Kury stłoczone do granic możliwości, wśród żywych także te martwe. Do redakcji "Uwagi!" TVN dotarły wstrząsające nagrania z ferm drobiu. O swoich doświadczeniach zdecydował się opowiedzieć były pracownik jednego z takich miejsc. Reportaż Edyty Krześniak.
- W tej pracy wytrzymałem trzy tygodnie z hakiem. Do tej pory mam przed oczami ukręcone głowy i żywe kury, które wyrzuca się razem z martwymi. One jeszcze żywe trafiają do śmietnika - mówi mężczyzna, który chce zachować anonimowość.
To niedoszły lekarz weterynarii. Mężczyzna przerwał studia, opuścił swój kraj i zaczął pracę na fermie drobiu. Miał okazję pracować w dwóch fermach brojlerów. Zaniepokojony tym, co zobaczył, zgłosił się do organizacji "Otwarte klatki". - Chciałem jakoś pomóc i nie zostawiać tego tak - tłumaczy decyzję o nagłośnieniu sprawy.
- Otrzymaliśmy od niego nagrania. Dzięki jego determinacji i poświęceniu, możemy je teraz opublikować. Pokazać, jak wygląda tradycyjny chów kurczaków na mięso w Polsce - mówi Sylwia Prokopiak ze stowarzyszenia "Otwarte klatki".
- Patrząc na takie kurczaki szybkorosnące, widzimy, że choć nie żyją w klatce, są uwiezione w klatce własnego ciała. Te ich ciała pod presją szybkiego wzrostu sprawiają im straszne cierpienia - dodaje Katarzyna Miśkiewicz ze stowarzyszenia "Otwarte klatki".
Dobrostan zwierząt hodowlanych
Czy w Polsce możemy mówić o dobrostanie zwierząt hodowlanych? - Możemy mówić o dobrostanie, natomiast nie możemy mówić o nim dobrze - zaznacza prof. Wojciech Pisula, psycholog zwierząt.
- Począwszy od dramatycznej selekcji na samym początku życia, gdzie niechciane pisklęta na żywca się mieli i stają się składową pasz bądź innych produktów, poprzez notoryczne przegęszczenie, przestymulowanie. I techniki uśmiercania - tłumaczy prof. Wojciech Pisula.
- Drobiarstwo poprzez swoją masowość jest takim sektorem, gdzie jest bardzo trudno utrzymać jakiś poziom przyzwoitości dla tych zwierząt - uważa prof. Pisula.
Reporterka "Uwagi!" chciała spotkać się z właścicielem hodowli. Tymczasem do redakcji dotarł list ostrzegawczy od Krajowej Rady Drobiarstwa.
- Bardzo często dziennikarze, reporterzy, próbują wejść na teren obiektów, do których de facto nie wolno wchodzić - tłumaczy Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa.
- Ale tutaj nie było czegoś takiego - zaznacza reporterka Uwagi! Edyta Krześniak.
- Chcieliśmy o tym poinformować. Dlatego, że obowiązują zasady bioasekuracji - stwierdza Dariusz Goszczyński.
Co to jest bioasekuracja?
Bioasekuracja jest kluczowym argumentem, uzasadniającym brak możliwości wejścia na teren fermy. Ochrona biologiczna i zdrowotna stada obowiązuje jednakowo wszystkich producentów drobiu. Są jednak tacy właściciele hodowli, dla których nie jest to przeszkodą, by pokazać nam w jakich warunkach żyją ich ptaki. A wygląda to wtedy inaczej niż na zdjęciach wykonanych przez byłego pracownika przytoczonej wcześniej fermy.
- W moim przypadku pomiot leżał na podłodze. Nie zawsze była woda. Robotnicy powinni zbierać martwe kury, ale nie zawsze to robią. Dlatego, że chcą szybko pracować. A potem te kury rozkładają się i inne kury mogą je jeść. To nienormalne, ale tak się zdarza. Często - mówi nasz rozmówca.
Czy to, że kurczaki są kanibalami ma wpływ na mięso? Rzeczniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie, Monika Michałowska stwierdziła, że nie ma znaczenia, co je kura, jednak powinna jeść paszę. Pomimo że pani rzecznik zgodziła się na nagranie rozmowy, to nie autoryzowała jej.
Z kolei prof. Monika Łukasiewicz-Mierzejewska mówi wprost: "Oczywiście nie jest to wskazane, ponieważ nie wiemy, jaka była przyczyna padnięcia zwierząt". - Takie osobniki powinniśmy usuwać z kurnika. To w produkcji wielkotowarowej się praktykuje, padłe osobniki są usuwane - dodaje.
Jak kontroluje się fermy drobiu?
Polska jest liderem w produkcji drobiu. Mamy procedury i przepisy. Inspekcja weterynaryjna sprawuje kontrolę i nadzór. Tylko na Lubelszczyźnie jest prawie 800 podmiotów produkujących drób, z czego 600 - na mięso. Według przepisów, powiatowi lekarze weterynarii mają obowiązek rocznie skontrolować 10 procent z nich. Dobrostan ptaków, sprawdzany jest także przy innych okazjach.
- Był pracownik, który miał dbać o stado, kurnik. A on chodził, nagrywał, natomiast nie wywiązywał się ze swoich obowiązków, bo rozumiem, że jego obowiązkiem było po pierwsze pozbierać te martwe ptaki, a po drugie powiadomić o tym właściciela, a jeśli, by taka konieczność zachodziła, to również weterynarza, który nadzoruje stan - stwierdza Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa.
- Czy to nie jest prowokacja? Czy to nie jest osoba, która została oddelegowana tam przez organizacje pseudoekologiczne, po to, żeby wzbudzić taką sensację? - pyta Goszczyński.
Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Lublinie nie otrzymał zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Dlaczego autor nagrania nie zgłosił tego odpowiednim służbom?
- Żeby inspekcja weterynaryjna czy prokuratura podjęła działania, to zazwyczaj potrzebujemy pomocy mediów. Bez nagłośnienia sprawy przez media nasze działania spotykają się z oporem - tłumaczy Sylwia Prokopiak z "Otwartych klatek".
Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Lublinie ma teraz przyjrzeć się sprawie.
Źródło: "Uwaga!" TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN