- Gdyby Donald Tusk uczył się wtedy angielskiego, nie musiałby teraz obiecywać, że "he will polish his English" (pol. będzie szlifować swój angielski) - powiedział w TVN24 dawny przyjaciel Donalda Tuska. Jaśko Pawłowski w 1989 roku pracował z premierem na północy Norwegii. Wtedy bardziej niż wkuwanie języków pociągała obecnego premiera piłka nożna, co z kolei wspominali inni przyjaciele z dawnych lat, Andrzej Kowalczys i Mirosław Rybicki.
- Mieliśmy wyjechać razem z żoną, ale uznaliśmy, że we dwójkę będzie nam smutno, więc zaproponowaliśmy Donaldowi, żeby jechał z nami. Pracowaliśmy przez 3 miesiące na północy Norwegii, wykonując drobne prace remontowe przy Uniwersytecie Ludowym: tapetowanie, malowanie, drobne prace murarskie - opowiada Jaśko Pawłowski, dziś trójmiejski restaurator. Zarabiali po 50 koron za godzinę, czyli ok. 7 dolarów. - W 1989 roku to były bardzo duże pieniądze, bo w Polsce dostawaliśmy 14-20 dolarów miesięcznie. To była świetna praca - tłumaczy dawny przyjaciel Tuska.
Unikał lekcji
Pawłowski dodaje, że oprócz zarabiania pieniędzy mieli plan dodatkowy. - Moja żona bardzo dobrze zna angielski i powiedziała: "Panowie, po pracy będę was uczyć, a wy będziecie pilnie wkuwać". Niestety już na miejscu okazało się, że entuzjazm i zapał nieco opadły. Donald, jak miała być lekcja, mówił, że pójdzie nazbierać jagód w okolicznym lesie, to może zrobimy deser, a ja mówiłem, że pójdę przeczytać książkę. Może gdyby wtedy pilniej się uczył, nie musiałby teraz nic obiecywać - żartuje Pawłowski. Sam premier obiecał w sobotę, po wyborze na szefa Rady Europejskiej, że w grudniu, kiedy przejmie stanowisko po Hermanie Van Rompuyu, będzie "w stu procentach gotowy". - I'll polish my English (pol. Będę szlifować swój angielski) - odpowiedział przewrotnie dziennikarzowi "Financial Times", który zapytał, czy brak biegłości językowej nie będzie przeszkadzał w sprawowaniu funkcji.
Fan Realu
Z kolei o zamiłowaniu premiera do gry w piłkę nożną opowiedział Andrzej Kowalczys, pracownik Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku, szef drużyny piłkarskiej, w której od wielu lat grywa Donald Tusk. - Już teraz trochę nam go w drużynie brakuje, jako premier właściwie grał z nami zaledwie dwa razy w roku, a to trochę mało. Ale jestem przekonany, że na mecz sylwestrowy z Brukseli przyleci - mówił Kowalczys.
A jakim premier jest zawodnikiem? - Jest na boisku agresywny, rozpycha się łokciami, ale gra fair - stwierdził i podkreślił, że Tusk kibicuje piłce angielskiej i hiszpańskiej.
Mirosław Rybicki, przyjaciel premiera od 1971 roku, przypomniał natomiast, że Tusk przewodził kibicom Lechii. - Należał do Klubu Kibica, nosił taką długą biało-zieloną tunikę, zawsze był uśmiechnięty, śpiewał i siedział na "młynie" (w miejscu, gdzie siedzą najbardziej zagorzali kibice) - wspomina. Tusk zaliczał się nie tylko do grona kibiców prowadzących doping na stadionie, ale też jeździł z innymi na mecze wyjazdowe. Premier przyznał to w programie "Teraz My" Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego, wyemitowanym cztery lata temu. - Dawno temu, jako bardzo młody człowiek byłem twardym kibicem - wspominał premier, do tej pory kibicujący gdańskiej Lechii.
Autor: eos//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: KPRM