa. Są wtedy ważniejsze powiązania ekonomiczne, polityczne, a niekiedy osobiste - dodaje badaczka.

Pytani przeze mnie eksperci są zgodni także co do tego, że rozwój turystyki oraz migracje wpłynęły na rozpowszechnienie postaw propalestyńskich.

- Nasze współczucie jest związane z globalizacją. Jeździmy do Izraela, ale też i do krajów arabskich i ta kultura arabska staje się dla nas bardzo ciekawa. Widzimy, że ci Arabowie nie są źli, można się z nimi zaprzyjaźnić, wobec tego Palestyńczycy też nie stanowią dla nas już kogoś obcego - wyjaśnia dr Wielewska-Baka. Jak dodaje dr Ewa Górska, migracje przełamują stereotypy, zwiększają różnorodność wokół nas i stwarzają możliwość poznania i oswojenia "obcego". - W Polsce ruchy migracyjne może są dla nas czymś nowym, ale w Europie Zachodniej są to już dekady. Osoby pochodzenia arabskiego mają inną wiedzę na temat Palestyny i niosą ją dalej. Gdy ich poznajemy, to też przestajemy się bać - zaznacza.

Demonstracja w Lizbonie
Demonstracja w Lizbonie
Źródło: EPA

Postkolonialna zmiana myślenia

Czy izraelska narracja o wojnie "cywilizacji życia z barbarzyńcami lub nowymi nazistami" jest w stanie przekonać opinię publiczną do tego, że armia izraelska była zmuszona do bombardowań palestyńskich szpitali, piekarni, obozów dla uchodźców i konwojów humanitarnych, bo znajdowało się w nich kilku bojowników Hamasu? Wydaję się to coraz mniej możliwe, ponieważ, jak twierdzą pytani przeze mnie eksperci, na Zachodzie zaczął się coraz mocniej przebijać głos społeczności rdzennych z różnych krańców globu.

- Jesteśmy świadkami rozwoju ruchów antyrasistowskich i postkolonialnych. Zauważamy krzywdy i prawa ludności rdzennych w różnych miejscach na świecie. To pomaga nam otworzyć się na nowe perspektywy, w tym na palestyńską. Język mówienia o Palestynie też się zmienia. Używa się słów takich jak "okupacja" i "kolonializm" - opisuje dr Ewa Górska z UJ. Lecz nie zawsze tak było.

- Do tej pory monopol na opowiadanie o tym konflikcie miał Izrael i wynikało to z różnych kwestii - tłumaczy dr Górska. - Europa ma swoje poczucie winy i nieprzepracowane krzywdy związane z Holokaustem. W USA jest duży wpływ lobby izraelskiego. Do tej pory na temat Palestyny wypowiadali się głównie Europejczycy i Amerykanie i były często to osoby, które nawet nigdy nie były w Izraelu czy Palestynie. Prezentowali więc swój głos i poglądy, a nie lokalnej społeczności. Powielano uprzedzenia. W to wszystko wpisany jest orientalizm i przeświadczenie, że Izrael jest przedłużeniem Europy i cywilizacji europejskiej. Z tej perspektywy trudno jest usłyszeć głosy Palestyńczyków i poznać ich perspektywę.

Czy takie sformułowanie jak "okupacja" jest używane i popularne wśród polityków i mieszkańców Izraela? Zdaniem Michała Wojnarowicza z PISM pojęcie "okupacji" funkcjonuje w świadomości Izraelczyków i ten fakt nie jest przed nikim ukrywany.

- O tym, że istnieje kontrola nad Palestyńczykami na Zachodnim Brzegu i poniekąd w Strefie Gazy w izraelskiej polityce mówi się otwarcie. Uogólniając: prawica tłumaczy to jako niezbędne dla bezpieczeństwa, centrum powie, że ta polityka jest wyrazem czystego pragmatyzmu bez aspektów ideologicznych. Lewica powtarza, że okupacja nie powinna mieć miejsca i niszczy ona Izrael społecznie, międzynarodowo i powinna się jak najszybciej zakończyć. Jednak nie ma co ukrywać: Izraelczycy żydowskiego pochodzenia są wobec ludności palestyńskiej mocno nieufni i często nastawieni wrogo. To bardzo utrudnia budowę porozumienia - mówi Wojnarowicz.

