Karol R. został zatrzymany na terenie Niemiec na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Po tragicznej śmierci swojej żony, jeszcze przed pogrzebem, zniknął bez śladu na ponad dwa lata. Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim przedstawiła mu zarzut zabójstwa, jednak nie przyznał się do winy.
"Niech wszyscy wiedzą, że on jest mordercą"
- Podejrzany odmówił komunikowania się w języku polskim. Porozumiewał się tylko w języku niemieckim - tak o okolicznościach zatrzymania mówi Arkadiusz Roćko z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim. Dodaje, że skorzystał z pomocy biegłego tłumacza, chociaż jest udokumentowane, że zatrzymany mówi po polsku i ma polskie obywatelstwo. - Próbuje realizować swoją linię obrony - podejrzewa rozmówca "Uwagi!".
Wątpliwości co do winy Karola R. nie ma matka zamordowanej, Maria Rams. - W każdym oknie tak będzie, że "to jest morderca mojego dziecka" - mówi, rozklejając w okolicy kolejne kartki z wizerunkiem podejrzanego. - Jakby był niewinny, to by nie uciekał. Przyszedłby na pogrzeb - dodaje.
"Cała była sina"
Agnieszka po ślubie zamieszkała z mężem w skromnym domu w Gądkowie Wielkim, niedaleko niemieckiej granicy. Stopniowo odseparowywała się od rodziny. Według bliskich, z którymi wtedy rozmawiali reporterzy "Uwagi!", małżeństwo nie należało do udanych. Pobicia i dewastacja wspólnego dobytku sprawiały, że w domu coraz częściej bywała policja.
- Jak były takie dni, że było cicho, nic się nie działo, to za kilka dni na pewno coś się stało - mówiła zaraz po śmierci córki Maria Rams. Opowiadała, że kiedyś mąż pobił i wrzucił Agnieszkę do kanału samochodowego. - Tak była pobita, że cała była sina - relacjonowała.
Ślady przemocy widzieli także sąsiedzi. - Zimą w okularach ciemnych chodziła, oczy miała podbite, ręce poobijane - mówi jeden z mieszkańców.
Po kolejnym pobiciu Agnieszka odeszła od męża i zamieszkała z siedmioletnią wówczas córką Anią w sąsiedniej miejscowości. Spokojem nie cieszyła się jednak długo - Karol R. uprowadził córkę i wyjechał z nią do rodziny mieszkającej na terenie Niemiec.
Prokuratura: to nie był wypadek
Jak podejrzewają śledczy, w dniu śmierci Agnieszki Karol R. podstępem skłonił ją do powrotu do domu. Miała zająć się rzekomo potrąconym psem. Kilka godzin później kobieta została znaleziona martwa w płonącym samochodzie. Prokuratura nie ma jednak wątpliwości: Agnieszka nie zginęła w wypadku.
- Miejscem pozbawienia życia Agnieszki Rams był dom jednorodzinny, znajdujący się w Gądkowie Wielkim - uważa prokurator i dodaje, że "bezpośrednią przyczyną śmierci pokrzywdzonej były urazy czaszkowo-mózgowe, krwawienie śródczaszkowe, wywołane ciosami w głowę, zadawanymi narzędziem twardym i tępokrawędzistym". Według śledczych osobą atakującą był Karol R. - Takie zarzuty usłyszał podejrzany - zaznacza Arkadiusz Roćko.
Matka kobiety wyznaje, że gdy podejrzany jest w areszcie, bardzo jej ulżyło. - Jakbym była z 10 kilo lżejsza - przyznaje.
Bez kontaktu z rodziną
Niewiadomą jest los prawie 10-letniej obecnie Ani. Dziewczynka przez ostatnie dwa lata mieszkała z ojcem i jego rodziną w Niemczech.
- On się z nią nie rozstawał. Ani na moment nawet u mnie jej nie zostawił, nawet na pół godziny - mówi Ewa, przyjaciółka rodziny. - Nie wiem, czy nie zabijał Agnieszki na oczach dziecka. Być może tak - dzieli się obawami.
O przyszłości dziecka będzie decydował niemiecki urząd do spraw dzieci i młodzieży - Jugendamt. Na razie kontakt z nią jest dla rodziny Agnieszki praktycznie niemożliwy.
Zobacz cały materiał na stronie programu
Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN