|

Dlaczego dzieci z granicy trafiają do domu księży emerytów

Emigranci po białoruskiej stronie granicy
Emigranci po białoruskiej stronie granicy
Źródło: Attila Husejnow/SOPA Images/LightRocket via Getty Images (zdjęcie ilustracyjne)

Nastoletni chłopcy i dziewczęta - małoletni uchodźcy, głównie z krajów afrykańskich - trafiają do Domu Księży Emerytów w Augustowie. To placówka prowadzona przez Caritas Diecezji Ełckiej. Wolontariuszka Bożenna przynosi im ubrania, zabiera ich na spacery, kupuje z własnej emerytury słodycze, środki czystości. Wicedyrektor ełckiego Caritasu twierdzi, że pieniędzy, jakie otrzymuje na ten cel, wystarcza tylko na jedzenie i zakwaterowanie. A opieka psychologiczna? A nauka?

Artykuł dostępny w subskrypcji

CZYTAJ TEŻ: PRZEKROCZYŁY POLSKĄ GRANICĘ i ZNIKNĘŁY. GDZIE SĄ TE DZIECI? >>>

Rynek w Augustowie, poranek. Rozglądam się wokoło, stojąc przy pomniku poświęconym "Tym, którzy oddali swe życie za wolną i sprawiedliwą ojczyznę".

Pojawiają się.

Wolontariuszka Bożenna idzie z czarnoskórym, chudym, wysokim chłopakiem. Cheickene pochodzi z Bamako, stolicy Mali, ma 16 lat. Rozgląda się niepewnie albo spuszcza wzrok, nie patrzy w oczy. Nawet kiedy się uśmiecha, jego duże, ciemne oczy pozostają smutne.

Próbujemy rozmawiać przy pomocy translatora, ale idzie nam źle. Cheickene mówi do komórki, translator tłumaczy na polski i wychodzą z tego zdania pozbawione sensu.

Łączę się zatem ze znajomym, który zna francuski, poza tym podróżował po Afryce i był w Mali.

Więc Paweł, siedząc w swojej pracowni w Irlandii (jest malarzem), będzie tłumaczył, co mówi chłopak z Mali w polskim Augustowie.

Wymijająco

Cheickene był w lesie z grupą, ale się rozdzielili. Nie wie, gdzie jest reszta. Na granicy spędził cztery albo pięć dni. Mówi, że nie spotkał żadnego białoruskiego żołnierza na swojej drodze. Zatrzymali go polscy "żołnierze" (mogli to być funkcjonariusze Straży Granicznej, uchodźcy zwykle nie odróżniają jednych od drugich), dali mu jedzenie, trzymali go tydzień w ciemności. Tam, w tej celi, gdy siedział po ciemku, przyszła do niego jego mama - chłopak opowiada o swoim śnie albo czymś w rodzaju wizji. Po tygodniu go przywieźli tutaj, do Domu Księży Emerytów w Augustowie.

Płot wzdłuż polsko-białoruskiej granicy
Płot wzdłuż polsko-białoruskiej granicy
Źródło: TVN24

Proszę Pawła, żeby zapytał go, jak mu jest w domu księży emerytów. Trwa to chwilę.

- Niewiele z tego rozumiem. Nie mówi nic konkretnego, odpowiada wymijająco. Unika odpowiedzi - relacjonuje Paweł.

A dlaczego Cheickene wyjechał z Mali?

Chłopak twierdzi, że uciekł przed wojną. Najpierw z wioski pod Bamako do stolicy, potem szlakiem uchodźczym do Europy. Jego brat tam został. Nie wie, gdzie są rodzice - gdzieś w Mali, nie ma z nimi kontaktu. Wyjechali, odeszli - trudno powiedzieć.

Cheickene twierdzi, że w Hiszpanii ma brata, który na niego czeka.

- Wiesz co - zwraca się do mnie Paweł - ten chłopak bardzo mało mówi i kontakt z nim jest bardzo trudny.

Potem idziemy jeszcze na zakupy, wchodzimy do sklepu spożywczego przy augustowskim rynku. Mówię do Cheickene, żeby wybrał sobie, co chce, włożył do koszyka. Stoimy przed półkami ze słodyczami. Chłopak bierze po dwa wafelki, jakieś batoniki, spogląda na mnie ukradkiem, jakby chciał się upewnić, czy dobrze zrozumiał, czy na pewno może to wziąć, jakby nie wierzył. Bierze po dwa, bo przecież ma kolegę w pokoju, Abdiego.

- Jak spotykam się z nim, chodzimy na spacery. Mam plecaczek na plecach, zawsze sprawdza, czy jest ciężki, czy nie. Bo jakby był dla mnie za ciężki, to on chce go nieść, żeby mi było lżej - mówi do mnie szeptem pani Bożenna.

16-letni Malijczyk niepewnie sięga w tym czasie po dwa pitne jogurty owocowe.

Migranci wciąż koczują na polsko-białoruskiej granicy. "Jakim my jesteśmy narodem tak naprawdę?" (materiał archiwalny z 2023 roku)
Źródło: Paweł Laskosz/ Fakty po Południu TVN24

Złe miejsce

Na początku listopada ubiegłego roku TOK FM podało informację, że w domu księży emerytów umieszczane są dzieci zatrzymane po nielegalnym przekroczeniu granicy polsko-białoruskiej. To wywołało sprzeciw - między innymi rzecznika praw dziecka.

- To nie jest miejsce dla dzieci - stwierdził Adam Chmura, zastępca rzecznika praw dziecka. Dlaczego? Bo straumatyzowane dzieci, które przez wiele miesięcy przemierzały tak zwany szlak uchodźczy, na przykład z Afryki przez Moskwę i Mińsk, potrzebują szerszej pomocy niż tylko wikt i opierunek, który zapewnia im Caritas Diecezji Ełckiej w Domu Księży Emerytów w Augustowie.

Dlaczego więc Straż Graniczna kieruje dzieci zatrzymane na granicy do Domu Księży Emerytów w Augustowie?

- Dokładamy należytej staranności, żeby te osoby miały wikt i opierunek, dach nad głową, ciepło - odpowiada podpułkownik Mirosław Lis, naczelnik Wydziału ds. Cudzoziemców Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.

- Czy rzeczywiście jest tak, że Dom Księży Emerytów w Augustowie jest rozwiązaniem, które przyjęto ze względu na to, że w placówkach opiekuńczo-wychowawczych po prostu nie ma miejsc?

- Tak - potwierdza podpułkownik Lis. - Jeśli ktoś mi wskaże inne miejsca, gdzie możemy takie osoby zawozić, to bardzo chętnie będziemy je tam zawozić. Czy wyobraża sobie pan, że taką małoletnią osobę zawozimy do placówki opiekuńczo-wychowawczej i zostawiamy pod drzwiami? Wyobraża pan sobie taką sytuację? Zgodnie z przepisami możemy coś takiego zrobić. Jednak z ludzkiego punktu widzenia… Nie robimy tak.

- Dom Księży Emerytów w Augustowie to nie jest placówka opiekuńczo-wychowawcza. Tam nie ma pedagoga, psychologa - zwracam uwagę.

W odpowiedzi podpułkownik Mirosław Lis wręcza mi kartki zadrukowanego papieru z opisem placówek i ośrodków, które prowadzi Caritas Diecezji Ełckiej. - Tu ma pan informację, czym się Caritas Diecezji Ełckiej zajmuje, jakie ma ośrodki. Niech pan sam rozstrzygnie, czy jako instytucja jest przygotowany do przyjęcia osób małoletnich.

Znajdują się w nim takie obiekty, jak przedszkola, klub dziecięcy, poradnia terapeutyczna, świetlica środowiskowa czy centrum młodzieżowe. Z tego wynika, że Caritas Diecezji Ełckiej zatrudnia pedagogów, terapeutów, trenerów. Prowadzone są "konsultacje indywidualne, grupy wsparcia, (…) warsztaty dla dzieci i młodzieży". Wszystko to jest dostępne dla dzieci i młodzieży polskiego pochodzenia. Sugestia jest wyraźna: ta instytucja posiada doświadczenie i zasoby, żeby kompleksowo zająć się cudzoziemskimi dziećmi, które przekazuje im pod opiekę Straż Graniczna.

- W domu księży emerytów umieszczane są osoby tylko do momentu znalezienia im miejsca w placówkach opiekuńczo-wychowawczych - kontynuuje naczelnik. - Gdy takie miejsca się pojawiają, natychmiast te osoby z domu księży emerytów są tam przenoszone.

Problem jednak polega na tym, że takich miejsc w Polsce właściwie nie ma.

16-letni Syryjczyk chory na epilepsję ma zostać objęty ochroną międzynarodową w Polsce
16-letni Syryjczyk chory na epilepsję ma zostać objęty ochroną międzynarodową w Polsce (materiał archiwalny z 2022 roku)
Źródło: Marta Warchoł | Fakty po południu

Dzieci jak nasze

Pani Bożenna z Augustowa jest emerytowaną ekonomistką, wolontariuszką związaną z Grupą Granica. Opiekuje się dziećmi umieszczanymi u księży emerytów, w jednostce podległej Caritasowi Diecezji Ełckiej.

- Pewnego razu, to było lato 2024 roku, dostałam na telefon wiadomość, że uchodźcy potrzebują pomocy. To była tak zwaną pinezka wskazująca lokalizację, dokąd mam się udać. Patrzę na miejsce, które wskazuje ta pinezka, a to centrum Augustowa. Czasem się zdarza, że uchodźcy trafiają do miasta, jak się gdzieś zgubią, ale rzadko. No nic, myślę, biorę plecak i idę. Na miejscu się rozglądam, chodzę w kółko, nikogo nie widzę. Jest apteka, w niej pracuje moja koleżanka. Pytam się jej, czy nie widziała kogoś, kto mógłby wyglądać na uchodźcę z granicy. Mówi, że tak, że "tam z tyłu". "Ale ja tam byłam, tam nikogo nie ma" - mówię do niej. "Musisz iść do księży emerytów". Nie wiedziałam nawet, że tam coś takiego jest jak dom księży emerytów. Idę więc. Tam się wchodzi przez takie jakby podwórko. Dzwonię domofonem, słyszę męski głos. Jeszcze nie wiem, że to ksiądz Maciej, poznam go później. Pytam się, czy są u niego osoby z granicy. Mówi, że tak, i pyta, czy przyszłam je zabrać od niego. Jestem zdezorientowana, o co tu chodzi. Myślę sobie, że może przyjął ich pod swój dach na chwilę, dał wody, pozwolił odpocząć czy coś. Mówię, że tak. Nie wiedziałam jeszcze, że zostali tu skierowani przez Straż Graniczną. I że to są dzieci.

- W środku okazało się, że w domu księży emerytów jest jedna dziewczyna i dwóch chłopców z Somalii i jeden chłopiec z Gwinei - kontynuuje opowieść pani Bożenna. - Do naszego dyspozytora wiadomość z prośbą o pomoc napisała Sabrina, 17-latka. Potrzebowała lekarza. Zamiast zgłosić się do księdza, wolała zadzwonić do nas, na nasz numer alarmowy. Od dyspozytora przyszła do mnie pinezka. Ksiądz Maciej nie miał pojęcia, że dziewczyna, która została do niego skierowana, jest ranna. Zaprowadziła mnie do pokoju, pokazała mi uda. Okazało się, że miała całe nogi w ranach, w opatrunkach, które trzeba było wymienić. Pokaleczyła się podczas przechodzenia przez płot na granicy. I mówiła, że coś ma z okiem, że słabo widzi. Poszłam do księdza, powiedziałam mu o wszystkim. Zapytał: "a kto za to zapłaci?". Odpowiedziałam mu, że ja za to zapłacę.

- A skąd pani ma na to pieniądze? - pytam pani Bożenny.

- No... z emerytury. Ja nie jestem finansowana z żadnej fundacji czy coś takiego. Wszystko, co kupuję dla tych dzieci, kupuję z własnych pieniędzy, ewentualnie z tego, co dostanę na ten cel od kogoś znajomego czy z rodziny.

- Sabrinę następnego dnia zbadała moja znajoma lekarka, opatrzyła jej rany - opowiada pani Bożenna. - I coś zauważyła. Dziewczyna miała na plecach blizny po dawnych, zagojonych ranach. I to nie są ślady po biciu ręką… Pomyślałam: "co to dziecko musiało przejść?".

Pani Bożenna postanowiła otoczyć opieką dzieci przebywające w domu księży emerytów.

Moja rozmówczyni stwierdza, że trzeba umieszczanym "u księży emerytów" dzieciom załatwiać lekarzy, kupować ubrania, środki czystości, czasem jakieś słodycze.

