W tej chwili jest czas na twardą, mocną, ale też mądrą dyplomację - mówił w "Jeden na jeden" na antenie TVN24 senator Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki o polskiej reakcji na sytuację na Białorusi. Po wyborach na ulice w Mińsku i w innych miastach wyszły tysiące ludzi.
Według wstępnych wyników niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka otrzymał 80,2 proc. głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska - 9,9 proc. - poinformowała w poniedziałek Centralna Komisja Wyborcza.
Tysiące Białorusinów wyszły na ulice największych miast i mniejszych miejscowości, by protestować po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich. Białoruskie MSW potwierdziło, że milicja w Mińsku użyła "specjalnych środków", by rozpędzić demonstracje.
"Tylko wspólny, mocny głos Zachodu może mieć w tej chwili na Białorusi jakieś znaczenie"
Marcin Bosacki, senator Koalicji Obywatelskiej ocenił, że to, co dzieje się na Białorusi, powinno być "powodem do wzmocnienia polskiej pozycji w Unii Europejskiej i w ogóle we wspólnocie Zachodu". - Tylko w ten sposób Polska może, tak jak to robiła wielokrotnie przez ostatnich 20 lat, wpływać na sytuacje w krajach zrewoltowanych, tak jak w tej chwili Białoruś, na wschód od naszych granic - dodał.
Senator skomentował też informacje o tym, że premier Mateusz Morawiecki wystąpił do Rady Europejskiej o zwołanie szczytu w sprawie Białorusi. Ocenił, że jeśli ten krok jest uzgodniony z partnerami i jeśli ten apel zostanie przyjęty to "to jest dobry krok".
- Unia Europejska powinna jako całość zaapelować do Łukaszenki o zaprzestanie krwawego tak naprawdę, wiemy, że już jest ofiara śmiertelna, wiemy, że cztery osoby są na OIOM-ie w stanie krytycznym, rozprawiania się z opozycją - powiedział Bosacki. - Moim zdaniem naszą ambicją, ambicją Polski, powinno być to, co było na przykład podczas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, potem podczas Majdanu, też w 2010 roku w odniesieniu do Białorusi, czyli zmobilizowanie naraz Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Kanady. Bo tylko wspólny, mocny głos Zachodu może mieć w tej chwili na Białorusi jakieś znaczenie - dodał senator.
"Opozycja białoruska nie kieruje tymi protestami, to ludzie sami wyszli na ulice"
Skomentował też słowa wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego, który wcześniej w "Jeden na jeden" przypomniał, że "jeszcze w poprzednim tygodniu z inicjatywy polskiej, Trójkąt Weimarski wydał wspólne oświadczenie przeciwko potencjalnym fałszerstwom, potencjalnej przemocy na Białorusi". Bosacki stwierdził, że to dobrze, że Trójkąt Weimarski na szczeblu ministrów spraw zagranicznych "po raz pierwszy od lat wspólnie się w jakiejś sprawie odezwał". Dodał, że cieszy się, że nastąpiło to dwa dni po apelu opozycji w Sejmie o to, żeby Polska "wreszcie zajęła stanowisko w sprawie Białorusi". - Natomiast oczywiście teraz jest prawdziwy test. Tamto oświadczenie było, powiedzmy sobie szczerze, dość standardowe i bardzo późne, bo w piątek po południu tuż przed wyborami wydane - mówił senator. - Nie miało dużego znaczenia, chociaż dobrze, że się odbyło - dodał.
- W tej chwili jest czas na twardą, mocną, ale też mądrą dyplomację - stwierdził Bosacki przewidując, że demonstracje opozycji na Białorusi będą w poniedziałek kontynuowane. - Łukaszenka będzie walczył o władzę do końca, używając również środków takich, jakie widzieliśmy dzisiaj w nocy, a być może jeszcze gorszych, bo zamiast kul gumowych mogą się pojawić prawdziwe - ocenił senator KO.
Bosacki ocenił, że chociaż protesty na Białorusi są bardzo szerokie, ale są "kompletnie niekoordynowane". - Opozycja białoruska nie kieruje tymi protestami, to ludzie sami wyszli na ulice - dodał.
Operacja Zachodu "musi być bardzo ostrożna"
Stwierdził, że "stopień skuteczności działania Zachodu zależy od dwóch rzeczy". Jako pierwszą wymienił "polskie i regionu zaangażowanie i możliwości wpływu na wielkich", czyli między innymi Niemcy, Francję, USA oraz Wielką Brytanię, a po drugie "na to, jakie my, jako polska dyplomacja, czy również inne dyplomacje europejskie mamy w tej chwili kanały rozmowy, ale też wpływu" zarówno w obozie Łukaszenki, jak i w opozycji białoruskiej.
- Rozmawiam zarówno z opozycjonistami białoruskimi, jak i z wieloma osobami, na przykład na Ukrainie, i oczywiście w ostatnich kilku latach nastąpiło rażące zmniejszenie aktywności polskiej na Wschodzie. Też dlatego, że przestaliśmy być tym wzorcem standardów demokratycznych - powiedział Bosacki.
- Z radością przyjmuję deklarację wiceministra spraw zagranicznych o tym, że wreszcie władza jest gotowa na tematy zagraniczne, przede wszystkim na Wschodzie, przede wszystkim w momencie, kiedy tam się rzeczywiście w sposób groźny dla naszego bezpieczeństwa rewoltuje cały kraj, jest w stanie rozmawiać z opozycją. Szkoda, że nie rozmawiała przez pięć lat - dodał Bosacki. Stwierdził, że mimo tego, że "rząd PiS nie rozmawia z opozycją na tematy zagraniczne" to będzie ona "wspierać budowanie szerokiej koalicji nie tylko regionu, ale całej Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych oraz Kanady, aby wspólnie spróbować rozwiązać ten konflikt na Białorusi" w pokojowy sposób.
Ocenił, że operacja przeprowadzana przez Zachód "musi być bardzo ostrożna". - Z drugiej strony jest Rosja, która ma na Białorusi ogromne możliwości wpływu i nacisku i dla której zmiana na Białorusi też jest w jej interesie, tylko zmiana na gorsze, a nie na sytuację taką, w której Białoruś zbliży się do Zachodu - powiedział Bosacki. Dodał, że przypuszcza, że "w jakimś stopniu Kreml poprze Łukaszenkę", ponieważ dla Kremla Łukaszenka jest "mniejszym złem".
Źródło: TVN24, PAP