Taktyka: "zróbmy to, co jest realne, uzyskajmy większość dla tego projektu" jest dobra. Nawet jeżeli pewnym kosztem jest to, że może on nie spełnia wszystkich oczekiwań - mówił o projekcie dotyczącym związków partnerskich Maciej Berek, szef komitetu stałego Rady Ministrów.
Maciej Berek, szef komitetu stałego Rady Ministrów, mówił w programie "Jeden na jeden" o trwających w koalicji dyskusjach o ustawie o związkach partnerskich.
Powiedział, że "rozmowa wewnątrz koalicji, w tym naszym układzie rządowym, nad tym, czy taki projekt ma być projektem rządowym, jaki ma być jego kształt, jaka ma być jego treść, trwała od dłuższego czasu". - Nie jest żadną tajemnicą, że Polskie Stronnictwo Ludowe stawiało tutaj pewne granice, miało wątpliwości w ogóle co do tego projektu - przyznał.
- Ja w części rozmów, które pani ministra Katarzyna Kotula prowadziła w tej sprawie, także z premierem Kosiniakiem Kamyszem miałem okazję brać udział. Myślę, że minister Katarzyna Kotula przyjęła bardzo dobrą taktykę - taką, żeby się udało wprowadzić tę instytucję do naszego systemu prawnego - stwierdził Berek.
- Myślę, że taktyka: "zróbmy to, co jest realne, uzyskajmy większość dla tego projektu" jest dobrą taktyką. Rząd pokaże, że jest gotowy na wprowadzenie tych nowoczesnych, oczekiwanych rozwiązań. Nawet jeżeli pewnym kosztem jest to, że może on nie spełnia wszystkich oczekiwań, ale niech spełnia przynajmniej te podstawowe - dodał.
- Z tymi środowiskami ministra Kotula się spotyka bardzo często. Myślę, że gdyby zadać im pytanie: Czy dla was ważniejsze jest to, żebyście mieli ustawę, która rozwiąże problemy prawne - dostęp do informacji o zdrowiu, możliwość opieki nad dziećmi, kwestie podatkowe - kosztem tego, że jeszcze na tym etapie nie będzie tej uroczystości, to co wolicie? Nie mieć tego rozwiązania czy jednak mieć okrojone? Myślę, że wszystkie te osoby powiedzą: wolimy zacząć od tego, co jest dostępne - stwierdził Berek.
Berek: będzie zapis w sprawie opieki nad dziećmi
Był też pytany o projektowane przepisy dotyczące opieki nad dziećmi. - Chodzi o bardzo elementarne życiowe sprawy. Chodzi o to, że jeżeli partnerzy wspólnie wychowują dziecko jednego z nich, to na dzisiaj, żeby dziecku wyrazić zgodę na wycieczkę szkolną, powrót samodzielny ze szkoły do domu, takie zwykłe sprawy dnia codziennego, to partner, który nie jest formalnie rodzicem tego dziecka, nie może takiej zgody wyrazić, jest traktowany przez prawo jak osoba obca - wskazywał.
- Jeżeli dziecko trafi do szpitala, albo w szkole zdarzy się wypadek, trzeba podjąć decyzję o tym, że ma być operacja. Dzisiaj ktoś, kto żyje na co dzień z tym dzieckiem, zajmuje się nim, opiekuje się nim, jest dla niego jak rodzic, w świetle prawa jest osobą obcą - powtórzył.
Podkreślał, że "tu nie chodzi o to, co nazywamy adopcją, przysposobieniem, o tworzenie takiego pełnego stosunku prawnego".
- Chodzi o to, żeby osoby, które tworzą faktyczną rodzinę, mogły być przez prawo w ten sposób rozpoznawane. I taki zapis będzie w tej ustawie - przekazał. Zaznaczył, że "to dotyczy spraw z obszaru medycyny, oświaty, prawa podatkowego".
Kiedy projekt trafi do Sejmu? Berek: myślę, że to termin powakacyjny
Berek był pytany, kiedy projekt ws. związków partnerskich trafi do Sejmu. - Myślę, że to jest termin powakacyjny. Praca w sensie formalnym ruszyła, potrzebujemy pewnie z miesiąc, żeby przeprowadzić konsultacje, drugi miesiąc, żeby przejść przez procedury rządowe. Spodziewałbym się, że po wakacjach w tym znaczeniu szkolnym, czyli gdzieś około września, ten projekt ma szansę się pojawić w Sejmie - odparł.
Berek: ciągle odkrywamy skalę wyzyskiwania środków publicznych
Jak mówił Berek, "mamy teraz bardzo dużo sytuacji bezprecedensowych". - Mamy oskarżenia jednego z generałów wobec byłego ministra obrony narodowej, mamy z grubsza połowę byłego kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości, które się mierzy z zarzutami o uchylenie immunitetu w sprawach karnych, mamy do czynienia z masowym odkrywaniem nielegalnego zawierania umów i wydawania środków publicznych, mówię tu o programie willa plus, o Funduszu Sprawiedliwości, o Funduszu Leśnym - wyliczał gość TVN24.
Sprawa wniosku o uchylenie immunitetu Błaszczaka - dodał - "jest symboliczna też w tym wymiarze, że właśnie dlatego trzeba było walczyć o niezależne sądownictwo, żeby ten generał miał szansę rozpoznania sprawy przed sądem, który nie będzie się obawiał ministra sprawiedliwości". - Mieliśmy jeszcze nie tak dawno takie sytuacje, że gdy sąd zaczynał orzekać w sposób, który się komuś z władzy nie podobał, to jego historia mogła się toczyć tak, że już po kilku dniach miał postępowanie dyscyplinarne - stwierdził.
- My tak naprawdę, mimo tego, że odpowiadamy za rządzenie państwem od pół roku, ciągle jeszcze odkrywamy skalę systemowego wyzyskiwania środków publicznych, traktowania państwa jako prywatnego obszaru do eksploatowania w dowolnie sobie potrzebny sposób - powiedział.
Berek o willa plus: to było systemowe okradanie państwa
- Decyzje o przyznawaniu willi, nieruchomości, były podejmowane na podstawie wniosków, które nawet nie były wypełnione. To wszystko było po prostu tak, że było wskazywane palcem, kto co ma dostać, a procedury mają w tym nie przeszkadzać. To było systemowe okradanie państwa - ocenił.
Jak mówił Berek "tworzono regulacje takie, żeby dać swoim wszystko, co tylko można dać".
- Sprawa tych nieruchomości jest trudna, dlatego, że często te podmioty, fundacje, stowarzyszenia nie mają takiego majątku, ale niech nie śpią spokojnie. Prawo pozwala egzekwować tego typu zadłużenia, także od podmiotów, które mówią, że nie mają majątku.
Zapewniał, że "będą egzekwowane wszystkie niezasadnie uzyskane przez nich korzyści". - To nie będzie tak, że ktoś się będzie państwu, obywatelom i państwu śmiał w twarz, bo dostał willę i "nic mi nie zrobicie". Zrobimy, będziesz te pieniądze oddawał złotówka po złotówce, bo wykradzione pieniądze mają być oddane - podkreślił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24