Uciekał chodnikiem przed policją, niemal rozjeżdżając pieszych. Na sąsiedniej ulicy uderzył w ogrodzenie. Został wtedy zatrzymany i miał trafić do aresztu, ale zniknął. Na pół roku.
5 maja w Dobiegniewie (woj. lubuskie) policjanci ze strzeleckiej drogówki chcieli zatrzymać kierowcę srebrnego forda do kontroli. Mimo wydanych sygnałów świetlnych i dźwiękowych mężczyzna zaczął uciekać.
- Kiedy zorientował się, że droga jest zablokowana przez przejeżdżające pojazdy, wjechał na chodnik, nie zważając nawet na pieszych, których zmuszał do ucieczki sprzed rozpędzonego samochodu. Jego skrajna nieodpowiedzialność mogła skończyć się tragedią dla niewinnych przechodniów, którzy w zderzeniu z rozpędzonym autem mogli doznać poważnych obrażeń ciała, a nawet stracić życie – podaje Tomasz Bartos z Komendy Powiatowej Policji w Strzelcach Krajeńskich.
Pościg nie trwał długo. Zakończył się kilkadziesiąt sekund później na sąsiedniej ulicy po tym, jak kierowca forda stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w ogrodzenie. Chwilę później został zatrzymany.
Miał trafić do aresztu, ale zniknął
- Usłyszał zarzuty związane z niezatrzymaniem się do kontroli i sprowadzeniem bezpośredniego zagrożenia w ruchu lądowym – informuje Bartos.
Mężczyzna został wypuszczony na wolność, ale policjanci i prokurator wnioskowali o jego tymczasowe aresztowanie. Sąd Okręgowy przychylił się do tego wniosku, jednak mężczyzna "zapadł się pod ziemię".
- Zmienił miejsce zamieszkania i przez następne kilka miesięcy ukrywał się przed organami ścigania. Za 34-latkiem wydano list gończy – wyjaśnia Bartos.
W jego poszukiwania zaangażowani byli kryminalni ze Strzelec Krajeńskich, którzy intensywnie pracowali, aby mężczyznę jak najszybciej namierzyć i zatrzymać.
34-latek został zatrzymany w jednym z mieszkań w Szczecinie. - Był kompletnie zaskoczony widokiem mundurowych. Trafił już do aresztu na trzy miesiące. Za przestępstwa, o które jest podejrzany, grozi mu do ośmiu lat pozbawienia wolności – kończy Bartos.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Lubuska policja