Kaliski sąd okręgowy ogłosił wyrok w sprawie zabójstwa na dworcu autobusowym sprzed pięciu lat. Ofiarą był 59-latek, który odśnieżał chodnik. Adrian Sz. zaszedł go od tyłu i wbił mu nóż w plecy. Za zabójstwo został skazany na 15 lat więzienia. Rozstrzygnięcie nie jest prawomocne.
Jak podaje portal Kalisz24 Info, we wtorek Sąd Okręgowy w Kaliszu skazał Adriana Sz. na 15 lat pozbawiania wolności za zabójstwo z 2017 roku.
To znacznie niższy wyrok niż pierwotnie ogłosił kaliski sąd. W 2019 roku mężczyzna został skazany na 25 lat więzienia.
Wyrok zaskarżyli obrońca skazanego i prokurator. W apelacji sąd uznał, że popełniono błędy w ustaleniach motywu, który kierował oskarżonym, a także podważył wiarygodność badań biegłych dotyczących poczytalności sprawcy.
W efekcie sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. Wtorkowy wyrok nie jest prawomocny.
Zatrzymany tuż po zdarzeniu. Twierdził, że "słyszał głosy"
Dramat rozegrał się 15 stycznia 2017 roku na kaliskim dworcu PKS. 59-latek odśnieżał chodnik. Około godz. 11.30 podszedł do niego 26-latek i zadał mu co najmniej dwa ciosy nożem w okolice szyi i pleców.
Ofiara napastnika została przetransportowana do szpitala. Tam lekarze starali się uratować jej życie. - Trzykrotnie próbowaliśmy go reanimować. Nieskutecznie - mówił Paweł Gawroński, rzecznik szpitala w Kaliszu.
Adriana Sz. zatrzymano na miejscu zbrodni. Nie stawiał oporu. Przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale nie potrafił wyjaśnić, dlaczego to zrobił. Stwierdził natomiast, że tego dnia, zanim zaatakował 59-letniego mężczyznę, na dworcu PKS "słyszał głosy". Wyjaśnił, że tego dnia spacerował po Kaliszu z myślą, aby kogoś zabić.
Prokuratura: chodził po mieście i szukał ofiary. Biegli: był poczytalny
- Jak ustalił prokurator w oparciu o zgromadzone dowody, bezpośrednio przed tragicznym zdarzeniem oskarżony, planując zabicie człowieka, zakupił nóż w jednym z okolicznych sklepów, a następnie przemieszczał się ulicami przez kilka godzin, poszukując ofiary - informował Marcin Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
W trakcie pobytu w areszcie Sz. przeszedł obserwację psychiatryczną, która miała wykazać, czy był poczytalny w momencie popełnienia zbrodni i jaki był motyw jego działania. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że poczytalność oskarżonego nie była ograniczona ani zniesiona w chwili zdarzenia.
Pierwotnie skazano go na 25 lat więzienia
W sądzie I instancji oskarżony powiedział, że zdarzenia nie pamięta i żałuje tego, co się stało.
Jednym ze świadków w procesie była matka oskarżonego. Zeznała, że zauważyła u syna oznaki problemów na tle psychicznym. Powiedziała, że syn skarżył się, że słyszy głosy i bał się ich. Mówiła, że znikał z domu na kilka godzin i nie pamiętał, co w tym czasie robił. Jej zdaniem "zaczął zachowywać się w sposób nienormalny". - Mówił, że będzie uczył się hebrajskiego, zapalał świeczki w domu - zeznawała. Oświadczyła, że na skutek jej próśb syn poszedł do lekarza, a ten stwierdził, że ma depresję i dał skierowanie do szpitala. Tam ordynator miał odmówić hospitalizacji.
Zdaniem matki problemy zdrowotne syna pojawiły się w lutym 2016 roku. Wtedy zrezygnował z pracy za granicą, gdzie opiekował się starszymi osobami i wrócił do Polski. Kobieta podkreślała, że syna wychowywała z szacunkiem do ludzi. Mężczyzna ukończył studia licencjackie, w Kaliszu pracował w biurze rachunkowym.
Według prokuratora Adama Handke, oskarżony "był świadomy niedogodności swojej psychiki, a mówienie o głosach, które kazały mu to zrobić, biegli odczytali jako zespół manipulacji". Biegli stwierdzili, że oskarżony ma osobowość schizoidalną, jednak nie jest chory na schizofrenię. - Jego zachowanie świadczy o tym, że epatuje swoją chorobą, ma wyuczone stereotypowe informacje do przekazywania innym, że jest chory, co miało uwiarygodnić jego zachowanie - mówił prokurator.
Podczas śledztwa nie udało się poznać motywu działania Adriana Sz. Zachowanie oskarżonego - jak powiedział prokurator - może dowodzić, że zrobił to, "bo chciał poczuć się panem życia lub przeżyć odczucia związane z odbieraniem komuś życia".
Prokurator zażądał 25 lat więzienia.
Adwokat oskarżonego Arkadiusz Jaskuła mówił, że u jego klienta zdiagnozowano guza mózgu, co mogło mieć wpływ na jego zachowanie. Dodał, że lekarze z aresztu śledczego stwierdzili u niego schizofrenię paranoidalną. Dlatego wniósł o umorzenie postępowania argumentując, że "są podstawy, żeby sądzić, że oskarżony jest niepoczytalny".
Sędzia Marek Bajger wymierzył oskarżonemu karę 25 lat więzienia. Podczas uzasadnienia wyroku powiedział, że motywem zabójstwa nie jest choroba. - Działanie oskarżonego miało charakter logiki przestępczej, a nie chorego człowieka - stwierdził.
Sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. Podważono badania biegłych
Od wyroku odwołali się obrońca skazanego i prokurator. Według prokuratora sąd popełnił błąd w ustaleniach motywu, który kierował oskarżonym. Z kolei obrońca stwierdził, że są podstawy, żeby sądzić, że jest on niepoczytalny. Zawnioskował o przeprowadzenie dodatkowych badań psychiatrycznych. Zakwestionował rezultaty badań biegłych, którzy uznali, że nie ma potrzeby dłuższej obserwacji psychiatrycznej.
Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał argumenty obu stron i sprawa wróciła do Kalisza.
Proces został wznowiony w listopadzie 2018 roku. Przed rozpoczęciem procesu prokurator, zgodnie z wytycznymi SA, złożył wniosek o powołanie nowego zespołu biegłych, którzy mieli przeprowadzić kompleksową ocenę stanu zdrowia psychicznego oskarżonego.
Podczas wznowionego procesu oskarżony odmówił składania zeznań. Na pytanie sądu stwierdził krótko: - Nie pamiętam. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam.
Sprawa trafiła do sędziego, który zmarł. Trzeba było na nowo otworzyć przewód sądowy.
Źródło: PAP, TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań