Mieszkanka małej wsi Stawy pod Nową Solą (woj. lubuskie), będąc na spacerze z psem usłyszała strzał. To myśliwy zastrzelił jej pupila Hiro, bo jak sam mówił "nie mógł wyjść z samochodu". Sprawą zajęła się policja i prokuratura.
Danuta Tietz wyszła na spacer ze swoim golden retrieverem Hiro we wtorek, przed południem, do pobliskiego lasu. Pies był puszczony luzem i jak mówi właścicielka, tylko raz i tylko na chwilę spuściła go z oczu. Wtedy rozległ się strzał.
- Myślałam, że to z polowania. Chciałam szybko wracać do domu, ale po wyjściu zza krzaków zobaczyłam, że mój pies leży na trawie. Wtedy jeszcze nie skojarzyłam faktów, nie wiedziałam dlaczego to robi. Do Hiro podjechał samochód,. Myślałam, że jak kierowca zobaczył leżącego psa, to się po prostu przy nim zatrzymał. Później kierowca podjechał do mnie, otworzył drzwi i powiedział: "Zabiłem pani psa. Biegał wokół mojego auta i nie pozwalał mi z niego wysiąść". Nie wiedziałam co powiedzieć - przyznaje Danuta Tietz.
W obronie własnej
Mężczyzna odjechał z miejsca zdarzenia. Pani Danuta zadzwoniła do męża, który wraz z synem ruszyli w pogoń. Znaleźli mężczyznę go pod jedną z ambon. Okazało się, że jest to początkujący myśliy.
- Tłumaczył się, że zrobił to w obronie własnej. Trudno mi w to jednak uwierzyć. To był bardzo łagodny pies. Prowadzimy stajnię koni, wszyscy go uwielbiali, to był nasz pupilek - żali się pani Danuta.
Myśliwy bez zarzutów
Sprawą zajęła się nowosolska policja i prokuratura. Przed śledczymi jednak jeszcze szereg czynności do wykonania, zanim będą mieli pewność co dokładnie wydarzyło się wtedy w lesie.
- W sprawie wszczęto już dochodzenie, które prowadzone jest pod nadzorem prokuratury. Ustalamy okoliczności zastrzelenia psa. Przesłuchano świadków, w tym osobę, która zabiła zwierzę. Mogę potwierdzić, że ten mężczyzna jest myśliwym. Dotychczas nie postawiono mu zarzutów - informuje Katarzyna Wąsowicz, oficer prasowy nowosolskiej policji.
- Wkrótce biegły zrobi specjalistyczną sekcję, z której możemy się dowiedzieć np. z jakiej odległości oddano strzał. To może mieć decydujące znaczenie dla sprawy, tym bardziej, iż myśliwy deklaruje, że zastrzelił psa z bliska, w ramach samoobrony - mówi w rozmowie z tvn24.pl Łukasz Wojtasik z prokuratury w Nowej Soli.
"Mężczyzna nie miał prawa zabić"
Jak ma się polskie prawo do zaistniałej sytuacji?
- Do 1995 roku przepisy pozwalały na strzelanie do zwierząt w obwodzie łowieckim. Ustawa z 1995 roku zniosła ten przepis, prawdopodobnie pod presją obrońców zwierząt. Obecnie, myśliwy może psa zastrzelić, gdy ten bezpośrednio zagraża życiu jego lub zwierzyny łownej. W tej sytuacji mężczyzna nie miał prawa zabić tego psa, ponieważ mu nie zagrażał. Myśliwy siedział przecież w samochodzie. Poza tym, każdy etyczny myśliwy pozna, czy pies jest zadbany, czy nie, jak również oceni zagrożenie - wyjaśnia prof. Wojciech Radecki, kierownik zakładu prawa ochrony środowiska Instytutu Nauk Prawnych PAN.
- Za zabicie psa bez powodu grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności lub kara grzywny. Również, jeżeli pies miał wartość wyższą niż 25 proc. najniższej krajowej, to jego zabicie jest traktowane jako zniszczenie cudzego mienia - dodaje Radecki.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne