Duma i marka rozpoznawalna na całym świecie - czyli stadnina koni w Janowie Podlaskim jest tymczasowo zamknięta dla odwiedzających, w tym dla dziennikarzy. Trwa sprzątanie i odkarmianie po tym jak poselska kontrola pokazała wychudzone i brudne zwierzęta. Jazda w dół, także w wynikach finansowych, zaczęła się kilka lat temu - po tym jak "dobra zmiana" wymieniła fachowców na zmieniających się co chwila prezesów. O tym, jak w Janowie zrobiło się nieprzyjemnie, materiał Łukasza Karusty z "Czarno na białym".
Stadnina koni w Janowie Podlaskim przynosi co roku milionowe straty. Wiadomo już, że najnowsze dane finansowe będą równie bardzo złe. To rysuje smutny obraz tego, jak w kilka lat narodowa duma stała się wstydem.
Na stanowisku prezesa od niecałych dwóch miesięcy jest Marek Gawlik. Jak twierdzi, jest związany z końmi od ponad 20 lat. Do tej pory końmi zajmował się hobbystycznie, ale nigdy nie pracował z nimi zawodowo. Gawlik zaczął szefować stadninie, mimo że nie startował w rozpisanym na początku roku konkursie, bo Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa go unieważnił. - Jestem nie tylko od kilkudziesięciu lat związany z końmi. To miejsce traktuję jako perełkę - przekonuje nowy prezes stadniny.
Jak mówią nam znawcy Janowa, teraz trwa tam wielkie sprzątanie. - Był główny lekarz weterynarii z Puław. Przyjeżdżają kowale oraz samochody z paszą - mówi Alina Sobieszak z Araby Magazine, która sytuację w Janowie śledzi od 30 lat. Twierdzi, że tak źle, jak w ostatnich dwóch nie było jeszcze nigdy. - W którymś momencie brakowało lepszej paszy, bo nie było za co jej kupić - wspomina.
Krytyczny raport KOWR
Jedynymi osobami, które w ostatnich tygodniach zostały wpuszczone na teren stadniny, są posłanki Platformy Obywatelskiej. Nie była to zwykła wizyta, a kontrola poselska. Zrobiły zdjęcia, które zbulwersowały całą Polskę. Ponadto dotarły do raportu Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa sprzed roku, w którym stwierdzono wiele poważnych nieprawidłowości. - Już w maju 2019 roku Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa miał informacje, że dzieje się tam źle, i nic z tym nie zrobił - mówi Dorota Niedziela, posłanka PO, która przeprowadziła kontrolę.
KOWR przyznał, że kontrola była, ale jej wyniki nie podlegają upublicznieniu. Zaznaczył też, że wystosowano pisemne zalecenia pokontrolne.
Były prezes stadniny Grzegorz Czochański uważa, że wszystko było w porządku. - Boksy i stajnie były sprzątane regularnie. Kopyta również były poddawane zabiegom pielęgnacyjnym. Nie było żadnych uwag i zastrzeżeń. Jestem zdziwiony takimi sugestiami pań posłanek - powiedział w rozmowie telefonicznej.
Od koni gorzej mają się krowy
Z dokumentów, którymi dysponują posłanki, wynika, że w Janowie gorzej od koni mają się krowy. - Jeżeli 15 procent cielaków umiera, to wiemy, że ktoś nie powinien zajmować się hodowlą - mówi Niedziela.
W tej chwili w Janowie Podlaskim jest 476 koni oraz 665 krów, które są podstawą utrzymania stadniny. - Krowy przestały dostarczać zysków, takich jak w poprzednich latach - tłumaczy Sobieszak. Dodaje, że to przede wszystkim zależy od ludzi, którzy tam pracują.
W grudniu ubiegłego roku Czochański przekonywał, że złe wyniki stadniny to efekt suszy. Wieloletni prezes stadniny sprzed czasów "dobrej zmiany" Marek Trela mówi, że owszem, susze zdarzały się wcześniej, ale zawsze stadnina sobie z nimi radziła. - Składanie tego wszystkiego na suszę jest dosyć humorystyczne - stwierdził.
Z roku na rok coraz gorzej
Aby najlepiej opisać skalę upadku stadniny w Janowie Podlaskim, należy przyjrzeć się zmianom, jakie zaszły tu rok po roku.
W 2015 roku sierpniowa aukcja przynosi rekordowy zysk - 3,2 miliona złotych. Wówczas stadniną kieruje związany z nią od 40 lat Marek Trela. 19 lutego 2016 roku, decyzją polityczną, zostaje usunięty z tego stanowiska. Tego samego dnia pracę tracą: szef stadniny w Michałowie Jerzy Białobok oraz główna specjalistka do spraw hodowli koni arabskich Anna Stojanowska. Ówczesny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel przekonywał, że w stadninie były nieprawidłowości, m.in. "brak odpowiedniego nadzoru hodowlano-weterynaryjnego". Również 19 lutego do Janowa przyjechał nowy prezes - działacz Solidarnej Polski Marek Skomorowski. - On sam powiedział, że z końmi nie miał nic wspólnego, ale już wie, że to będzie jego hobby. Ja przepraszam, ale hobby to jest klaser ze znaczkami, a nie prowadzenie takiego przedsiębiorstwa - mówi Alina Sobieszak.
Kilka tygodni później padły klacze Shirley Watts, żony perkusity The Rolling Stones. Wtedy o problemach w Janowie usłyszał cały świat. - Większość kupców straciła zaufanie, które w biznesie jest jedną z ważniejszych rzeczy - twierdzi Dorota Niedziela. Pół roku później pojawia się kolejny prezes - Sławomir Pietrzak. - Pan profesor Pietrzak nie lubi koni, a przede wszystkim arabów. On chciał przede wszystkim rozwijać konie sportowe - przypomniała Sobieszak. Pod koniec 2016 wynik finansowy stadniny był już znacznie słabszy. Zanotowany zysk to 81 tysięcy złotych.
W 2017 roku aukcja Pride of Poland kończy się kompletną klapą. Na 25 wystawionych koni, sprzedano tylko sześć. W konsekwencji przyszły straty w wysokości ponad 1,6 miliona złotych.
Rok 2018 przyniósł kolejną zmianę na stanowisku prezesa. Stadniną zaczął kierować wspomniany wcześniej Grzegorz Czochański. Wtedy skala upadku, według naszych rozmówców, była największa. - Ogłaszał się w internecie i sprzedawał siano. Oczywiście sprzedał lepsze, a zostawił gorsze. To siano, które jadły te konie, było skandalem - wspomina Jerzy Białobok. Straty w 2018 roku wyniosły ponad 3 miliony złotych.
Pod koniec ubiegłego roku podjęto próbę podreperowania budżetu. W Warszawie, po raz pierwszy w historii, przeprowadzono zimową ogólnopolską aukcję. Jednak nikt nie zapłacił ani nie zgłosił się po kupione klacze.
"Stadnina ma się dobrze"
Minister rolnictwa Jan Ardanowski przyznał, że wynik za rok 2019 będzie ujemny, ale lepszy niż w poprzednim roku. - Wynik finansowy został poprawiony o 2 miliony 700 tysięcy złotych - mówił w Sejmie.
W marcu odwołano prezesa Czochańskiego, ale nie za to, co dzieje się w stadninie. Czochański został przeniesiony na stanowisko wicedyrektora w białostockim oddziale KOWR. - Dawniej to był po prostu sabotaż gospodarczy, za który ludzie szli do więzienia - podsumowuje Białobok.
Choć Ardanowski znał wyniki majowej kontroli KOWR, jeszcze w grudniu upierał się, że "stadnina ma się dobrze". Trzy miesiące później w słynnym wywiadzie dla RMF FM przyznał, że stadnina dopiero będzie wzorcowa, bo wcześniej taka nie była.
- Janów przez lata miał misję ambasadora Polski na świecie. Stwierdzenie "Pure Polish Arabian" to była najwyższa klasa. Dzisiaj mamy zszarganą opinię. Potrzeba będzie wiele pracy, żeby ją odbudować. Może jeszcze będzie pięknie, może jeszcze będzie normalnie - podsumowała Alina Sobieszak.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24