- W domu księży emerytów mają tylko spanie i jedzenie - stwierdza pani Bożenna. - Nie dostają nic ponadto. Nie chodzą do szkoły, nie uczą się języka, nie mają żadnej opieki psychologicznej. A przecież wszystkie są straumatyzowane, po ciężkich przejściach. Nawet szczoteczki do zębów tam nie otrzymują, ani mydła, jakichś środków higieny osobistej, bielizny, nic. A mówimy o nastolatkach, które mają swoje potrzeby. Potrzebują cieplejszych ubrań, bo trafiają tam tak, jak zostały przechwycone przez Straż Graniczną. Wszystko trzeba im kupować. Chodzę z nimi na spacery niemal codziennie. To ich jedyna rozrywka, spacer ze mną, starszą panią. Chodzą ze mną, bo co mają robić? Siedzą całymi dniami w pokojach przy telefonach, przez które mają jakiś kontakt ze swoją rodziną, ze swoim krajem. Niektórzy chłopcy wychodzą, żeby pokopać piłkę na boisku - to wszystko. Bywa, że bariera językowa nie pozwala im rozmawiać między sobą. Bo na przykład jeden chłopiec jest francuskojęzyczny, drugi mówi tylko po somalijsku. Są samotni, opuszczeni i nieszczęśliwi. Pozostawieni sami sobie. A przecież to takie same dzieci jak nasze, polskie. Potrzebują znacznie więcej niż spanie i jedzenie.

Tego nie ma

Budynek domu księży emerytów, będący ośrodkiem Caritas Diecezji Ełckiej, znajduje się w centrum miasta, ale na uboczu, za pierwszą linią zabudowy. Drzwi są otwarte, więc wchodzę. Dowiaduję się, że księdza Macieja znajdę na piętrze.

Na samym początku duchowny - energiczny mężczyzna około sześćdziesiątki, zastrzega, że nie może ze mną rozmawiać, bo mu zabroniono rozmawiać na ten temat z kimkolwiek bez obecności kuratora. Kto zabronił? Odpowiada, że Straż Graniczna i że o wszystkim się dowiem od kuratora, bo kurator sprawuje opiekę nad chłopcami.

Ta deklaracja nie oznacza jednak wcale końca rozmowy. Z miejsca ksiądz zaczyna opowiadać o całej sytuacji, jak to wygląda z jego perspektywy.

Potwierdza, że jest tu dwóch chłopaków, że są przysłani tutaj przez sąd i "normalnie" mieszkają, i są - jak mówi - "na wyposażeniu". Kucharka robi im jedzenie, oni jedzą i tyle. Dodaje, że są wolni, mogą sobie chodzić, gdzie chcą.

- A czy mają jakąś opiekę, na przykład psychologa czy pedagoga, czy ktoś z nimi rozmawia?

Dowiaduję się, że te sprawy leżą w gestii kuratora sądowego, a zadaniem ełckiego Caritasu jest tylko zapewnić łóżko, kąpiel i jedzenie.

- A co z ubraniami, środkami czystości, jakimiś podstawowymi kosmetykami albo nauką języka polskiego?

Ksiądz odpowiada, że tego nie ma. I że z chwilą, gdy się znajdzie dla nich jakieś inne miejsce, w jakiejś placówce, domu dziecka, to zostaną tam przeniesieni.

Pytam księdza, kto jest odpowiedzialny za opiekę nad dziećmi umieszczonymi w jego placówce, skoro on sam nie uważa się za kogoś takiego. Odpowiada, że taką osobą jest wyznaczony przez sąd kurator.

Podkopy pod zaporą na granicy polsko-białoruskiej. "Presja migracyjna spadła"
Podkopy pod zaporą na granicy polsko-białoruskiej (materiał archiwalny z 2022 roku)
Źródło: Katarzyna Czupryńska-Chabros | Fakty po południu TVN24

Dobre pytanie

Kuratorką jednego z chłopców umieszczonych w Domu Księży Emerytów - Abdiego (jego historię opisaliśmy wczoraj) - jest mecenas Anna Chajewska. Ma swoją kancelarię w Augustowie.

- Jakie były pani obowiązki w związku z tym, że jest pani kuratorką Abdiego?

- Moim zadaniem jest przeprowadzenie procesu umieszczenia go w pieczy zastępczej i dodatkowo moim zadaniem było udzielenie pomocy przy składaniu wniosku o udzielenie ochrony na terenie Polski - odpowiada adwokatka.

Wniosek ten rozpatruje Szef Urzędu ds. Cudzoziemców. Teoretycznie ma na to sześć miesięcy, obecnie trwa to zwykle do 18 miesięcy. Do tego czasu dziecko przebywa "w trybie zabezpieczenia" i podejmowane są kroki zmierzające do ustanowienia dla niego pieczy zastępczej.

- W przypadku chłopca, o którym mówimy, wniosek taki został przyjęty. Dziecko było weryfikowane pod kątem informacji, które podało, opowiedziało swoją trasę przyjazdu do Polski, dość długą, bo z tego, co wskazywało, to od lutego 2024 roku było już w podróży.

Więc jedenastoletni Abdi, z którym rozmawiałem w Domu Księży Emerytów, przemierzał szlak uchodźczy od lutego do listopada. Dziewięć miesięcy.

- Po złożeniu wniosku zostały wydane temu dziecku dokumenty potrzebne do legitymowania się. Następnie zostało poinformowane, że będzie umieszczone w Domu Księży Emerytów w Augustowie i że jeszcze tego samego dnia będzie miało wykonany szereg badań, żeby sprawdzić jego stan zdrowia. Chłopiec został poinformowany o prawach, jakie mu przysługują. Rozmowa odbywała się w obecności tłumacza języka somalijskiego. Udostępniliśmy mu także internet, żeby mógł skontaktować się z rodziną, z którą rozmawiał podczas składania wniosku. Więc wydaje mi się, że ten chłopiec jest zaopiekowany - podsumowuje Anna Chajewska. - Teraz Sąd Rejonowy w Augustowie prowadzi sprawę o umieszczeniu go w pieczy zastępczej i w tym zakresie musi formalnie uregulować jego sytuację. Złożony jest już wniosek o umieszczenie go w typowej placówce interwencyjno-opiekuńczej w Białymstoku. No i w zasadzie tyle…

- Czyli pomaga pani w załatwianiu spraw formalnoprawnych. A kto w takim razie jest odpowiedzialny za jego leczenie, opiekę, ogólnie rzecz ujmując - za zapewnienie warunków do godnego życia?

Adwokatka zagląda do dokumentów.

Po chwili odpowiada: - Do podejmowania decyzji o stanie zdrowia chłopca jest uprawniony dyrektor Caritas Diecezji Ełckiej, bo chłopiec jest umieszczony w Domu Księzy Emerytów, a dyrektor Caritasu jest zwierzchnikiem tej placówki. Dyrektor Caritas Diecezji Ełckiej jest również zobowiązany do podejmowania decyzji w zakresie jego rehabilitacji, edukacji i do podejmowania działań zmierzających do organizacji jego pobytu.

- A kto powinien finansować jego leczenie, na przykład, jeśli rozboli go ząb?

Pani mecenas milknie, zastanawia się przez chwilę. W końcu odpowiada: - To jest dobre pytanie.

Patrol Wojsk Ochrony Terytorialnej przy polsko-białoruskiej granicy
Patrol Wojsk Ochrony Terytorialnej przy polsko-białoruskiej granicy
Źródło: Wojtek Jargiło/PAP

Te dzieci trzeba od nas zabrać

Ksiądz Ryszard Sawicki, wicedyrektor Caritas Diecezji Ełckiej, napisał w odpowiedzi na moje pytanie, że "do dnia dzisiejszego na pokrycie kosztów pobytu małoletnich cudzoziemców [w Domu Księży Emerytów w Augustowie - red.], ze środków publicznych, za pośrednictwem właściwego organu Straży Granicznej Caritas otrzymała kwotę 35 505,00 zł".

Z księdzem Ryszardem Sawickim rozmawiałem prawie dwadzieścia minut. Sporządziłem notatkę zawierającą jego wypowiedzi i - zgodnie z jego życzeniem - wysłałem ją do autoryzacji. Dzień później przyszła odpowiedź, z której wynika, że ksiądz odmawia jej autoryzacji.

Na samym początku rozmowy zapytałem, co stało się z pieniędzmi - kwotą 35 505 zł, którą otrzymał Caritas Diecezji Ełckiej na utrzymanie i opiekę dzieci uchodźczych.

- Działalność Domu Księży Emerytów całkowicie jest finansowana przez Caritas Diecezji Ełckiej. I 35 tysięcy złotych, ta kwota wpływa na funkcjonowanie tego domu. To jest odpłatność, którą otrzymaliśmy za pobyt tutaj małoletnich. Kwotę otrzymał Caritas Diecezji Ełckiej. Ta kwota jest na pokrycie zakwaterowania i wyżywienia tych dzieci.

- Byłem tam na miejscu. Te dzieci, oprócz tego, że mają gdzie spać i co jeść, nie dostają nic. Całą resztę potrzebnych rzeczy kupują im wolontariusze z własnych pieniędzy - wspomniałem.

- Nie wiem, nie mam takiej wiedzy. Ale mogło coś takiego zaistnieć, ale to nie z tego względu, że oni nie mają jak się umyć, nie mają czym tego zrobić, nie mają w co się ubrać - odpowiedział ksiądz wicedyrektor. - Ale my nie dostajemy żadnych środków finansowych na zapewnienie tego typu rzeczy. Opłatę, którą otrzymaliśmy tutaj, to jest za pobyt, za wyżywienie i za zakwaterowanie, nic więcej.

- A z czego to wynika, że to jest właśnie na to, a na coś innego już nie? - dopytywałem.

- Z czego to wynika? My nie jesteśmy placówką typu dom dziecka. Taką sensu stricte opiekuńczo-wychowawczą. Generalnie dzieci powinny do takich miejsc trafiać, natomiast z uwagi na to, że odmawiają te placówki, bo nie mają miejsc, to w drodze wyjątku sądy kierują je do nas, bo te dzieci nie mają się gdzie podziać w ogóle.

- Dach nad głową i trzy posiłki dziennie to trochę mało, nie uważa ksiądz?

- Dlatego uważam, że ich pobyty są tylko czymś tymczasowym, i instytucje, które do nas je skierowały, powinny szukać innego miejsca dla nich i je tam skierować. Natomiast mamy sytuację taką w Polsce, jaką mamy, że jest luka i brakuje tego typu miejsc - stwierdził ksiądz Sawicki.

- Każde dziecko w Polsce ma obowiązek nauki szkolnej - zwróciłem uwagę.

- Te dzieci... one oczekują najpierw na uregulowanie ich sytuacji, bo są nielegalnie w Polsce. Więc to jest w pierwszej kwestii regulowane, a nie kwestia obowiązku szkolnego. Zresztą one nie byłyby w stanie tutaj, w naszych szkołach, takiego obowiązku realizować.

- Może powinny mieć zapewnioną naukę języka polskiego? Nie sądzi ksiądz, że to należałoby zorganizować? - zasugerowałem.

- To jest pytanie, które trzeba byłoby kierować może do innych instytucji, niekoniecznie do nas. My możemy zapewnić im rzeczywiście dach nad głową, bezpieczeństwo, wyżywienie, zakwaterowanie, i tyle.

- Przecież Caritas jest instytucją, która organizuje mnóstwo charytatywnych akcji. Pomaga wielu ludziom.

- I to jest jedna z form pomocy. Natomiast my nie mamy żadnego ośrodka tutaj.

- Chcielibyście się pozbyć tych dzieci jak najszybciej?

- Trzeba je zabrać tam, gdzie będzie rzeczywiście... Nie chcielibyśmy się ich pozbyć, proszę pana. Tylko mówię o tym, że rzeczywiście trzeba dla nich bardziej adekwatnej formy pomocy. Ale póki co takiej nie ma.

- To dlaczego nie możecie jej zorganizować? Proszę księdza, 35 tysięcy złotych to jest kwota, która do was przyszła od Straży Granicznej na funkcjonowanie domu, który i tak funkcjonuje. One mieszkają w pokoju, który i tak jest, bo stoi pusty. I tak jest ogrzewany, utrzymywany - zwróciłem uwagę.

- A może mielibyśmy zbudować za 35 tysięcy dom dziecka? - ksiądz odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Nie, ja nie mówię, żeby budować dom dziecka. Ja mówię tylko tyle, że wychodzi na to, że te dzieci "przejadły" 35 tysięcy złotych.

- Proszę pana, ja panu mówię, że ta kwota to jest kwota za wyżywienie i za zakwaterowanie.

- A dlaczego to nie jest kwota na naukę języka polskiego?

- Nie ma pieniędzy, naprawdę żadnych pieniędzy na jakichkolwiek specjalistów na naukę języka - stwierdził wicedyrektor Caritas Diecezji Ełckiej.

- Wie ksiądz, jak te dzieci są straumatyzowane? One potrzebują opieki psychologicznej.

- Ale one nie są straumatyzowane przez nas tutaj, przez pobyt w naszym domu.

- Oczywiście, że nie. Ale powinny być pod opieką psychologa, psychotraumatologa. Te dzieci cierpią.

- My nie jesteśmy w stanie zapewnić takich specjalistycznych form pomocy - powiedział ksiądz Sawicki. - To, co my oferujemy, to jest tylko pomoc tymczasowa w oczekiwaniu na przeniesienie tych dzieci do innych miejsc. My po prostu nie zamknęliśmy drzwi przed tą sytuacją. I tyle. Pan myśli, że my tutaj zarobiliśmy nie wiadomo jakie pieniądze. Ale te pieniądze nie są wystarczające, ta kwota wystarcza tylko na zakwaterowanie i wyżywienie. To jest kwota 135 zł brutto za osobę za jeden dzień. Czy uważa pan, że to jest bardzo dużo?

- Zakwaterowani są w czymś, co istnieje i tak, sam ich pobyt nie generuje dodatkowych kosztów...

- A według pana mielibyśmy zakwaterować ich w czymś, co nie istnieje?

- …poza wyżywieniem. Dla mnie to jest oczywiste. Więc oni przejadają dziennie 135 zł, tyle kosztują dodatkowe posiłki, które przygotuje im i tak zatrudniona tam kucharka. To chce mi ksiądz powiedzieć, tak?

- Proszę pana, ja teraz nie wyliczam panu ile kosztuje jedna kanapka, tylko mówię o kwocie, którą otrzymujemy. Jeżeli pan chce ją negocjować...

- Nie, ja uważam, że za tą kwotę spokojnie można zorganizować im naukę języka polskiego i psychologa, który się nimi zaopiekuje. No ale rozumiem, ksiądz jest innego zdania.

- Nie chciałbym tutaj wchodzić w dyskusję odnośnie tego, co im potrzeba, bo nie jestem osobą też do końca kompetentną - przyznał duchowny. - Trzeba byłoby tutaj pytać instytucje państwowe w tej kwestii, które odpowiadają za te dzieci. My nie wystąpiliśmy o to, żeby te dzieci trafiały do nas, bo nie my wyszliśmy z taką inicjatywą. Ale nie mogliśmy odmówić z kolei też pomocy w tej sytuacji, jaka jest.

Ksiądz Sawicki informuje, że pierwsze dzieci zostały umieszczone w Domu Księży Emerytów 31 maja 2024 roku.

- I co się z nim stało?

- To samo, co z większością tych dzieci.

- Czyli?

- Czyli uciekły.

- A skąd ksiądz wie, że uciekły?

- No bo jeżeli wychodzą z domu i nie wracają... Podobne sytuacje mieliśmy także w innej placówce, w domu dziecka. Generalnie robią to samo co wszyscy migranci.

- A czy ktoś ich poszukiwał?

- Zgłaszane jest to do Straży Granicznej i na policję.

- Policja twierdzi, że takich zgłoszeń z Domu Księży Emerytów nie było - zwracam uwagę księdzu Sawickiemu (o tym również pisaliśmy w poprzednim tekście).

- Zgłaszamy to do Straży Granicznej.

Emigranci po białoruskiej stronie granicy
Emigranci po białoruskiej stronie granicy
Źródło: Attila Husejnow/SOPA Images/LightRocket via Getty Images

***

Z księdzem Ryszardem Sawickim rozmawiałem w grudniu ubiegłego roku.

Od tamtego czasu do Domu Księży Emerytów trafiło kolejnych dwóch chłopców - siedemnastoletni Michel z Erytrei i piętnastoletni Qusay z Syrii. Obydwaj zniknęli. Oficjalnie nie wiadomo, co się z nimi dzieje, choć pani Bożenna ma informacje - niepotwierdzone - że są w Niemczech, trafili do swoich rodzin.

Cheickene został przeniesiony z Domu Księży Emerytów do domu dziecka w Białymstoku. Od Nowego Roku poszedł do szkoły. Uczy się języka polskiego.

W ŚRODĘ OPUBLIKUJEMY TRZECI ODCINEK CYKLU REPORTERSKIEGO O "DZIECIACH GRANICY". DLACZEGO PAŃSTWO POLSKIE NIE CHCE TYCH DZIECI?

Czytaj także: