Prokuratura z urzędu wszczęła postępowanie sprawdzające w sprawie domniemanego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy CBA. Chodzi o sprawę zatrzymanego Bogusława Seredyńskiego, który przebywał w 2009 r. w niewłaściwej izbie zatrzymań.
- Będziemy ustalać, dlaczego ten pan nie trafił do aresztu na Mokotowie, jak przewidywał nakaz sądu, tylko do policyjnej izby zatrzymań w Legionowie pod Warszawą - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura, potwierdzając informacje Radia Zet w tej sprawie.
Dodał, że prokuratura wystąpiła już do sądu o dokumenty dotyczące aresztowania Seredyńskiego, wystąpi też o akta sądu prowadzącego jego sprawę odszkodowawczą (żąda 2 mln zł od Skarbu Państwa za bezpodstawne zatrzymanie przez CBA).
Według prokuratury w 2009 r. areszt na Mokotowie nie przyjmował zatrzymanych w soboty, w związku z czym w poniedziałek zatrzymany powinien tam trafić, ale tak się nie stało.
- Będziemy sprawdzać, czemu tam nie trafił - dodał prokurator. Podał, że postępowanie sprawdzające (kończy się ono po miesiącu wszczęciem śledztwa lub odmową) rozpoczęto z urzędu po ubiegłotygodniowym wywiadzie Seredyńskiego dla TVN.
Z udziałem "agenta Tomka"
We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces z wniosku Seredyńskiego, b. prezes Wydawnictw Naukowo-Technicznych żąda 1,5 mln zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i ponad 500 tys. zł odszkodowania za straty moralne i materialne. Prokuratura przyznaje, że należą mu się pieniądze, ale nie w żądanej wysokości.
We wrześniu 2009 r. Seredyński został zatrzymany przez CBA wraz z radcą prawnym Weroniką Marczuk w sprawie przyjmowania rzekomych łapówek za "korzystne rozstrzygnięcie" prywatyzacji WNT. Sąd zwolnił ich z aresztu po wpłaceniu kaucji. Warszawska prokuratura okręgowa postawiła obojgu zarzuty korupcyjne, ale w 2011 r. śledztwo umorzono z braku znamion przestępstwa. Prokuratura uznała, że brak było wiarygodnego podejrzenia, że Seredyński może chcieć wziąć łapówkę (bez takiej pierwotnej informacji służby nie mogą podjąć "prowokacji policyjnej"). Śledczy kwestionowali też zeznania agentów CBA.
Według Seredyńskiego kilka razy odmówił on przyjęcia pieniędzy od dwóch udających biznesmenów agentów CBA, w tym Tomasza Kaczmarka (dziś emeryta CBA i posła PiS). W końcu podrzucili mu - jak mówił dziennikarzom - 10 tys. euro po upojeniu go alkoholem w jego mieszkaniu. Po tym zażądał od nich spisania umowy na taką - jak się tłumaczyli - "pożyczkę". - Zgodzili się, ale zamiast nich przybyło do mnie CBA, by mnie zatrzymać - dodał. Podkreślił, że tej fazy akcji CBA już nie nagrywało.
Prokurator z tego procesu powiedziała sądowi, że trzeba zbadać, gdzie we wrześniu 2009 r. Seredyński był przez kilka dni zatrzymany. Wiadomo, że zwolniono go z policyjnej izby zatrzymań w Legionowie. Sąd będzie dociekał, czemu - zgodnie z prawem - nie osadzono go w areszcie na Mokotowie.
Cela "surrealistyczna"
Sam Seredyński mówił dziennikarzom, że cela, w której przebywał, była "surrealistyczna". Na suficie non stop paliły się "dość silne cztery reflektory", oświetlające izbę na potrzeby kamery; jedzenie podawano mu przez szparę, a górne okienko zasłonięte było folią. Seredyński dodał, że gdy wiozło go tam CBA, usłyszał: "Wp...y cię do 'wydobywczej', to po trzech dniach będziesz śpiewał jak kanarek".
Od 2011 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości CBA przy tej akcji. Seredyński - który ma w nim status pokrzywdzonego - żąda ścigania agentów CBA i ich przełożonych za przekroczenie uprawnień, podżeganie do przyjęcia "łapówki" i fałszowanie dowodów. Prokuratura ta nie badała wątku miejsca zatrzymania Seredyńskiego
Autor: abs//kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: CBA