|

Rosjanie urządzili sobie "ludzkie safari". Trzecia wojna samosiołów

W Teremci żyje aktualnie ośmiu samosiołów
W Teremci żyje aktualnie ośmiu samosiołów
Źródło: Napromieniowani.pl

Wiktora zabrali z chaty i wywieźli w nieznane. Wasyl i Tatiana uciekli sami. Inni żyją na takim uboczu, że Rosjan, którzy tuż po inwazji na Ukrainę weszli do Czarnobyla, nawet nie widzieli. Ale teraz - w odróżnieniu do 1986 roku - wroga słyszeli. Ci "na trasie okupanta" stracili wszystko.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Do ich wiosek prawie nikt nie zagląda. W 1986 roku, po awarii elektrowni atomowej, z 30-kilometrowej strefy wokół Czarnobyla wysiedlono ponad 300 tysięcy osób. Mieli zacząć wszystko od nowa. Tylko jak tu zaczynać od zera, gdy wszyscy wokół wytykają, że to "ci z Czarnobyla"? Skażeni. Wielu z nich nie wytrzymało i wracało do rodzinnych miejscowości, na ojcowiznę. Na początku jeszcze próbowała wyganiać ich milicja. Potem dali im już spokój. W miastach i wioskach wokół elektrowni w Czarnobylu, w których przed awarią mieszkało nawet kilka tysięcy osób, żyli samotnie, po kilka, kilkanaście osób. Z dala od cywilizacji, bez gazu, często bez bieżącej wody. Samosioły.

Szacuje się, że teraz jest ich w sumie raptem kilkadziesiąt osób. Wszyscy w podeszłym wieku, po siedemdziesiątce. A teren, na którym mieszkają, ciągle uważany jest za skażony. By tam wjechać, trzeba było mieć specjalną przepustkę. I nie można zostać na długo.

Przez 36 lat samosioły żyły w spokoju. Do teraz. - W najgorszej sytuacji byli mieszkańcy wiosek wokół strefy, które znalazły się na trasie Rosjan. (...) Okupanci organizowali sobie "ludzkie safarii" - opowiada mi Krystian Machnik, który jako jeden pierwszych z Polski, w czasie wojny, ruszył na pomoc samosiołom.

Przestał do nich przyjeżdżać ostatni sklep, taki obwoźny. - To była inicjatywa właścicieli prywatnego sklepu z Iwankowa. W mieście toczyły się ciężkie walki. Ich sklep już nie istnieje, został zniszczony. Nie wiem, czy jego właściciele żyją - przyznaje Machnik z napromieniowani.pl.

Wie za to, że żyje Wiktor, ostatni mieszkaniec osiedla Poliske w strefie. Odnalazł się.... w Rosji. Był aptekarzem, po katastrofie w elektrowni robił płyn Lugola i woził tym, którzy walczyli z ogniem. Na emeryturze był zapalonym pszczelarzem. Napromieniowani zajrzeli do jego gospodarstwa: samochód Wiktora - Ładę 2105 - Rosjanie spalili. Na podwórzu panował bałagan. (...) Samą chatę Rosjanie splądrowali. Mężczyzna już tu nie wróci. Nie ma do czego. Poliske straciło ostatniego mieszkańca.

Ukraińcy giną, by tragedia z roku 1986 się nie powtórzyła

Czarnobylska elektrownia leży zaledwie 12 km od granicy z Białorusią, gdzie przez kilka tygodni odbywały się wspólne białorusko-rosyjskie manewry. 24 lutego, w pierwszym dniu zbrojnej agresji na Ukrainę, rosyjskie wojska wjechały do strefy zamkniętej wokół Czarnobyla. Po godzinie 15 kamera zamontowana na punkcie kontrolnym w Lelewie, który stanowi granicę wewnętrznej 10-kilometrowej strefy największego skażenia radioaktywnego, nagrała wjeżdżającą kolumnę wojskowych pojazdów.

Wjechali czołgami pod elektrownię. Tam doszło do wymiany ognia. - Po zaciętej walce nasza kontrola nad elektrownią w Czarnobylu została utracona. Stan byłej elektrowni jądrowej, obiektów ukrycia i składowania odpadów jądrowych jest nieznany - informował doradca biura prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak. Jak dodał, "po absolutnie bezsensownym ataku Rosjan nie można powiedzieć, że Czarnobyl jest bezpieczny".

Tragiczne bombardowania w Czernihowie i Mariupolu
Tragiczne bombardowania w Czernihowie i Mariupolu. Elektrownia w Czarnobylu odłączona od sieci - 09.03.2022
Źródło: Fakty TVN

Gdyby ostrzał artylerii uszkodził składy odpadów promieniotwórczych, to - jak mówił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, "pył radioaktywny mogłoby przykryć terytorium Ukrainy, Białorusi i krajów UE". - Nasi obrońcy oddają życie, by tragedia 86. roku nie powtórzyła się - mówił Zełenski.

Turystów w strefie wtedy nie było. Już 18 lutego władze Ukrainy zamknęły dla odwiedzających graniczącą z Białorusią strefę wykluczenia wokół elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Decyzję uzasadniono "przyczynami technicznymi". Szef Stowarzyszenia Operatorów Turystycznych Ukrainy Jarosław Jemelianenko oceniał, że najprawdopodobniej jest to "związane z groźbą rosyjskiej agresji i bliskością granicy z Białorusią".

Dzień wcześniej poinformowano, że na zdjęciach satelitarnych zlokalizowano zbudowany na rzece Prypeć na Białorusi most pontonowy, który znajduje się 6 km od granic Ukrainy. "Wywiady państw zachodnich oraz urzędnicy związani z obronnością uważnie śledzą ruchy wokół konstrukcji" - informowała stacja CNN.

Most zbudowano na obszarze Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia - to jest na terenie wykraczającym poza obszar prowadzonych przez Rosję i Białoruś wspólnych manewrów wojskowych - zwróciły uwagę ukraińskie media. "Nie wiadomo obecnie, czy most wzniosły wojska rosyjskie, czy białoruskie" - informował portal Ukraińska Prawda.

To najprawdopodobniej tym mostem wojska dostały się do strefy.

Wcześniej, bo na początku lutego, w opuszczonym mieście Prypeć w obwodzie kijowskim, przy granicy z Białorusią, odbyły się ćwiczenia sił MSW Ukrainy. Ćwiczono taktykę obrony miasta, działania bojowe w zurbanizowanej przestrzeni oraz działania w sytuacji kryzysowej.

Czarnobyl stał się tykającą bombą. Z jednej strony elektrowni groziły pociski, z drugiej - brak dopływu prądu, który zapewnia jej chłodzenie.

- Sytuacja w Czarnobylu jest ogólnie bardzo niebezpieczna. W wyniku działań okupantów odcięto stabilne zasilanie obiektów, których po prostu nie należy pozostawiać bez zasilania. To zagrożenie dla całej Europy. I oczywiście dla samej Rosji - podkreślał Mychajło Podolak.

Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) przestała otrzymywać obowiązkowe dane z systemu monitorowania bezpieczeństwa. O tym, co dzieje się w środku, wiedzieli tylko Rosjanie i wzięci do niewoli pracownicy. Według ukraińskiego urzędu nadzoru, 211 pracowników technicznych i strażników przez niespełna miesiąc nie opuściło terenu elektrowni od czasu przejęcia obiektów przez Rosjan. Dopiero 20 marca Rosjanie zgodzili się na częściową wymianę personelu. Wywieziono w sumie 64 osoby, w tym 50 członków personelu i dziewięcioro funkcjonariuszy ukraińskiej Gwardii Narodowej. Na ich miejsce skierowano 46 ochotników spośród pracowników elektrowni.

Ukraińska Rada Najwyższa donosiła, że Władimir Putin ma szykować atak terrorystyczny na elektrownię atomową w Czarnobylu.

"Putin przygotowuje atak terrorystyczny w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Okupanci planują wywołać sztuczną katastrofę. Z tego, co wiadomo, okupanci próbują sfabrykować dowody świadczące o zaangażowaniu wojska ukraińskiego. Konkretnie, w pobliżu lotniska w Hostomlu zauważono rosyjskie mobilne chłodnie zbierające ciała zabitych ukraińskich obrońców" - pisali na Twitterze.

Na domiar złego w strefie zamkniętej wybuchły pożary. Niewykluczone, że w wyniku ostrzału. "Płonie 10 tys. hektarów lasów; zarejestrowano 31 pożarów" - informowała 27 marca ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa. W komunikacie na Facebooku zauważyła, że pożary przyczyniają się do podwyższenia poziomu skażenia radioaktywnego w powietrzu. "Kontrolowanie i ugaszenie pożarów jest niemożliwe ze względu na przejęcie strefy przez wojska rosyjskie" - pisała rzeczniczka.

31 marca Rosjanie opuścili strefę zamkniętą.

O tym, co przez te pięć tygodni okupacji działo się w opuszczonych wioskach, w których żyją samosioły, niewiele było wiadomo.

Wnuk z Polski

Dla Krystiana Machnika, twórcy portalu Napromieniowani.pl, strefa zamknięta wokół Czarnobyla to już niemal drugi dom. W 2013 roku pojechał tam po raz pierwszy. Najpierw jeździł sam, potem ze znajomymi. Od 2015 roku organizuje wycieczki do strefy. Od 2016 r. pomaga też samosiołom. Wielu z nich traktuje go jak wnuka. Przywozi im żywność, ciepłą odzież, to, co tylko jest im potrzebne.

Mija 36 lat od wybuchu w Czarnobylu
Mija 36 lat od wybuchu w Czarnobylu. Niedawno elektrownia została wyzwolona
Źródło: Fakty TVN

Krystian Machnik: - Mamy znajomości w strefie, znamy rodziny samosiołów - ich córki i wnuczki. Od nich dowiadywaliśmy się, co dzieje się z ostatnimi mieszkańcami Czarnobyla.

Wiedzieli, że Wiktor z Poliskego przepadł bez wieści. Ale większość samosiołów Rosjan nawet nie widziała.

Gorzej było z wioskami wokół strefy.

Machnik: - Tam znamy wioski, ale nie znamy ludzi, choć wielu z nich kojarzymy z wypraw.

Tam, gdzie pojawiali się Rosjanie, rozgrabiano i niszczono wszystko.

Im też chcieli pomóc. I to się udało.

Zrobili zrzutkę, zebrali pieniądze i pojechali.

Tylko po asfalcie

Machnik: - To był zupełnie inny wyjazd niż wszystkie poprzednie. Jechaliśmy do kraju, w którym toczy się wojna.

By wjechać do strefy wokół Czarnobyla, musieli zwykle mieć pozwolenie ze strony jej administracji. Teraz tak to nie działa. Przepustki nie są potrzebne, wymagana jest zgoda policji, a każdej grupie, która wjeżdża, towarzyszą policjanci lub żołnierze uzbrojeni w karabiny.

Machnik: - Wszyscy tylko w kółko powtarzają: "absolutnie nie zjeżdżaj z asfaltu". Tylko tam jest bezpiecznie.

Wszędzie indziej mogą kryć się miny.

Podczas ich pobytu przekonali się o tym strażacy, którzy pojechali gasić pożar w okolicy Czarnobyla.

Czarnobyl dla Filipa2
Przejazd z Czarnobyla do Iwankowa
Źródło: Napromieniowani.pl

Machnik: - 4 maja widzieliśmy z daleka dym, kolejnego byliśmy w tamtym miejscu. Okazało się, że wóz strażacki zjechał z asfaltu i po przejechaniu zaledwie pięciu metrów wjechał w minę.

Eksplozja miny całkowicie zniszczyła kabinę. Dwóch strażaków trafiło do szpitala. Na miejsce przyjechał patrol saperski, który w pobliżu miejsca zdarzenia odnalazł jeszcze pięć min.

Wóz strażacki po najechaniu na minę
Wóz strażacki po najechaniu na minę
Źródło: Krystian Machnik / Napromieniowani.pl
Tabliczki ostrzegające przed minami
Tabliczki ostrzegające przed minami
Źródło: Napromieniowani.pl

Bezpośrednie zagrożenie to jedno. Drugie to wojenne realia. Te także utrudniały akcję pomocową.

Machnik: - Na Ukrainie obowiązuje godzina policyjna, w sklepach brakuje towarów, a tam, gdzie on jest, są wielkie kolejki. Ceny wzrosły niesamowicie. Do tego nie ma paliwa. Potrafiliśmy minąć 20 stacji, w których nie mieli nawet litra benzyny. A przecież bez niej nigdzie nie dojedziemy. Podczas całej wyprawy dobre trzy dni nam doszły przez oczekiwanie na paliwo. Mieliśmy jeden taki dzień, że nie mogliśmy zrobić nic. Staliśmy w miejscu i czekaliśmy. Tam, gdzie ono było, lano maksymalnie po 30 litrów, a my mieliśmy wielkie odległości do pokonania. W efekcie paliwo nam dowożono z Kijowa, a to 90 km drogi od strefy.

Ale dojechali wszędzie, gdzie chcieli.

Czarnobyl dla Filipa1
Czerwony las. Tu okopali się Rosjanie
Źródło: Napromieniowani.pl

Jak wojna zmieniła życie wokół Czarnobyla?

Elektrownia

Choć ostatni reaktor jądrowy w elektrowni w Czarnobylu wyłączono w roku 2000, wciąż pracuje tam 2500 osób. Gdy weszli tu Rosjanie, przez ponad trzy tygodnie ukraińskie obiekty były obsługiwane przez jedną zmianę personelu, która akurat pełniła służbę.

Po tym, gdy Czarnobyl wrócił w ukraińskie ręce, nadal trudno mówić tu o normalności. Pracownicy elektrowni mieszkali w Sławutyczu, mieście zbudowanym poza strefą po katastrofie z 1986 roku. Te dzieli około 60 kilometrów i Białoruś, bo po rozpadzie Związku Radzieckiego ziemie między nimi trafiły do tego kraju.

Przez lata do elektrowni dojeżdżało się pociągiem, który przejeżdżał przez Białoruś, ale nie zatrzymywał się na stacjach. Teraz to niemożliwe.

Machnik: - Praca elektrowni jest bardzo ograniczona. Pracownicy albo nocują w Iwankowie, albo docierają okrężną drogą ze Sławutycza. Początkowo białoruski cypelek tymczasowo omijany był poprzez transport wodno-lądowy: najpierw autobusy odbierały pracowników z miasta Sławutycz, podwożąc ich na brzeg rzeki Dniepr, tam wsiadali na barkę udostępnioną przez Energoatom i przepływali na drugi brzeg. Wysiadali w wiosce Teremci, w tym samym miejscu, do którego cumowały kiedyś wodoloty pływające na trasie Prypeć-Kijów. Stamtąd przewożeni byli kolejnymi autobusami 40 kilometrów pod samą elektrownię. Ale potem most przez rzekę Prypeć pod Teremci został wysadzony.

Pracownicy oczekujący na prom
Pracownicy oczekujący na prom
Źródło: Policja obwodu kijowskiego
Prowizoryczna przeprawa skraca drogę do elektrowni
Prowizoryczna przeprawa skraca drogę do elektrowni
Źródło: Policja obwodu kijowskiego

W samym Sławutyczu walk nie było.

Machnik: - Zdobycie miasta było bardzo dziwne. Zaraz obok znajduje się Czernihów, o który toczyły się walki. Tymczasem Sławutycz Rosjanie omijali. Wjechali do miasta dopiero w ostatnich dniach marca, zajęli je, po czym 2-3 dni później wycofali wojska z tej części Ukrainy.

Ominęli też Prypeć - całkowicie wysiedlone miasto, największą atrakcję turystyczną w strefie.

Machnik: - Obawialiśmy się, że Rosjanie mogą się tam "bawić", strzelając do opuszczonych budynków. Ale, ku mojemu zdziwieniu, nic takiego nie zrobili. Ukradli jedynie.... budkę ochroniarza, zrobioną chyba z kawałka wagonu, która stała przy wjeździe do miasta. Nie mam pojęcia, do czego mogła być im potrzebna.

Czarnobyl dla Filipa7
Prypeć po rosyjskiej okupacji
Źródło: Napromieniowani.pl

Ostatni

W Prypeci od lat nikt nie mieszkał. Miasto było otoczone drutem kolczastymi i pilnowane przez strażników. Do innych miejscowości ludzie wracali.

W mieście Poliske, które przed katastrofą liczyło 12 tysięcy mieszkańców, też nie ma już nikogo.

Jeszcze rok temu mieszkały tu dwie osoby. Pod koniec stycznia zeszłego roku zmarła niewidoma babuszka Ałła. Od lat pomagał jej Wiktor. Został ostatnim mieszkańcem nie tylko opuszczonego miasta, ale i całej zachodniej części Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej.

Od drugiego dnia wojny, czyli od 25 lutego, kontakt z nim się urwał.

Wiktor zniknął z wioski po wejściu Rosjan
Wiktor zniknął z wioski po wejściu Rosjan
Źródło: Maciej Bogaczyk / Napromieniowani.pl

Machnik: - Nie było żadnych informacji na jego temat: telefon milczał, a do jego miejsca zamieszkania nie można było dojechać ze względu na obecność Rosjan na tym terenie. Były duże obawy, że Wiktorowi mogło stać się coś złego. Bezskutecznie poszukiwała go jedna z jego córek. Wreszcie po miesiącu odezwał się.

Machnik: - Z niewiadomych powodów Rosjanie uprowadzili dziadka z jego chaty i wywieźli na Białoruś.

Tam spędził miesiąc. Potem zabrali go do Rosji. To stamtąd odezwał się do córki.

Machnik: - Miał to szczęście, że jego druga córka tam mieszka, wyszła za Rosjanina. Pozwolili mu zamieszkać u niej.

Do domu już nie wróci. Bo nie ma do czego.

Machnik już przed wyjazdem wiedział, że Wiktora w strefie nie ma. Ale i tak zajrzał do jego chaty. Już sam wjazd do opuszczonego miasta pokazywał, czego mężczyzna doświadczył.

- Wiktor mieszkał w zachodniej części strefy zamkniętej, która przed wojną w zasadzie nie była w żaden sposób pilnowana. Rosjanie wjechali tam jak do siebie - mówi.

Dojazd do Poliskego zawsze był trudny. Miasto dzieli 50 kilometrów w linii prostej od elektrowni jądrowej i 60 kilometrów od miasta Czarnobyl. Zwykle przejazd w jedną stronę zajmował około trzech godzin. Drogi już od dłuższego czasu były tam w bardzo złym stanie, a podczas jazdy trzeba było pokonać dwa punkty kontrolne, na których należało okazać przepustkę.

Czarnobyl dla FIlipa3
Zniszczony punkt kontrolny przed Poliske
Źródło: Napromieniowani.pl

Teraz nikt ich nie żąda. Punkty kontrolne Rosjanie zniszczyli pierwszego dnia wojny.

Machnik: - Wjazd do opuszczonego miasta to był duży stres. Bo do Poliskego nie ma drogi asfaltowej. Jedzie się gruntowymi drogami, które po przejechaniu rosyjskich kolumn są pełne dziur. Krajobraz iście księżycowy. Po drodze mijaliśmy tablice z informacjami "uwaga miny" i dopiskami, ile osób zginęło w ciągu ostatnich dwóch tygodni, wjeżdżając na nie. Trzeba było jechać po śladach samochodu, które były widoczne. Wiedzieliśmy, że skoro te ślady są, to ktoś tędy musiał jechać i tak długo, jak widzieliśmy bieżnik opon, a nie ślady rozerwanego pojazdu, mogliśmy czuć się bezpiecznie.

Po drodze mijali porozrzucany rosyjski sprzęt, zniszczone punkty ostrzału.

W Poliske Rosjanie się zatrzymali.

Machnik: - Spali w opuszczonych budynkach. Jeden z nich całkowicie zniszczyli, zawalił się. Nie wiadomo, co tam było i dlaczego tak go potraktowali. Wokół walało się mnóstwo wojskowych skrzyń po rakietach typu Grad i opakowań po racjach żywnościowych z napisem "Armia Rosji".

Czarnobyl dla Filipa5
Poliske. Tak wygląda miasto po rosyjskiej okupacji
Źródło: Napromieniowani.pl

Tu znajdowała się też jedyna po zachodniej stronie strefy jednostka straży pożarnej. To już przeszłość. Rosjanie rozkradli wszystko.

Machnik: - Wozy strażackie wywieźli na Białoruś. Dlatego gdy w marcu wybuchły pożary lasu w strefie, to w tej części nikt ich nie gasił.

Rosjanie z Poliskego prowadzili też ostrzał okolicznych miejscowości. Do czasu.

Machnik: - Ukraińcy ich zbombardowali. Rosyjska artyleria została całkowicie rozbita. Małe kawałeczki porozrzucane były na kilkuset metrach. Było tam wszystko: pojazdy wojskowe, czołgi, wielkie kratery głębokie na 5 metrów. Tył czołgu potrafił leżeć 20 metrów od jego przodu.

Czarnobyl dla Filipa4
Poliske: zniszczona rosyjska kolumna w mieście
Źródło: Napromieniowani.pl

Wiktor nie był tego świadkiem. Zniknął, jak tylko Rosjanie weszli do wioski. I raczej już nigdy do niej nie wróci. Napromieniowani zajrzeli do jego gospodarstwa. Samochód Wiktora - Ładę 2105 - Rosjanie spalili. Na podwórzu panował bałagan. Na stole przy ławeczce wiatr przewracał strony książki, którą Wiktor zostawił. Prawdopodobnie dotyczyła ona życia pszczół. Wiktor był zapalonym pszczelarzem i książki o tym, jak się nimi zajmować i jak produkować miód, pokazywał im w styczniu zeszłego roku. Samą chatę Rosjanie splądrowali.

Wiktor i jego łada podczas jednej z akcji pomocowych
Wiktor i jego łada podczas jednej z akcji pomocowych
Źródło: Maciej Bogaczyk / Napromieniowani.pl

Machnik: - Stanąłem tylko w drzwiach chaty Wiktora. Dalej nie wchodziłem, bo mieliśmy jasny komunikat, że nie sprawdzali jej saperzy, a Rosjanie lubią zastawiać pułapki na cywili.

Przez otwarte drzwi wejściowe można było zobaczyć cały jego dobytek porozrzucany na podłodze. Rosjanie nie oszczędzili żadnej półki. Przewalili wszystko i zabrali to, co miało ich zdaniem jakąś wartość. Przy samych drzwiach leżał album, który Napromieniowani mu podarowali w styczniu.

Machnik: - W środku były zdjęcia Macieja Bogaczyka, które zrobił mu, jak poszliśmy na spacer po mieście. Pokazywał nam, gdzie pracował.

Czarnobyl dla Filipa6
Poliske. Chata ostatniego samosioła
Źródło: Napromieniowani.pl

Wiktor był pracownikiem apteki w Poliske. Po katastrofie robił w niej płyn Lugola. Preparat jodowy zawoził potem do Prypeci i rozdawał tym, którzy zostali: walczyli z ogniem, usuwali skutki awarii. Jego żona z kolei przyjmowała mieszkańców Prypeci i rozdzielała ich po rodzinach, w których mieli zaczekać, zanim władze znajdą dla nich inne miejsce.

Poliske w 1986 roku nie zostało ewakuowane. To stało się dopiero w latach 90. XX wieku.

Teraz miasto opuścił ostatni mieszkaniec.

Machnik: - Wiktor wracać nie ma już do czego. Zachodnia część Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej została pozbawiona ostatniego samosioła. Aktualnie ludzie żyją już tylko w południowo-wschodniej części terenu zamkniętego.

Wioska odcięta od Ukrainy

Po drugiej stronie strefy, około 20 kilometrów od Czarnobyla, znajduje się wioska Teremci. Leży po wschodniej stronie rzeki Prypeć na niewielkim skrawku Ukrainy otoczonym z każdej strony przez Białoruś. Gdy wybuchła wojna, została odcięta od reszty kraju.

Machnik: – Prowadził tam jeden most, który został wysadzony przez Ukraińców, żeby Rosjanie znów nie przerzucili nim żadnych czołgów. Nie zrobiono mostu pontonowego, pewnie dlatego, że Prypeć jest w tym miejscu szeroka jak Wisła. Jedyny dojazd prowadzi z Białorusi, ale nie był używany od upadku Związku Radzieckiego. Aktualnie można się tu dostać jedynie drogą wodną. W praktyce Ukraińcy nie panują nad terenem Teremci. Gdyby weszli tu Rosjanie czy Białorusini, to mogliby zająć wioskę w kilka minut.

Przed wojną w Teremci żyło dziesięcioro samosiołów.

Machnik: - Teraz tu mieszka osiem osób. Wasyl i Tatiana, gdy w wiosce odcięto prąd i wysadzono most, zdołali ewakuować się do wioski Sukaczi koło Iwankowa. Mieszkają obecnie w tymczasowej chacie, w złych warunkach. Dom wygląda, jakby był opuszczony przez ostatnie 30 lat. Ma przestrzelone okno, więc w środku hula wiatr.

Tatiana i Wasyl uciekli ze swojej chaty
Tatiana i Wasyl uciekli ze swojej chaty
Źródło: Napromieniowani.pl

Nie wiadomo, czy - a jeśli tak, to kiedy - będą mogli wrócić do starego domu w Teremci.

Tam teraz dostać się jest niezwykle trudno.

Machnik: - To był najtrudniejszy punkt do dotarcia podczas całej wyprawy. Samo załatwienie paliwa do motorówek było wyzwaniem. Do tego musieliśmy dogadać się policją, ta - z wojskiem, a wojsko - ze strażą graniczną.

Ale udało się. Gdy dwie zatankowane motorówki - jedna do przewozu żywności, druga do przewozu ludzi - czekały już na brzegu, Machnik napisał o tym na Facebooku.

Machnik: - Gdy policja zobaczyła ten wpis, dostałem solidną burę, że teraz to nie wiadomo, czy wyruszymy, bo Rosjanie mogą przygotować na nas zasadzkę, a będziemy płynąć 40 minut. Na szczęście sytuację udało się załagodzić, szybko usunąłem wpis i popłynęliśmy.

Do Teremci da się dotrzeć tylko drogą wodną
Do Teremci da się dotrzeć tylko drogą wodną
Źródło: Napromieniowani.pl

Na miejscu okazało się, że ludzie z Teremci są zdani w zasadzie tylko na siebie. Do miasta nie ma żadnych regularnych dostaw żywności, przez półtora miesiąca dotarły do nich jedynie trzy transporty z pomocą humanitarną. Od dwóch miesięcy żyją bez prądu.

Machnik: - To ludzie starej daty, którzy potrafili sobie z tym poradzić. Mają swoje pola, konserwują żywność.

Ale to wszystko, gdy wybuchła wojna, błyskawicznie znikało.

W Teremci żyje aktualnie ośmiu samosiołów
W Teremci żyje aktualnie ośmiu samosiołów
Źródło: Napromieniowani.pl

Machnik: - Byliśmy u nich z akcją pomocową w styczniu. Udało się wtedy zebrać tyle funduszy, że zrobiliśmy im większe zapasy. Gdy tam dotarliśmy, powiedzieli nam, że to, co im zostawiliśmy, uratowało im życie. Babuszce Wiktorii, która wiedzieliśmy, że sama piecze chleby, przywieźliśmy wtedy 25 kilogramów gotowej mieszanki chlebowej - wystarczyło w zasadzie zalać ją wodą i wrzucić do piekarnika. Gdy weszli Rosjanie, wypiekała wtedy chleb i roznosiła wszystkim sąsiadom.

Samosioły nie kryły wzruszenia ich widokiem.

Machnik: - Dla nich nasza wizyta była sygnałem, że wraca normalność. Przyznali nam, że myśleli, że już nigdy nas nie zobaczą. I trudno się dziwić, bo my także myśleliśmy, że już nigdy nie będzie nam dane zawitać w te strony.

Rosjanie robili sobie "ludzkie safari"

Poza Poliske, Teremci i Czarnobylem Rosjanie nie wjeżdżali do wiosek samosiołów. Co nie oznacza, że ci nie byli świadomi tego, co się dzieje.

Machnik: - Słyszeli wybuchy, widzieli przelatujące samoloty i rakiety. Wiedzieli, że jest wojna.

U samosiołów z Kupowatego
U samosiołów z Kupowatego
Źródło: Napromieniowani.pl

Przestał też do nich przyjeżdżać obwoźny sklep.

Machnik: - To była inicjatywa właścicieli prywatnego sklepu z Iwankowa. W mieście toczyły się ciężkie walki. Ich sklep już nie istnieje, został zniszczony. Nie wiem, czy jego właściciele żyją.

Sytuacja w Iwankowie
Sytuacja w Iwankowie. Relacja Mateusza Lachowskiego
Źródło: TVN 24

Samosioły jednak od lat potrafiły sobie samodzielnie radzić.

Machnik: - W najgorszej sytuacji byli mieszkańcy wiosek wokół strefy, które znalazły się na trasie Rosjan.

Czarnobyl dla Filipa8
W Iwankowie wysadzono most. Obok powstał już most pontonowy
Źródło: Napromieniowani.pl

To miejscowości, które oficjalnie nie były wysiedlone, ale wyjechała z nich większość mieszkańców.

Machnik: - To normalne, ale wymierające wioski. Znamy te wioski, ale nie znamy ludzi.

W ostatniej wiosce przed strefą
W ostatniej wiosce przed strefą
Źródło: Napromieniowani.pl

Rosjanie nie mieli tu żadnych skrupułów.

Machnik: - Wchodzili do domu, w którym byli mieszkańcy i wynosili wszystko co się da: elektronikę, rzeczy użytkowe, a nawet pościel. Porywali mężczyzn w wieku poborowym. Lokalni mieszkańcy opowiedzieli nam, jak wyglądała okupacja. Większość z nich spędziła te dni w piwnicach, czując, jak ich domy drżą od wystrzałów rosyjskiej artylerii ustawiającej się w centrum wioski, a nawet bezpośrednio przy zamieszkanych domach. Kilka z nich spłonęło, a kolejne zostały trafione bezpośrednim ostrzałem.

W wiosce Sukaczi Rosjanie zrzucili bomby na ulice. Szczęśliwie nikt nie zginął, ale zniszczone zostały domy. Kilka doszczętnie, kilka innych nie nadaje się na razie do użytku.

Machnik: - Na środku wioski jest wielki lej, po ulicach błąkają się zwierzęta, których właściciele zginęli albo uciekli w pospiechu, pozostawiając je na miejscu.

W Zirce, ostatniej zamieszkałej wiosce przed Białorusią po zachodniej stronie strefy, Rosjanie - jak opowiada Machnik - urządzili sobie "ludzkie safari".

Machnik: - Choć wieś jest poza strefą, to funkcjonuje jak wioska samosiołów. Mieszka tam może 30 osób. Rosjanie strzelali w budynki, jeździli po samochodach. Mieszkańcy mówili nam, że ustawiali artylerię na ich ogródkach, by ukraińskim partyzantom nie przyszło do głowy strzelanie w ich kierunku.

Byli też w samym Iwankowie, ostatnim mieście przed Czarnobylską Strefą Zamkniętą. Most, którym docierali do miasta, już nie istnieje. Teraz rzekę trzeba pokonać tymczasowym mostem pontonowym.

Z pomocą dotarli też do domu pomocy społecznej w Przyborsku, obok granicy Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej, w którym żyje doskonale znana im babuszka Hania z Teremci.

Babuszka Hania mieszka w domu pomocy społecznej w Przyborsku
Babuszka Hania mieszka w domu pomocy społecznej w Przyborsku
Źródło: Napromieniowani.pl

Machnik: - Szukaliśmy jej przez długi czas po tym, jak zniknęła ze swojej chaty, z której nigdy nie wychodziła. Nikt nic nie widział ani nie słyszał. Odnaleźliśmy ją sami w tym domu starców.

Przywieźli tam dary i chwilę porozmawiali z babuszką.

Machnik: - Podkreślała, że to już trzecia wojna, którą przeżyła. Najpierw była II wojna światowa, potem wojna z atomem po katastrofie w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej i teraz wojna z Rosją.

Dzień Zwycięstwa

Kiedy Napromieniowani byli z akcją pomocową w Ukrainie, głośno mówiło się o tym, że Władimir Putin może coś "szykować" na Dzień Zwycięstwa, świętowany w Rosji 9 maja.

8 maja noc spędzili akurat w strefie. I w ich głowach - jak przyznaje Machnik - pojawiała się myśl, że może Rosjanie znów będą chcieli wejść na teren Ukrainy od strony Czarnobyla. Obawy potęgował fakt, że Ukraińcy kopali okopy, szykując się na potencjalny atak.

Machnik: - Wieczorem rozmawialiśmy z lokalną rodziną o tym, co oni sądzą. Usłyszeliśmy, że skoro Polacy nie bali się tu przyjechać, to znaczy, że nic się nie stanie.

Obiecali im, że wrócą. Już planują kolejny wyjazd, jak tylko zbiorą sumę, która realnie pozwoli pomóc tym, którzy zostali w okolicy Czarnobyla.

Machnik: - Oni wszyscy potrzebują naszej pomocy. Jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.

Czytaj także: