- To haniebne słowa. To premier Mateusz Morawiecki w 2016 roku jeździł do Aleksandra Łukaszenki. Był wicepremierem, mówił o dobrosąsiedzkich stosunkach - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 wiceprzewodniczący PO, były szef MON Tomasz Siemoniak. Komentował słowa szefa rządu, a także fakt naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa białoruskie śmigłowce.
We wtorek doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie. Maszyny zauważyli rano mieszkańcy okolic Białowieży, jednak wojsko początkowo zaprzeczało, aby do takiego incydentu doszło. Dopiero wieczorem, po godzinie 19, resort obrony przyznał w oficjalnym komunikacie, że tego dnia doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. Szef MON Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe.
CZYTAJ WIĘCEJ: Białoruskie śmigłowce w rejonie Białowieży. Komunikat MON
Poseł Koalicji Obywatelskiej, były szef MON Tomasz Siemoniak odnosząc się w czwartek do sprawy w "Faktach po Faktach" powiedział, że "gołym okiem widać, jak bałagan zapanował wszędzie". - Jak to jest, że są tysiące żołnierzy, funkcjonariuszy Straży Granicznej w tym miejscu i nie zauważają dwóch wielkich, hałaśliwych śmigłowców, które widać z kilku, kilkunastu kilometrów, że lecą. To jest pytanie, które trzeba postawić ministrowi obrony czy ministrowi spraw wewnętrznych - on odpowiada za Straż Graniczną, chociaż Straż Graniczna uważa, że to, co w powietrzu, to nie ich sprawa - mówił.
- Brak zauważenia to jest jedno. I potem cały dzień spekulacji, wątpliwości. Przypomniało to rzeczywiście historię z rosyjską rakietą, gdzie po kilku miesiącach się dowiedzieliśmy prawdy, że taka rakieta wleciała - dodał.
Siemoniak mówił, że nie ma wątpliwości, że "to była prowokacja" ze strony Łukaszenki. Dodał, że śmigłowce wleciały w polską przestrzeń powietrzną, żeby "testować reakcję, której nie było".
Siemoniak: myślę, że dla Białorusinów czy Rosjan ten kompletny brak reakcji był zaskakujący
- Jeżeli mamy tysiące żołnierzy i funkcjonariuszy w newralgicznym miejscu, to powinny być posterunki obserwacyjne rozłożone - ocenił poseł.
Odniósł się do komunikatu MON, w którym poinformowano, że "o szkoleniu strona białoruska informowała wcześniej stronę polską". Zdaniem Siemoniaka "powinna tam przyjechać cała grupa ludzi, ekspertów, którzy monitorowaliby te ćwiczenia, by pilnowali, żeby nic takiego się nie zdarzyło".
Pytany, czy "kiedy Białorusini ćwiczą prowokacje, my w tym czasie możemy ćwiczyć naszą spostrzegawczość", Siemoniak podkreślił, że "tak wszyscy robią". - Jak my mamy w Polsce ćwiczenia, wszelkie możliwe służby rosyjskie, czy białoruskie rozmaite sensory wystawiają, żeby jak najwięcej się dowiedzieć o tym, jak my działamy. Tak samo powinno być w drugą stronę - mówił.
- Myślę, że dla Białorusinów czy Rosjan, którzy za tym stoją, ten kompletny brak reakcji był zaskakujący - ocenił.
Siemoniak: to haniebne słowa premiera Morawieckiego
Polityk odniósł się także do wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego. W środę opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu premier mówił, że Polska jest przedmiotem prowokacji i hybrydowych ataków ze strony Białorusi i Rosji, a tylko w tym roku miało miejsce ponad 16 tysięcy prób nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy.
"Wszyscy musimy mieć świadomość na co liczą nasi wrogowie, na co liczą nasi przeciwnicy - liczą na podziały w Polsce, liczą na polityków, którzy zapowiadali w 2014 roku po ataku Rosji na Krym, że nie będą realizować koncepcji antyrosyjskiej, a wcześniej chcieli dogadać się 'z Rosją taka jaka ona jest'. Liczą na takich polityków jak Donald Tusk, który na siedem dni przed agresją Rosji na Ukrainę uznawał inwazję na wielką skalę jako mało prawdopodobną" - dodał, pytając jak można było się tak mylić w sprawie polskiego bezpieczeństwa. "Dyktator Białorusi Aleksandr Łukaszenka wprost powiedział, że liczy na Tuska. On czeka na powrót Tuska do władzy, bo wie, że takie projekty zapewniające Polsce bezpieczeństwo jak zapora na granicy, jak odtwarzanie jednostek wojskowych na wschodzie, jak wielka modernizacja polskiej armii, odejdą w zapomnienie, zgodnie z doktryną Tuska" - powiedział Morawiecki.
Siemoniak ocenił, że "to haniebne słowa premiera Morawieckiego".
- To premier Morawiecki w 2016 roku jeździł do Łukaszenki. Był wicepremierem, mówił o dobrosąsiedzkich stosunkach. W 2016 roku, dwa lata po po aneksji Krymu, agresji Rosji na Ukrainę jedzie do Łukaszenki, najważniejszego sojusznika Putina w jednym państwie związkowym, w związku Białorusi i Rosji. To Morawiecki ma bardzo dużo za uszami - mówił gość "Faktów po Faktach".
- Ja już nie mówię o Marine Le Pen, o całej jego prorosyjskiej karcie, którą przez lata kultywował - dodał. - Są zdjęcia. Można zobaczyć jak (Morawiecki- red.) siedzi z Łukaszenką - dodał poseł KO.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Morawiecki na Białorusi widzi duże pole do rozwoju >>>
CZYTAJ TAKŻE: Karczewski: Łukaszenka to taki ciepły człowiek >>>
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: president.gov.by