- Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy. Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie - i to takim bardzo perfidnym - w ten sposób mąż Katarzyny W., Bartłomiej w rozmowie z RMF FM odpowiada na pytanie, czy wierzy w słowa żony, że śmierć jej córki Magdy było nieszczęśliwym wypadkiem.
Ojciec Magdy podkreśla, że kiedy pomagał żonie wynosić z mieszkania wózek z dzieckiem, ich córka jeszcze żyła. - Sąsiedzi nas widzieli. Nie wiem, skąd te domniemania, że mieliśmy z tym coś wspólnego - zaznacza.
"To musiało się stać, kiedy żona wróciła po pieluchy"
Jak mówi, z żoną rozstał się "jakieś pięć minut po wyjściu z domu". - My skręciliśmy w lewo, żona poszła w prawo - relacjonuje.
Mężczyzna opowiada, że pojechał do rodziców po drzewo, a jego żona poszła pieszo do swojej matki. Katarzyna W. miała wtedy wrócić do domu po pieluchy. - Weszła na górę i widocznie wtedy musiało się to stać - dodaje w rozmowie z RMF FM.
Pytany, czy wierzy w słowa żony, że to był nieszczęśliwy wypadek, odpowiada: - Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy. Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie - i to takim bardzo perfidnym.
Do końca mieliśmy nadzieję, że znajdziemy dziecko żywe. ojciec Magdy
Przyznaje, że o śmierci dziecka nie wiedział "do samego końca, do feralnej środy". - Do momentu odnalezienia ciała Madzi jeszcze była nadzieja, że może to nie jest tak, jak ona mówi, że może powiedziała to z przymusu. Do końca mieliśmy nadzieję, że znajdziemy dziecko żywe - wyjaśnia.
Mąż Katarzyny W. wyjaśnia też, w jaki sposób kobieta tłumaczyła mu dlaczego nie chce poddać się badaniu wariografem. - Ona mi tłumaczyła to tak, że jest taka klauzula przy podpisywaniu zgody na badanie wariografem, że jest się w pełni zdrowym fizycznie i psychicznie. Ona w środę miała dość mocne załamanie nerwowe i tym tłumaczyła nieprzystąpienie do badania. Mówiła, że była za bardzo roztrzęsiona, a wtedy wariograf różnie odczytuje emocje. Badanie nie jest wtedy wiarygodne - powiedział.
Źródło: RMF FM