WARSZAWA
Protesty w Warszawie, 29 października i 5 listopada 2023 roku
Źródło: TVN24

Relacje z bombardowań na Instagramie

- Do tej pory był Izrael kontra terroryści. Teraz się okazuje, że są jeszcze Palestyńczycy i też mają swój głos - powtarza mi Emil Al-Khawaldeh, Polak i Palestyńczyk. - Przez wiele lat problem Palestyny był ignorowany. Nie było dyskusji o tym, co się dzieje w Gazie, która jest zamknięta i ludzie nie mogą z niej wyjechać. Otrzymywaliśmy zdawkowe informacje i tego głosu Palestyńczykom się nie oddawało. Jednak to jest pierwsza wojna, z której możemy oglądać relacje z bombardowań na żywo na Instagramie.

Motaz Azaiza przed atakiem z 7 października na swoim profilu pokazywał, jak wygląda codzienne życie młodego człowieka w Strefie Gazy, który wychował się w obozie dla uchodźców. Pomimo że relacjonował działania zbrojne Izraela w Gazie w 2014 i 2021 roku, to wówczas jego posty nie spotkały się z zainteresowaniem użytkowników. Jeszcze na początku października, przed atakiem Hamasu na Izrael, jego konto na Instagramie miało 25 tysięcy obserwujących. Dzisiaj, ze względu na to, że zagraniczni dziennikarze nie zostali wpuszczeni na terytorium Gazy, Motaz stał się jednym z nielicznych fotoreporterów będących na miejscu. Jego konto śledzi 18 milionów osób na całym świecie. Na swoim profilu 25-latek publikował zazwyczaj same fotografie lub nagrania dokumentujące zbrodnie w Gazie. Niekiedy z krótkim opisem w języku angielskim. Po ponad 100 dniach wojny ewakuował się do Kataru. Teraz podróżuje po państwach Europy Zachodniej i USA, dając świadectwo temu, czego doświadczył podczas inwazji Izraela w Gazie. Trafił również na listę 100 najbardziej wpływowych osób na świecie w 2024 r. magazynu "Time".

- Media społecznościowe mają kluczowe znaczenie w walce o przekonanie do swoich racji zachodniego odbiorcy - podkreśla Krzysztof Jabłonowski, do niedawna dziennikarz Konkret24. - Takie media żyją z zaangażowania użytkowników, a konflikt izraelsko-palestyński szczególnie angażuje ludzi na całym świecie. Widać tu dużą aktywność obu stron konfliktu. Dominują obrazy cierpienia ludności cywilnej. Bardzo często dzieci. Obrazy zniszczeń, nędzy. Najwięcej filmów z Gazy wypływa w weekendy, kiedy ludzie w Polsce, czy innym zachodnim kraju, siedzą w domu i przewijają Instagrama.

Jak dodaje dr Ewa Górska z UJ, zmienił się nasz sposób zbierania informacji o świecie, a mnóstwo osób zaangażowanych i protestujących to osoby z młodszego pokolenia, które aktywnie korzystają z mediów społecznościowych.

- Media społecznościowe bardziej trafiają w to, w jaki sposób ludzie teraz przyswajają wiedzę. To krótkie wstawki informacyjne, często sam obraz i dźwięk. Czas skupienia odbiorcy się skraca, więc wolimy czerpać informacje na przykład z Instagrama niż z książek. A im więcej osób jest zaangażowanych i będzie udostępniać treści na swoich profilach, tym więcej osób to zobaczy i później wyjdzie na ulicę. Tak było w 2021 roku, gdy Izrael bombardował Strefę Gazy. Wtedy też próbowano wysiedlać mieszkańców z okupowanej Jerozolimy Wschodniej. Udało się wówczas nagłośnić za pomocą mediów społecznościowych sprawę na arenie międzynarodowej i protesty propalestyńskie przeniosły się z Izraela do Europy Zachodniej, USA i do Australii - zwraca uwagę dr Górska.

Protest w Turynie
Protest w Turynie
Źródło: EPA

Skala dezinformacji

Media społecznościowe zmieniły sposób opowiadania o tym konflikcie. Ale czy gdy korzystamy ze swojego konta na Instagramie albo Tik Toku, to wszyscy widzimy to samo?

- Korzystając z mediów społecznościowych, każdy z nas może mieć coś innego przed oczami. U jednych mogą się wyświetlać treści proizraelskie, u innych propalestyńskie - ostrzega Wioletta Myszkowska, starsza analityczka z serwisu fact-checkingowego Demagog. - To dlatego, że algorytmy podrzucają nam to, co lubimy i co przytrzyma nas przy telefonie. Nierzadko to treści wywołujące duże emocje. Tu pojawia się pole dla informacji wprowadzających w błąd i polaryzacji odbiorców.

- Dezinformacja jest bardzo mocnym narzędziem w wojnie informacyjnej. Dla uczestników konfliktów ma olbrzymie znaczenie - podkreśla Krzysztof Jabłonowski. - Chodzi o zdobywanie poparcia i kreowanie pożądanego wizerunku. I jest to bardzo szkodliwe narzędzie w rękach reżimów autorytarnych. Toporne i ewidentne fejki rosyjskiej propagandy mogą nie trafiać do zachodniego odbiorcy, ale po wykiełkowaniu na Zachodzie wypływają często w krajach Globalnego Południa, których mieszkańcy nie znają dobrze europejskiego kontekstu.

W związku z bombardowaniami w Strefie Gazy panuje ogromny chaos informacyjny. Trudno jest niekiedy ocenić, czy informacja, którą widzimy, jest prawdziwa. Nie zawsze możliwe jest ustalenie jej źródła.

- Od początku publikowane są stare zdjęcia i wideo. Widzimy zdjęcie cierpiącego dziecka podpisanego jako ofiara aktualnej wojny, a w rzeczywistości to sytuacja z Syrii sprzed dziesięciu lat. Okazjonalnie pojawiają się zdjęcia wygenerowane przez sztuczną inteligencję - opisuje Krzysztof Jabłonowski. - Natomiast plagą są tak zwani kryzysowi aktorzy. To jest dehumanizująca, niezwykle okrutna narracja. Sugeruje, że widoczna na zdjęciu czy nagraniu osoba tylko udaje cierpienie, żeby wzbudzić litość. Takie rzeczy pojawiały się już od początku października i pojawiają się nadal. Termin "Pallywood" zdobył światowy rozgłos właśnie po 7 października. Wszystko przez to, że był używany również przez oficjeli czy celebrytów z Izraela.

Demonstracja w Mediolanie
Demonstracja w Mediolanie
Źródło: PAP/EPA

Skala dezinformacji na platformie X jest już tak duża, że Unia Europejska wezwała Elona Muska do moderacji treści i walki z problemem. Według Cyabry, izraelskiej firmy analizującej przekazy medialne, 25 proc. profili biorących udział w dyskusjach na temat tej wojny w mediach społecznościowych było fałszywych. Jak donosi "Forbes", izraelska prokuratura skierowała ponad 8 tysięcy wniosków do Meta i TikToka o usunięcie treści z ich platform związanych z konfliktem z Hamasem, które jej zdaniem naruszają politykę firm i promują ugrupowania terrorystyczne. 94 proc. treści miało zostać usuniętych.

W wyniku izraelskich bombardowań Strefa Gazy została niemal całkowicie odcięta od internetu i telekomunikacji. Organizacja Electronic Frontier Foundation, która broni wolności obywatelskich w cyfrowym świecie, podała, że w ciągu kilku tygodni od rozpoczęcia walk pomiędzy Izraelem a Hamasem z platform mediów społecznościowych były usuwane treści lub blokowano konta palestyńskich dziennikarzy, aktywistów, jak i arabskich mieszkańców Izraela. Co więcej, Izrael zakazał nadawania na jego terenie arabskiej telewizji Al-Dżazira.

- Pod koniec ubiegłego roku Human Rights Watch ogłosiło, że Instagram i Facebook wyciszały propalestyńskie treści. Chodziło na przykład o kasowanie postów czy stosowanie shadowbanów [ukrywanie bez wiedzy użytkownika jego treści w mediach społecznościowych za złamanie regulaminu - red.]. Problemem były na przykład drastyczne obrazy automatycznie usuwane z tych platform, mimo że zawierały cenne informacje o aktualnych wydarzeniach i nie powinny być usuwane - podaje Krzysztof Jabłonowski. - Meta oczywiście odrzucała wszelkie oskarżenia o cenzurę i przekonywała, że nie można formułować ich na podstawie wyrywkowych danych. Pod adresem TikToka pojawiały się za to oskarżenia o forsowanie narracji propalestyńskich.

Według organizacji Committee to Protect Journalists od 7 października 2023 r. do 21 maja 2024 r. potwierdzono śmierć 105 dziennikarzy i pracowników mediów: 100 Palestyńczyków, 2 Izraelczyków i 3 Libańczyków.

- Jeżeli uda się dezinformacji tak podburzyć dwie spolaryzowane strony w internecie, że już nie będą chciały ze sobą rozmawiać, to w takiej sytuacji nie jest możliwa droga do porozumienia. Treści, które do nas docierają również trzeba oceniać pod tym kątem: czy nie mają podłoża antyarabskiego i antysemickiego. Czy nie uogólniają i nie zawężają horyzontu, czy nie oddzielają faktów od kontekstu i nie umieszczają ich w nowym kontekście. Czy te zdjęcia i nagrania, które widzimy w sieci i przekazujemy dalej, to czy one w ogóle pochodzą z tego roku, a nie sprzed lat. Z powodu niektórych treści w mediach społecznościowych środowiska o dość radykalnych poglądach mogą jeszcze bardziej się zradykalizować - alarmuje analityczka Wioletta Myszkowska.

Protest studentów w Bolonii
Protest studentów w Bolonii
Źródło: Katarzyna Sofińska

"Izrael nie przejmuje się krytyką"

- Hamas oczekiwał takiej odpowiedzi zbrojnej ze strony Izraela. Nawet jeśli Hamas straci wszystko, to i tak będzie uważał, że wygrał - przekonuje Michał Wojnarowicz, analityk PISM. - Idea zbrojnego oporu uzyskała silne poparcie wśród Palestyńczyków. Jeśli z tego kryzysu powstałoby państwo palestyńskie na przykład w wyniku presji międzynarodowej, to według bojowników Hamasu impulsem do tego był ich atak z 7 października. Im więcej ofiar cywilnych będzie, tym presja na Izrael będzie większa. Jeżeli Hamas utrzyma władzę w Strefie Gazy, to tym bardziej będzie to dla niego oznaczało wygraną i ofiary cywilne były w to wszystko wkalkulowane.

Według raportu przygotowanego przez Morning Consult, który udostępniono magazynowi "Time", poparcie dla Izraela na całym świecie znacznie spadło od rozpoczęcia wojny w Gazie. Stany Zjednoczone pozostają jedynym zamożnym krajem, który wciąż ma pozytywne nastawienie do państwa żydowskiego. W Chinach, Brazylii czy w RPA postrzeganie Izraela zmieniło się na negatywne. A w Wielkiej Brytanii, Japonii czy Korei Południowej, gdzie już wcześniej w stosunku do Izraela panowało negatywne nastawienie, nastroje te tylko się pogłębiły.

- Wizerunkowo Izrael był na przegranej pozycji od początku. Już w 2003 roku w jednym z sondaży został uznany za jedno z najbardziej zagrażających pokojowi państw na świecie - mówi Wojnarowicz. - Opowieści o najbardziej moralnej armii świata i unikaniu strat cywilnych kłócą się z wieloma wypowiedziami izraelskich polityków, tym jakie cele atakuje wojsko i liczbą ofiar. Ten dysonans potęguje wrażenie, że Izrael jest siłą najbardziej destrukcyjną w całej tej układance.

Zdaniem moich rozmówców, Izrael nie przejmuje się coraz większą krytyką swoich działań na arenie międzynarodowej.

- Krytyka zawsze na Izrael spadała i to od dłuższego czasu nie robi na nich wrażenia - stwierdza Michał Wojnarowicz - Faktycznie jednak na międzynarodowym poziomie politycznym, chociażby w USA, nawet wśród republikanów poparcie dla działań Izraela osłabło, bo wyborcy zaczęli takich postaw oczekiwać od swoich reprezentantów. Wzrasta zrozumienie dla praw palestyńskich wśród młodych Amerykanów - dodaje analityk PISM. Dr Martyna Wielewska-Baka podkreśla, że Joe Biden stracił poparcie wielu wyborców w USA, którzy są rozczarowani nie tylko nieefektywną polityką wobec Izraela, ale w ogóle zaangażowaniem Stanów Zjednoczonych w kryzys bliskowschodni.

Demonstracja w San Francisco
Demonstracja w San Francisco
Źródło: Tayfun Coskun/Anadolu via Getty Images

- Zachodnia opinia publiczna albo sprzeciwia się wojnie w Gazie ze względu na ogromną liczbę ofiar, albo żąda rozwiązania tu i teraz. To pierwsze jest zrozumiałe, pożądane, empatyczne, humanitarne. To drugie wynika z niezrozumienia, jakie realne i konkretne problemy się z tym wiążą: Co z uchodźcami palestyńskimi? Co ze statusem Jerozolimy? To jest węzeł gordyjski, do którego dołączył jeszcze jeden splot: dramatyczna wojna w Strefie Gazy - wskazuje Wielewska-Baka.

Zupełnie inaczej wygląda sprzeciw krajów spoza kręgu tzw. zachodniego świata. Większość państw Globalnego Południa odbiera konflikt izraelsko-palestyński jako opór Palestyńczyków przeciwko kolonializmowi i imperializmowi. Republika Południowej Afryki złożyła wniosek do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o wszczęcie postępowania przeciwko Izraelowi, zarzucając mu zbrodnię ludobójstwa na mieszkańcach Strefy Gazy. MTS oprócz tego, że wszczął postępowanie sprawdzające, czy rzeczywiście Izrael dokonał zbrodni ludobójstwa, to zarządzeniem tymczasowym z 26 stycznia 2024 roku zobowiązał Izrael do zapobieżenia aktom ludobójstwa w Gazie i do poprawy sytuacji humanitarnej jej mieszkańców. Natomiast nie nakazał całkowitego zawieszenia broni.

- To oświadczenie technicznie nie jest egzekwowalne, ale jest wiążące, bo stanowi prawo międzynarodowe i to jest ten przełom. Wiekopomne jest też, że to RPA wniosła tę sprawę: to niekiedy przedstawia się w takich kategoriach, że Globalne Południe wreszcie zabiera głos, a Globalna Północ moralnie została z tyłu - stwierdza dr Ewa Górska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Wiele osób jest rozczarowanych tym, że MTS nie nakazał zawieszenia broni. Ale jeśli chodzi o kwestię palestyńską, do tej pory jest to największy krok w dobrą stronę.

W piątek, 24 maja MTS nakazał władzom Izraela natychmiastowe wstrzymanie ofensywy w Rafah, na południu Strefy Gazy. Minister bezpieczeństwa Izraela uznał trybunał za "antysemicki", a jego postanowienie za "nieistotne".

Co więcej, prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego Karim Khan złożył wniosek o wydanie nakazów aresztowania premiera Izraela Benjamina Netanjahu i ministra obrony Joawa Galanta oraz trzech dowódców Hamasu. Na podstawie zgromadzonych dowodów oskarża Hamas o dokonanie zbrodni wojennych, w tym zbrodni przeciwko ludzkości, m.in. eksterminacji, tortur i przemocy seksualnej na ludności cywilnej Izraela. Natomiast Netanjahu i ministrowi obrony Izraela zarzuca używanie głodu jako metody prowadzenia wojny, umyślne powodowanie wielkiego cierpienia, zabójstwa oraz atakowanie i prześladowanie ludności cywilnej, co uznawane jest za zbrodnie wojenne.

Protest w Londynie
Protest w Londynie
Źródło: Ewa Kisło-Falkowska

Szanse na nowe rozwiązania

Czy nadzieja na długotrwały pokój pomiędzy Izraelem a Palestyną staje się coraz bardziej odległa? Młodzi Palestyńczycy nie wierzą już w to, że oba kraje mogłyby istnieć pokojowo obok siebie. Według badań Instytutu Gallupa jeden na sześciu Palestyńczyków w wieku od 15 do 25 lat popiera rozwiązanie dwupaństwowe, w porównaniu z 34 proc. Palestyńczyków w wieku 46 lat i starszych. Jak zauważają autorzy sondażu, mając na względzie to, że 69 proc. ludności palestyńskiej ma mniej niż 29 lat, sceptycyzm wśród młodych wskazuje na to, że w przyszłości rozwiązania dyplomatyczne konfliktu mogą być niewystarczające.

Jeszcze przed wybuchem obecnej fazy wojny 81 proc. Palestyńczyków twierdziło, że nie wierzy w to, iż kiedykolwiek zapanuje trwały pokój. Według sondażu Palestinian Center for Policy and Survey Research 66 proc. Palestyńczyków uważa, że utworzenie niepodległego państwa palestyńskiego obok Izraela w ciągu najbliższych pięciu lat jest niemożliwe. Z badań Pew Research Center przeprowadzonych kilka miesięcy przed atakiem z 7 października wynika, że 35 proc. Izraelczyków uważało, iż "można znaleźć sposób na pokojowe współistnienie Izraela i niepodległego państwa palestyńskiego".

- Jak długo izraelska prawica jest u władzy, dopóki na jej czele stoi premier Netanjahu, to wizja państwa palestyńskiego się oddala - podkreśla Michał Wojnarowicz, analityk PISM. - Tylko na początku poprzedniej dekady, ze względu na relacje z USA, rząd Netanjahu prowadził negocjacje pokojowe z Palestyńczykami, ale z perspektywy widać, że nie były to działania prowadzone w dobrej wierze.

Czy zatem masowe protesty i wyrazy solidarności z Palestyną niemal na wszystkich kontynentach sprawią, że kwestia rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego powróci na światową wokandę polityczną i stanie się priorytetem w polityce międzynarodowej?

Dr Ewa Górska z UJ twierdzi, że masowe protesty pokazują, czego chce lud, a to lud głosuje. Większym sceptycyzmem kieruje się dr Martyna Wielewska-Baka z UG, która podkreśla, że protesty nie mają charakteru rewolucyjnego, a my już od dekad cierpimy na bankructwo idei i nie mamy pomysłu, jak ten konflikt rozwiązać. Po stronie palestyńskiej brakuje również partnerów politycznych. Kultura polityczna nie wykształciła się w tym kraju na tyle, aby jakakolwiek partia mogła w zrównoważony i przemyślany sposób reprezentować interesy narodu i tym samym doprowadzić do demokratyzacji państwa.

- Poziom nieufności i rozłamu pomiędzy Izraelczykami a Palestyńczykami być może jest najwyższy w historii. Jest poczucie, że druga strona nie jest partnerem do rozmów i przeciwnik musi zostać pokonany i zmuszony do kapitulacji. Dodatkowo po stronie izraelskiej skrajnej prawicy pojawiają się pomysły ponownego zasiedlenia osiedlami żydowskimi Strefy Gazy, bo zdaniem tego środowiska tylko taka forma kontroli zapewni bezpieczeństwo Izraelowi. Z drugiej strony liczba ofiar i krzywd po stronie palestyńskiej jest na tyle duża, że nawet niepodległość Palestyny nie wynagrodzi i nie wyzeruje tego cierpienia. Jednak to zazwyczaj z kryzysów rodzą się nowe rozwiązania - podsumowuje Michał Wojnarowicz z PISM.

Czytaj także: