Lekarze z izby przyjęć w szpitala w Grodzisku Mazowieckim odmówili pomocy chorej kobiecie w ciąży i poradzili jej by jechała do innego szpitala autobusem. Gdy mąż kobiet wezwał pogotowie, szpital odwołał wezwanie - donosi dziennik.pl. Sprawą zajęła się już prokuratura.
Jak podaje portal, 32-letnia Agata była w ciąży. Gdy zaczęła krwawić, jej przerażony mąż zawiózł ją na izbę przyjęć. Tam lekarze odmówili jej pomocy, twierdząc, że nie mają oddziału ginekologicznego. Nikt nawet nie zbadał kobiety.
Małżeństwu kazano jechać do oddalonego o 15 kilometrów Pruszkowa... autobusem. Jak twierdzi mąż kobiety, powiedziano mu, iż szpital nie ma własnych karetek. Tymczasem wczoraj dyrektor szpitala zapewniała, że karetki są, a nawet stoją "bezużyteczne".
Kobieta wciąż krwawiła, więc jej mąż wezwał pogotowie. Gdy dyrektor pogotowia zadzwonił na izbę przyjęć, chcąc wyjaśnić, dlaczego szpital nie zawiózł pacjentki, pielęgniarka odwołała wezwanie, twierdząc, że sprawa jest załatwiona. Małżeństwo pojechało do szpitala do Pruszkowa.
"Wszystko odbyło się bez zarzutu"
W rozmowie z dziennikiem.pl dyrektor szpitala w Grodzisku Mazowieckim Krystyna Płukis tłumaczy, że pracownicy izby przyjęć w niczym nie zawinili. - Skoro mąż pani, która poroniła, sam przywiózł żonę, to musiała nie być w krytycznym stanie. Nie przyjęliśmy jej, bo nie mamy ginekologów u siebie. Z mojego punktu widzenia wszystko odbyło się bez zarzutu - mówi Płukis.
Także Tomasz Niewiarowski, szef szpitalnego oddziału ratunkowego, nie widzi problemu. - Poronienia tak krótkich ciąż nie są groźne. Nie mogliśmy odwieźć tej kobiety do innej placówki, bo mój szpital nie ma karetek i musiałby zamawiać samochód w Warszawie. Dlatego radziliśmy mężowi, by odwiózł żonę sam. Tak byłoby najszybciej.
Agata i jej mąż Artur są załamani. - To było jak koszmarny sen. Straciłem dziecko, ale na szczęście żona przeżyła - mówi Artur.
- Myślałam, że szpitale są po to, by pomagać ludziom. Okazuje się, że nie. Przyjechałam po poronieniu, a żaden lekarz nawet do mnie nie wyszedł. Zajął się mną dopiero lekarz z zamówionej przez męża do szpitala karetki. To jakaś paranoja - mówi portalowi dziennik.pl zrozpaczona Agata.
Sprawą już zajęła się prokuratura w Grodzisku Mazowieckim. Jak poinformowała szefowa grodziskiej prokuratury Ewa Szplep, śledczy już zaczęli sprawdzać wszystkie okoliczności wydarzenia.
Kolejna odsłona konfliktu szpitala z pogotowiem Wczoraj dziennik.pl ujawnił sprawę chorego szpitala w Grodzisku Mazowieckim, który twierdzi, że po operacji zaczął wymiotować krwią i nie mógł doczekać się pomocy. Chory zadzwonił ze szpitalnego łóżka po pogotowie ratunkowe. Władze szpitala tłumaczyły, że stan pacjenta nie był krytyczny, a jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. - Sytuacja jest absolutnie kuriozalna. Wszystkie podane fakty są nieprawdziwe. Chory nie krwawił, ale wymiotował herbatą - mówił doc. Jacek Pawlak.
Dyrekcja szpitala tłumaczyła, że w sprawie jest też drugie dno. Chodzi o kontrakt na usługi pogotowia. W szpitalu stoją dwie wyposażone karetki, ale kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia podpisało pogotowie.
Sprawą zajęła się prokuratura i sam minister zdrowia.
bgr
Źródło: tvn24.pl, dziennik.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl