W mazowieckim Zawidzu na pensje nauczycieli zabrakło pół miliona złotych, a radni nie zgodzili się na przesunięcia w budżecie i kredyt. - Zwołamy nadzwyczajną sesję rady, nauczyciele muszą dostać te pieniądze - mówi wójt.
120 nauczycieli z gminy Zawidz na Mazowszu nie otrzymało jeszcze listopadowych wypłat, choć ich termin minął. Gminie zabrakło pół miliona złotych. W czwartek odbyła się sesja rady gminy, na której wójt Dariusz Franczak zaproponował przesunięcia w budżecie i kredyt, by znaleźć pieniądze dla nauczycieli. Radni nie wyrazili na to jednak zgody.
- Dlaczego się nie zgodzili? Nie wiem, ale mamy już plan awaryjny - zapewnia Franczak w rozmowie z tvn24.pl. - 12 listopada zwołamy nadzwyczajną sesję rady gminy i zaproponuję nieco inne przesunięcia, na które tym razem, mam nadzieję, radni się zgodzą - dodaje.
Małe szkoły są drogie
W Zawidzu działają cztery publiczne podstawówki, jedna prowadzona przez organizację pozarządową, a także liceum i technikum.
- Nasza szkoły są bardzo małe, w większości klas jest mniej niż 10 uczniów, a to oznacza, że są bardzo drogie - mówi Franczak. - Już przed podwyżkami było ciężko utrzymać ten stan, ale teraz to się staje właściwie nierealne. Jeśli nie zamkniemy części szkół, to w przyszłym roku pieniędzy na pensje zabraknie nam już we wrześniu - wylicza.
Od września pensje nauczycieli wzrosły o 9,6 procent, jednak samorządowcy twierdzą, że rząd nie przekazał im wystarczających kwot na tę podwyżkę.
Zawidz, którego cały budżet wynosi około 32 mln zł, na edukację wydaje około 11 milionów. Z tego 7,2 miliona to pieniądze z budżetu państwa, czyli tzw. subwencja.
- Wójt albo kłamie, albo nie potrafi gospodarować środkami - komentował sytuację w Zawidzu minister Dariusz Piontkowski na czwartkowej konferencji prasowej. - Gminy, które mówią o tym, jak wiele im brakuje, próbują stosować propagandę - dodał.
I przypominał, że MEN na wrześniową podwyżkę przekazało samorządom około miliarda złotych. Równocześnie przyznał, że nie są to kwoty, które w całości pokryłyby podwyżkę, bo - jak mówił - samorządy też muszą partycypować w utrzymywaniu edukacji.
Wójt nie chce być grabarzem
- Kto tu stosuje propagandę? - oburza się Franczak. - Małe gminy, jak nasza, są w fatalnej sytuacji. Duże miasta mogą przetrwać dłużej, ograniczyć inwestycje, by zapłacić nauczycielom. My nie mamy już czego ograniczać - dodaje.
Franczak przypomina, że wydatki na edukację to nie tylko nauczycielskie pensje. W jego gminie 1,1 mln zł wydaje się chociażby na dowożenie dzieci do szkół. - Rozumiemy, że gminy muszą partycypować w utrzymaniu szkół, ale to musi być proporcjonalne - mówi. - Dziś tak zdecydowanie nie jest - dodaje.
Wójt przyznaje, że w gminie znów trzeba będzie wrócić do dyskusji o zamykaniu szkół. - To nie będzie łatwe. Wiem, że mieszkańcy będą niechętni, a kurator i wojewoda będą stawiać opór, ale jesteśmy gotowi na walkę w sądach - mówi. - Nie chcę być grabarzem we własnej gminie, a jeśli niczego z siecią szkół nie zrobimy, to się skończy finansową katastrofą - podkreśla.
Samorządy mają dochody własne
Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich ocenia, że podwyżki dla nauczycieli z lat 2018-2019 były niedoszacowane o 2,1 mld zł.
- Subwencja w tym roku to już niemal 47 mld zł, rośnie od kilku lat, a za rządów naszych poprzedników mieliśmy w tej kwestii stagnację – podkreślał w czwartek minister Piontkowski. - Samorządy jakoś nic nie mówią, że mają też dochody własne, a te w zeszłym roku wzrosły o 17 miliardów złotych. Nie sugerujemy, że każda złotówka powinna być przeznaczana na utrzymywanie edukacji, ale mają taką możliwość, by przeznaczyć na nią część tych środków.
Autor: Justyna Suchecka\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock