Ma 70 lat i dziś jest emerytem. Wcześniej przez 40 lat podawał się za pracownika naukowego i nakłaniał do "badań" studentki. Podstępem zwabiał je do pokoju, w którym kazał im się rozbierać i naklejał na ich ciała karteczki. Ofiar miało być aż 445. Teraz odpowie za molestowanie seksualne. Grozi mu nawet 12 lat więzienia.
Proces Janusza K. rusza przed Sądem Rejonowym Poznań-Stare Miasto. Fałszywy profesor miał skrzywdzić około 450 studentek, większość z jego czynów się przedawniła, zarzuty dotyczą ostatnich 11 lat, akt oskarżenia dotyczy 14 przestępstw. Czyny, których dotyczy akt oskarżenia, miały miejsce w okresie od 2004 do 2015 roku.
Badał karteczkami
Według ustaleń, zdarzenia miały miejsca na terenie różnych uczelni w mieście. Oskarżonemu zarzuca się, że siedem razy doprowadził do innej czynności seksualnej, sześć razy usiłował doprowadzić do innej czynności seksualnej, a w jednym przypadku dopuścił się gwałtu.
Według śledczych, oskarżony wypatrywał na korytarzach uczelni studentek, którym później tłumaczył, że prowadzi badania antropologiczne. Prosił o udział w badaniach, samemu też oferując swoją pomoc. Zamykał się z młodą dziewczyną w sali i nakłaniał do zdejmowania kolejnych części odzieży, żeby zbadać ciepłotę mięśni. Przyklejał wówczas - również do miejsc intymnych - karteczki nasączone wodą. W tym momencie, niektóre ze studentek odstępowały od "badań". Inne, ufając mężczyźnie, pozwalały na kontynuowanie czynności. Oskarżony początkowo przedstawiał się jako doktor, później już jako profesor.
Wpadł półtora roku temu
Mężczyzna został zatrzymany w październiku 2015 roku. Wtedy, podczas inauguracji roku akademickiego na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, doszło do molestowania kolejnej kobiety. Ta zgłosiła się na policję, mówiąc, że padła ofiarą mężczyzny podającego się za profesora uniwersytetu.
69-latek wpadł w ręce policji, kiedy w listopadzie po raz kolejny przyszedł "na łowy". Zauważył go pracownik techniczny wydziału. Janusz K. do tej pory przebywa w areszcie.
Działał od 42 lat
Mężczyzna działał znacznie dłużej. Jedna z przesłuchanych kobiet opisała swoją historię, która miała miejsce w 1975 roku.
Jak mówił Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, niektóre "badane" kobiety, zorientowawszy się w sytuacji, zdołały uciec z miejsc, do których zwabiał je "profesor".
Sprawę prowadziła policjantka z komisariatu Poznań-Stare Miasto pod nadzorem prokuratury. Borowiak wyjaśnił, że została ona wyznaczona do prowadzenia postępowania ze względu na wrażliwy charakter sprawy. Według jej ustaleń, od 1977 roku fałszywy profesor miał skrzywdzić aż 445 studentek.
Autor: FC/gp/jb / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24