To była spokojna rodzina - mówili sąsiedzi. Starsze małżeństwo mieszkało w tym domu w Chodzieży (woj. wielkopolskie) od lat. Ich syn tu się wychowywał i po latach wrócił do rodzinnego domu, gdy ojciec wymagał opieki. Po dwóch miesiącach od przeprowadzki mężczyzna miał zabić rodziców i własną rodzinę, w tym czteromiesięczne niemowlę.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
W poniedziałek wieczorem w domu jednorodzinnym w przy ul. Podgórnej w Chodzieży znaleziono ciała czterech osób dorosłych i kilkumiesięcznego dziecka.
Policję o pomoc poprosił krewny rodziny, który nie mógł skontaktować się z domownikami. Gdy przyjechał na miejsce, zobaczył dwa ciała.
- Po godzinie 20 wpłynęła informacja o znalezieniu w budynku jednorodzinnym dwóch ciał. Skierowani na miejsce policjanci w tymże budynku odkryli kolejne trzy ciała - powiedziała w poniedziałek aspirant Karolina Smardz-Dymek, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Chodzieży.
Ofiary to starsze małżeństwo - 73-letni mężczyzna i 72-letnia kobieta oraz 41-latek, jego 38-letnia żona, która miała usta zaklejone taśmą i związane nogi, oraz ich czteromiesięczne dziecko leżące w łóżku i przykryte kołdrą.
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak przekazał we wtorek, że według ustaleń śledczych to 41-letni mężczyzna zabił swoją rodzinę, a następnie odebrał sobie życie. - Zabił swoich rodziców, a następnie kobietę i dziecko. Mamy do czynienia z czterokrotnym zabójstwem i samobójstwem sprawcy - zaznaczył prokurator.
Wprowadzili się do rodziców dwa miesiące temu
Wiadomo, że 41-latek przeprowadził się przed dwoma miesiącami z 38-letnią żoną i dzieckiem do Chodzieży z Sochaczewa.
- Przyjechali, żeby opiekować się ojcem tego sprawcy - powiedział Wawrzyniak.
Dla mężczyzny był to powrót do domu, w którym się wychował i przez lata mieszkał.
Budynek stoi na spokojnym osiedlu domów jednorodzinnych. Ulica Podgórna to ślepa uliczka z wjazdem tylko od jednej strony. Nieopodal domu, w którym rozegrał się dramat, stoi kapliczka.
Sąsiedzi rodziny nie kryją szoku po tym, co się tu stało. Mówią, że ofiary to byli spokojni ludzie. - Z widzenia ich znałam, bo trochę mieszkam już tutaj - mówi o starszym małżeństwie jedna z mieszkanek Chodzieży.
Jak dodała, mieszkali oni w tym miejscu już przeszło 40 lat. - Już jak osiedle powstawało oni tutaj mieszkali - mówi.
Sąsiedzi nie mieli specjalnego kontaktu z rodziną. - Byli tacy skryci - mówi jedna z sąsiadek.
Powrót syna seniorów do rodzinnego domu z żoną i dzieckiem przed dwoma miesiącami nie budził podejrzeń. Mieli w końcu pod opieką niemowlę, które w momencie przeprowadzki miało ledwie kilka tygodni. A dodatkowo musieli opiekować się ojcem 41-latka, który był po wylewie.
Sąsiedzi mówili, że ostatni raz widzieli matkę z dzieckiem w czwartek na spacerze. - Bratowa widziała, że szli razem z dzieckiem na spacer. Ale że deszcz padał, za chwilę wrócili - mówi jedna z sąsiadek.
Uchylone drzwi, zapalone światło
W weekend zwrócili oni uwagę na uchylone drzwi od strony ogrodu, ale dni były ciepłe, więc nie wzbudziło to ich zaniepokojenia.
- Otwarte drzwi zauważyłam w nocy z piątku na sobotę i palące się światło w oknie. Ale ta starsza pani miała koty, myślałam, że uchyliła drzwi, żeby sobie tam wchodziły. A palące światło tłumaczyłam sobie tak, że jest małe dziecko i obudziło się w nocy, przecież to normalne - mówi jedna z sąsiadek.
Makabryczne odkrycie, do którego doszło w poniedziałek wieczorem, wstrząsnęło mieszkańcami.
- Przyjechała jedna karetka, potem druga. Widzieliśmy, że coś się dzieje. Za chwilę policja, no to tym bardziej - opowiada jeden z sąsiadów.
Jak dodaje, gdy dowiedział się, co się stało, trudno było mu zasnąć.
- Coś okropnego. To się w głowie nie mieści - dodaje sąsiadka rodziny.
Nic nie wskazywało, że coś złego dzieje się w domu
Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, przekazał, że 41-latek nie był wcześniej karany, a rodzina nie miała założonej tzw. niebieskiej karty. Przez ostatnie dwa miesiące, od kiedy 41-latek z żoną i dzieckiem przeprowadzili się do jego rodziców, policja nie interweniowała.
Potwierdza to rzecznik prokuratury: - Nie mamy żadnych sygnałów, by dochodziło tam do jakichkolwiek sytuacji przemocowych, jakichś niepokojących okoliczności - przekazał Łukasz Wawrzyniak.
Prokuratura nic nie wie też o tym, by rodzina miała długi.
Podobne informacje przekazuje burmistrz Chodzieży. Jak zapewnił, służby samorządowe nie miały powodu, żeby zainteresować się tą rodziną. - Nie było jakichkolwiek sygnałów o nieprawidłowościach - powiedział Jacek Gursz.
"Zdecydowana większość zabójstw dokonuje się na bazie konflików emocji rodzinnych"
Paweł Moczydłowski z Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza-Modrzewskiego przypuszcza, że sprawca był w silnych emocjach.
- Sprawy rodzinne, konflikty rodzinne to jest często przyczyna silnych afektów. Zdecydowana większość zabójstw dokonuje się na bazie konfliktów emocji rodzinnych. Tam może wylęgnąć się silna motywacja zabójcza - tłumaczy.
Jak dodaje, zastanawiające jest to, że krewny, który bezskutecznie próbował się skontaktować z rodziną, udał się na miejsce i zawiadomił policję. - Być może jest ktoś, kto więcej wie o sytuacji tej rodziny - mówi.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24