Początkowo myślałem, że Polska chce wymienić sędziów na innych, sprzyjających władzy. Teraz jednak widzę, że zagrożony jest prymat prawa Unii Europejskiej, jej funkcjonowanie - mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" unijny komisarz do spraw sprawiedliwości Didier Reynders.
We wtorek w Radzie Unii Europejskiej ma się odbyć wysłuchanie w sprawie praworządności w Polsce. Jest to kolejny element procedury artykułu 7 traktatu unijnego, która w grudniu 2017 roku została uruchomiona wobec naszego kraju. Komisja Europejska zdecydowała się wówczas na uruchomienie procedury w związku z ustawami o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Ostatnie wysłuchania w tej sprawie odbyły się w 2018 roku.
W sprawie Polski "jest o czym mówić"
W rozmowie z "Rzeczpospolitą" komisarz ds. sprawiedliwości Unii Europejskiej Didier Reynders pytany był o powody zorganizowania wysłuchania właśnie teraz. - Bardzo ważne jest, żeby kontynuować ten proces, podobnie zresztą jak inne instrumenty ochrony praworządności. To są wszystko równoległe ścieżki i żadna z nich nie zastępuje innej - mówił.
Jak tłumaczył, "w czasie pandemii niestety większość spotkań odbywała się w trybie online". - Wysłuchanie o praworządności w formie wideo byłoby raczej trudne. Teraz wracamy do spotkań fizycznych stąd wysłuchanie. Sądzę, że to powinny być regularnie punkty obrad w czasie wszystkich prezydencji - ocenił.
Według Reyndersa w sprawie praworządności w Polsce "jest o czym mówić". Wskazał tu na wniosek premiera Mateusza Morawieckiego do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z polską konstytucją pierwszeństwa praw unijnego nad prawem krajowym oraz na "próby odbierania immunitetów" sędziom przez nieuznawaną przez Sąd Najwyższy Izbę Dyscyplinarną.
Reynders: Polska idzie dalej z działaniami przeciwko sędziom
Reynders zwrócił uwagę, że trwającą od lat dyskusję nad praworządnością w Polsce "można byłoby zakończyć, gdyby Polska zmieniała swoje zachowanie". - Ale widzimy, że jest odwrotnie i Polska idzie dalej z reformami, z działaniami przeciwko konkretnym sędziom. Dodatkowo używając teraz argumentacji, że sędziowie nie powinni zadawać pytań unijnemu sądowi w Luksemburgu. To stoi w całkowitej sprzeczności z prawidłowym funkcjonowaniem Unii - mówił.
- Polska podnosi teraz kwestię prymatu unijnego prawa. Widzimy więc, że chodzi nie tylko o niezawisłość sądownictwa, ale że podważane są podstawowe zasady funkcjonowania UE, w tym rynku wewnętrznego. Początkowo myślałem, że Polska chce po prostu wymienić sędziów na innych, sprzyjających władzy i że to kwestia tylko niezawisłości sądownictwa. Teraz jednak widzę, że zagrożony jest prymat prawa UE i funkcjonowanie Unii - zwrócił uwagę.
Jego zdaniem w Unii Europejskiej potrzebne jest zaufanie między państwami członkowskimi, "a to wymaga gwarancji, że każdy sędzia - a każdy polski sędzia jest sędzią europejskim - może pójść do sądu unijnego". - Jeśli zerwiemy ten związek między sądem w Luksemburgu a zasadą pierwszeństwa prawa unijnego - oczywiście w dziedzinach, gdzie UE ma kompetencje - to Unii nie będzie - zauważył.
- To jest bardzo niebezpieczne, jeśli państwo zaczyna sobie wybierać sprawy, w których pasuje mu przestrzeganie prawa UE i w których jest to dla niego niewygodne - dodał. W jego opinii sytuacja w Polsce "pogarsza się".
"Takie wyroki mają poważne efekty uboczne"
Raynders pytany był także o list wystosowany przez niego do ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego, w którym zaapelował o wycofanie wniosku złożonego przez premiera Morawieckiego do TK. - Zadawanie prawniczych pytań w normalnych procedurach nie jest dla nas problemem. Martwi nas podważanie w tym pytaniu wyższości prawa unijnego i wyłącznych kompetencji TSUE - powiedział.
Dodał, że to właśnie dlatego, w tym samym czasie wszczęto procedurę o naruszenie prawa UE przeciwko Niemcom. Chodzi o ubiegłoroczny wyrok niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że Europejski Bank Centralny (EBC) przekroczył swoje uprawnienia, skupując od 2015 roku obligacje krajów strefy euro. Niemiecki sąd podważył tym samym wcześniejsze orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE, który w grudniu 2018 roku zaakceptował tzw. luzowanie ilościowe. Orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego z maja 2020 roku wywołało obawy KE dotyczące jego zgodności z prawem Unii Europejskiej.
- Takie wyroki mają poważne efekty uboczne i zachęcają inne państwa do podobnej postawy. To znaczy mówienia, że w pewnych sytuacjach opłaca się odłożyć na bok prawo UE i TSUE. (…) Chcemy więc raz na zawsze to wyjaśnić. Gdzie się da, prowadzimy dialog, ale ostatecznie jak to nie przynosi rezultatu, to nie mamy wyboru i musimy iść do unijnego sądu - wyjaśnił Raynders.
Dopytywany o to, dlaczego w przypadku Polski - tak jak stało się to w kwestii wniosku wobec Niemiec - nie poczekano na wyrok krajowego Trybunału, komisarz wyjaśnił, że "w Niemczech podważanie prawa UE nie było oficjalnym stanowiskiem rządu". - W Polsce to jest wyraźna wiadomość ze strony władzy wykonawczej, wyraźny zamiar odłożenia na bok prymatu prawa UE - ocenił.
"Pieniądze mają znaczenie"
Unijny komisarz był pytany o kwestię mechanizmu warunkującego wypłaty środków z UE od przestrzegania praworządności. - Byłem ministrem finansów przez 12 lat i mam świadomość, że pieniądze mają znaczenie. Ale jako prawnik i jako komisarz do spraw sprawiedliwości uważam, że najważniejsze w praworządności jest nie tylko, że masz dobre prawo. Ale gwarancja, że w razie niewłaściwego stosowania prawa możesz dochodzić sprawiedliwości przed niezależnym sądem (...). Jako Komisja możemy zakwestionować decyzje państwa przed niezależnym sądem w Luksemburgu i on da ostateczną wykładnię - powiedział.
Dopytywany po co zatem Unii Europejskiej kolejny instrument kontrolny, komisarz wyjaśnił, że chodzi o uniknięcie "ostateczności", czyli skargi do TSUE. - W ważnych sprawach trzeba też szukać politycznego rozwiązania sporu z udziałem państw członkowskich, a nie przed sądem. (…) Chcemy mieć pewność, że możemy chronić interesy finansowe UE, w praktyce jej podatników – dodał.
Poza mechanizmem warunkowości, innym instrumentem chroniącym finanse UE ma być Prokuratura Europejska (EPPO - European Public Prosecutor’s Office). Ma ona prowadzić sprawy przestępstw związanych z nadużyciami finansowymi, korupcją, praniem brudnych pieniędzy i poważnymi transgranicznymi oszustwami na podatku VAT na kwotę powyżej 10 milionów euro. Do tej pory do EPPO przystąpiły 22 kraje UE. Pięć pozostałych - Szwecja, Węgry, Polska, Irlandia i Dania - może dołączyć w dowolnym momencie.
- Jeśli mamy niezależną europejską prokuraturę, która bada prawidłowość wydawania unijnych pieniędzy, to czy naprawdę potrzebujemy czegoś więcej? Skoro te dwa państwa [Polska i Węgry-red.] są poza, to musimy mieć pełne zaufanie do ich wymiarów sprawiedliwości. Musimy mieć pewność, że polskie organy śledcze zorganizują dochodzenie w sprawie nadużyć związanych z wydawaniem unijnych pieniędzy, a potem polskie sądy wydadzą bezstronne orzeczenie. Skoro nie mamy tej pewności, to tym bardziej ważny staje się mechanizm warunkowości – powiedział, dodając, że z uwagą Komisja przygląda się sytuacji w pozostałych krajach, które nie dołączyły do Prokuratury, czyli Szwecji, Danii i Irlandii.
Pytany dlaczego Polska, kraj, co do którego nie pojawiały się zarzuty dotyczące nadużyć finansowych związanych z budżetem Unii Europejskiej, wymieniana jest jako potencjalny kandydat do uruchomienia mechanizmu, Reynders zwrócił uwagę na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. - Problem z praworządnością nie polega na tym, że gdzieś dochodzi do przestępstw. One są przecież w każdym kraju. Chodzi o to, czy skuteczne są policja i wymiar sprawiedliwości. Z Prokuraturą Europejską jesteśmy pewni, że mamy profesjonalną i niezależną instytucję. Jeśli kraj do niej nie należy, to wtedy musimy mieć do niego pełne zaufanie. Jak spojrzę na nasze doroczne raporty o praworządności, to nigdzie nie mamy takich zastrzeżeń jak do Polski i Węgier - przyznał.
Źródło: "Rzeczpospolita", PAP