Jeśli twoje dziecko jest w tym roku w grupie przedszkolnych pięciolatków lub w drugiej klasie szkoły podstawowej, to ono jako pierwsze będzie uczyć się według zupełnie nowych podstaw programowych. Czy dzieci nadal będą uczyć się budowy pantofelka i które daty z historii Polski będą znały obudzone w środku nocy? To się wkrótce okaże.
- Całościowa reforma edukacji zacznie się we wrześniu 2026 roku. To wtedy część dzieci rozpocznie naukę według nowych zasad i z napisanych od nowa podręczników. Już dziś widać, że największym zagrożeniem dla powodzenia reformy będzie kadencyjność Sejmu i kolejne kampanie wyborcze. Kalendarz jest napięty.
- By zwiększyć szanse na wprowadzenie zmian, powstać ma odpolityczniona Rada ds. monitorowania wdrażania reformy oświaty, nazywana Radą Reformy. Nie będzie działała przy ministerstwie, lecz przy Instytucie Badań Edukacyjnych. W jej skład wejdą m.in. przedstawiciele nauczycieli oraz organizacji pozarządowych. Ma w niej nie być polityków.
- Kluczowe będą nowe podstawy programowe do wszystkich przedmiotów (to te dokumenty zawierające fakty i umiejętności, które powinno poznać i zdobyć dziecko w szkole). Mają wyraźnie rozróżniać informacje (np. numer telefonu) od wiedzy (czyli tego, jak ten numer telefonu wykorzystać). Ważniejsze dla dzieci będzie opanowanie tej drugiej. I tak, to właśnie w najbliższych miesiącach rozstrzygnie się, czy twoje dziecko nadal będzie uczyło się budowy pantofelka, ile będzie miało lekcji wychowania fizycznego, a ile matematyki (to tzw. ramowe plany nauczania) oraz czy jego podręczniki będą zachęcały do nauki, czy raczej skłaniały do odłożenia ich na półkę.
- Reforma obejmie osiem filarów, m.in. egzaminy i wzmocnienie roli nauczycieli.
- Wzorem dla Polski w reformowaniu szkół mają być m.in. Walia, Irlandia i Australia.
Dziś, w czwartek 16 stycznia, Barbara Nowacka wraz ze swoją zastępczynią Katarzyną Lubnauer oraz wicedyrektorem Instytutu Badań Edukacyjnych dr. Tomaszem Gajderowiczem prezentują kierunek zmian. Tvn24.pl już wcześniej poznało jednak część planów na edukację polskich dzieci.
Co już wiemy i czego powinni spodziewać się rodzice oraz nauczyciele?
Profil Absolwenta i (od)politycznienie edukacji
Zmiany, które dotąd proponowało i wprowadzało Ministerstwo Edukacji kierowane przez Barbarę Nowacką, były przez część środowiska oświatowego nazywane punktowymi. Nie dotyczyły bowiem całego systemu edukacji, a skupiały się na "poprawianiu" po rządach PiS i reagowaniu na bieżące problemy.
To oczywiście nie wszystko, co dzieje się w edukacji - resort przeprowadzał też szereg drobniejszych zmian. Ale to właśnie te "punktowe rozwiązania". Do tego w MEN cały czas trwają prace nad kolejnymi rozwiązaniami.
Tylko w ostatnich tygodniach szefostwo resortu edukacji było przez część edukatorów krytykowane za brak całościowej wizji, która pozwoliłaby radykalnie odmienić sytuację zarówno nauczycieli oraz nauczycielek, jak i uczniów oraz uczennic.
Pedagożka z Uczelni Korczaka dr Iga Kazimierczyk mówiła "Rzeczpospolitej": - Obecne zmiany w szkołach to tylko wierzchołek góry lodowej.
A pedagog prof. Roman Leppert z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy przekonywał w "Tygodniku Powszechnym", że
reforma edukacji, jaką przygotowuje ministra Nowacka, jest nam niepotrzebna.
Mówił też: - Tak jak Anna Zalewska, likwidując gimnazja, cofnęła nas do lat 60. XX wieku, tak Barbara Nowacka w myśleniu o szkolnych programach cofa nas do lat 70. i 80. Chce lepić "ucznia uśrednionego", który nie istnieje.
W MEN bronią się, że przecież nikt jeszcze nie wie, jakiego ucznia chcą wyuczyć i wychować, bo prace nad tzw. Profilem Absolwenta trwają.
Nie słyszeliście jeszcze o Profilu i nie wiecie, co to w ogóle takiego?
To możliwe, bo prace nad nim niedawno się rozpoczęły. Ministerstwo zakłada, że zanim ustalimy, czego dzieci mają się nauczyć, dobrze byłoby wiedzieć, kogo po latach nauki chcemy wypuścić w świat. Profil to taki elementarz, dzięki któremu dzieci mają dowiedzieć się, po co się uczą, a ich rodzice - czego mogą oczekiwać od szkół.
Co to da nauczycielom? Będą wiedzieli, jakie kompetencje powinni kształtować i jaka wiedza jest do tego niezbędna.
I to właśnie ten Profil Absolwenta ma być częścią większej, jeszcze nawet nieogłoszonej publicznie reformy.
To ostatnie właśnie się zmienia. Ministra naciska przycisk "start". I na tym starcie obiecuje szerokie konsultacje oraz zapowiada próbę maksymalnego odpolitycznienia proponowanych reform w edukacji. By było to możliwe, ciężar opracowania najważniejszych elementów reformy po raz pierwszy został przeniesiony z resortu do Instytutu Badań Edukacyjnych. IBE od stycznia 2025 roku zyskał status państwowego instytutu badawczego. To - zdaniem władz - ma przyspieszyć wdrażanie wyników badań w szkolną praktykę.
W deklarowane odpolitycznienie niespecjalnie wierzą jednak nasi rozmówcy z organizacji pozarządowych zajmujących się oświatą. Przed ostatecznym ukształtowaniem się zespołów w IBE chcą pozostać anonimowi. Niektórzy wciąż rozważają, czy zdecydować się na współpracę.
- Wszyscy widzimy, co dzieje się z edukacją zdrowotną - mówi tvn24.pl doświadczona pedagożka. I przypomina: - Powołano niezależnych ekspertów, wypracowano dobre rozwiązania oparte na nauce, rozpoczęto konsultacje społeczne, a na koniec przyszedł premier i powiedział, że jego zdaniem przedmiot powinien być nieobowiązkowy. Wyraźnie widać, że edukacja przegrała z kampanią wyborczą - ocenia.
Nauczyciel z kilkudziesięcioletnim stażem dodaje zaś: - Wciąż pamiętam, jak w okolicach 2009 roku premier Donald Tusk traktował minister Katarzynę Hall w sprawie sześciolatków. Ciągle jej przesuwał reformę, co ostatecznie doprowadziło do upadku całego pomysłu. Chcę wierzyć, że tym razem będzie inaczej, bo chyba wszyscy marzymy o odpolitycznieniu szkoły i uważamy, że zmiana jest bardzo potrzebna… ale edukacja to jednak ciągle polityka.
W IBE wierzą, że owoce ich prac nie podzielą losów edukacji zdrowotnej i sześciolatków. To właśnie pod sztandarami IBE formalnie pracować będą zewnętrzni eksperci, a w efekcie ich prac powstaną m.in. nowe podstawy programowe oraz programy wsparcia dla nauczycieli.
Oficjalne ogłoszenie kierunków zmian proponowanych przez MEN następuje dziś - 16 stycznia Jednak redakcja tvn24.pl część założeń poznała już wcześniej. Przedstawiamy więc to, co już wiemy o obiecanej reformie edukacyjnej i przyglądamy się, jakie ma szanse na powodzenie.
Kiedy to się wydarzy?
Zacznijmy od harmonogramu. Na dziś prezentuje się następująco:
- styczeń - marzec 2025 r. - w IBE powstanie Rada Reformy i zespoły, które będą pracować nad nowymi podstawami programowymi;
- wrzesień 2025 r. - rozpocznie się kluczowy etap konsultacji nowych podstaw programowych;
- wrzesień 2026 r. - naukę rozpoczną pierwsze roczniki objęte reformą Nowackiej;
- maj 2031 r. - egzamin ósmoklasisty i matura po raz pierwszy zostaną przeprowadzone dla uczniów zreformowanych szkół.
Reforma ma zacząć się od dwóch roczników (klas pierwszych i czwartych), by uniknąć tzw. luki wdrożeniowej, czyli dużych różnic w podstawach programowych.
Luka taka to realny problem - jej ofiarami w czasie likwidacji gimnazjów stali się uczniowie, którzy po szóstej klasie zostali w wydłużonych podstawówkach. Problem dobrze obrazowały braki uczniów w edukacji historycznej. Ówcześni szóstoklasiści, którzy skończyli naukę historii na współczesności, w siódmych klasach - jakby nigdy nic - znowu uczyli się o XIX wieku. W lukę programową wpadły tematy dotyczące m.in. reformacji czy Napoleona, a podobne problemy dotyczyły wszystkich przedmiotów. Tego błędu minister Nowacka nie chce powtarzać, dlatego reforma ma być wprowadzana stopniowo i rozciągnięta w czasie.
Wyzwanie? Kadencja obecnego rządu zgodnie z planem powinna zakończyć się w 2027 roku. Gdyby okazało się, że reformę trzeba przesunąć, istniałoby duże zagrożenie, iż kolejny rząd (gdyby doszło do politycznej zmiany) łatwo cofnie wypracowywane ustalenia. Tak stało się z reformą obniżającą obowiązkowy wiek szkolny, gdy zimą 2015 roku PiS jedną nowelizacją ustawy cofnął sześciolatki ze szkół z powrotem do przedszkoli.
Co jeszcze się zmieni?
Nowe podstawy programowe mają być częścią większej reformy. Ta dotyczy ośmiu obszarów, które w resorcie edukacji nazywane są "filarami" lub "dźwigniami" reformy.
Jakie dokładnie rozwiązania pojawią się w tych obszarach, będzie zależało dopiero od ekspertów i pracy zespołów. Wiadomo, że w IBE jest jednak kilka kwestii, na których badaczom szczególnie zależy.
Chcieliby np., żeby na egzaminach zewnętrznych pojawiło się więcej tzw. zadań różnicujących, czyli takich, które pozwolą lepiej porównywać uczniów. Skąd przekonanie, że takich brakuje? Od lat na egzaminie ósmoklasisty z języka angielskiego obserwujemy nadreprezentację wyników wybitnych - tak jakby w polskich szkołach prawie w ogóle nie było uczniów przeciętnych i słabych. A przecież to niemożliwe.
CZYTAJ TEŻ: MIASTO UCIEKA WSI PO ANGIELSKU >>>
Od kilku lat wątpliwości badaczy budzą też wyniki ósmoklasistów z matematyki. W branży mówią, że wyniki egzaminu z matematyki zaczęły przypominać dwugarbnego wielbłąda. Fachowa nazwa tego, co widzimy, to rozkład/wykres dwumodalny. Co oznacza? Że w ósmych klasach mamy bardzo dużo uczniów wyjątkowo słabych i bardzo dużo wyjątkowo dobrych. Jakby przeciętni wyparowali.
Eksperci będą szukać sposobów, by - bez zmuszania ich do tego nowym prawem - zmotywować nauczycieli m.in. do:
- częstszego korzystania z oceniania kształtującego (żeby uczniowie dowiadywali się od nauczycieli, co zrobili dobrze, a nad czym muszą popracować, a nie tylko dostawali klasyczne stopnie),
- wprowadzania prac projektowych (np. w konkretnych tygodniach dla wszystkich uczniów),
- zachęcania do wzajemnego uczenia się uczniów (by lepsi pomagali słabszym), co jest według badań bardzo efektywnym sposobem kształcenia.
W planach są też zmiany w sposobie recenzowania podręczników. Do tej pory podręczniki szkolne otrzymywały dwie recenzje merytoryczne i jedną językową. W IBE chcieliby wprowadzić czwartego recenzenta - metodycznego. Taki ekspert sprawdzałby m.in., czy w podręcznikach znajdują się zadania aktywizujące uczniów i uczennice.
Brak takiej recenzji był widoczny np. przy pracach nad podręcznikiem do HiT autorstwa Wojciecha Roszkowskiego. Dla licealistów autor nie przewidział wówczas - choć zgodnie z prawem powinien - ćwiczeń i zadań, które mogłyby im pomóc w przyswajaniu wiedzy. Książka przypominała podręcznik akademicki lub spisany wykład. A mimo to została dopuszczona do użytku szkolnego.
Kto się tym zajmie?
Do czwartku 16 stycznia MEN i IBE trzymały nazwiska swoich ekspertów w tajemnicy. Również dlatego, że… szefowie obu instytucji jeszcze wszystkich członków Rady ds. monitorowania wdrażania reformy oświaty oraz zespołów nie znali. I gdy to czytacie, nadal nie znają. Dlaczego? Ponieważ przyjęto nową w edukacji formułę wybierania specjalistów i specjalistek.
Przy reformie Anny Zalewskiej eksperci mogli sami się zgłaszać - minister twierdzi, że miała kilka tysięcy chętnych. Później sama wybierała sobie fachowców spośród nich, ale nigdy nie podała, według jakich kryteriów. A potem utajniła ich listę i potrzebny był wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, byśmy dowiedzieli się, kto za publiczne pieniądze pracował nad podstawami programowymi.
Przemysław Czarnek z kolei podstawy programowe tworzone od zera zamówił jedynie do przedmiotu historia i teraźniejszość. Napisali je historycy, których sam minister do tego zaprosił. Nie było naboru, konkursu. Nigdy też nie dowiedzieliśmy się, jaki był klucz doboru.
Teraz IBE wystosowało zaproszenia do kilkudziesięciu instytucji - od społecznych organizacji pozarządowych, przez stowarzyszenia nauczycieli poszczególnych przedmiotów, po organizacje reprezentujące uczelnie wyższe, m.in. Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP). I to one same wydelegowały przedstawicieli. Według stanu na 16 stycznia nie wszyscy jeszcze to zrobili, stąd skład Rady nie jest zamknięty. Tvn24.pl potwierdziło, że dwoje przedstawicieli zgłosił Związek Nauczycielstwa Polskiego - to nauczyciel Szymon Lepper i Dorota Obidniak, z wykształcenia germanistka, która pracuje jako koordynatorka ds. współpracy międzynarodowej i projektów edukacyjnych w ZNP. Podczas czwartkowej konferencji w MEN ogłoszono też, że przewodniczącym Rady Reformy został prof. Zbigniew Marciniak, matematyk i nauczyciel akademicki.
Pewnym jest, że w każdym zespole ma być przedstawiciel IBE oraz Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Tak aby podczas prac nad nowymi rozwiązaniami od razu znać perspektywę tych, którzy układają później egzaminy zewnętrzne, oraz tych, którzy mają dostęp do najnowszych badań.
- Zależy nam na tym, by nauczyciele czuli, że biorą udział w powstawaniu nowych podstaw i innych rozwiązań - przekonuje dr Tomasz Gajderowicz, wicedyrektor IBE. - Do pracy włączyliśmy kuratoria, w efekcie każdy region będzie miał swoje regionalne konsultacje, nie trzeba będzie jeździć do Warszawy, by zabrać głos. Zapytamy nauczycieli wprost o to, co w ich przedmiotach powinno się zmienić, aby realizować profil absolwenta. Chcemy wyjść poza bańkę informacyjną, którą od lat słychać w edukacji, i poznać głos osób, które dotąd nie czuły się wysłuchane lub były krytyczne wobec naszych działań - zapewnia.
Od kogo będziemy się uczyć?
W IBE podkreślają, że przyglądali się, jak w ostatnich latach duże reformy przeprowadzały inne państwa oraz regiony. Szczególnie te, u których widać sukcesy w wynikach uczniów w międzynarodowych badaniach. I tak dużo uwagi poświęcają już nie stawianej nam dotąd za edukacyjny wzór Finlandii, a m.in. Irlandii, Walii i Australii.
Więcej na temat tamtejszych reform można przeczytać m.in. w opracowanym kilka miesięcy temu przez IBE dokumencie "Porównanie systemów edukacyjnych państw OECD ze szczególnym uwzględnieniem konstruowania podstaw programowych".
Dowiadujemy się z niego m.in., że w Irlandii
program nauczania ma na celu pielęgnowanie dziecka we wszystkich wymiarach jego życia - duchowym, moralnym, poznawczym, emocjonalnym, pomysłowym, estetycznym, społecznym i fizycznym.
Walia z kolei jest jednym z obszarów, gdzie za cel postawiono sobie walkę z przeciążeniem programowym dzieci. Tamtejsze władze oświatowe zdecydowały się więc na pogrupowanie przedmiotów według obszarów nauczania. W opracowaniu IBE czytamy: "Takie obszary/moduły tematyczne, w odróżnieniu od pojedynczych przedmiotów, umożliwiają formułowanie wspólnych celów nauczania czy też kompetencji międzyprzedmiotowych oraz sprzyjają wzajemnemu dostosowaniu do siebie treści programowych z poszczególnych dziedzin".
Podobną drogą poszła w ostatnich latach Australia. Jak to u nich wygląda w praktyce? "W przypadku australijskiej szkoły podstawowej obszary nauczania to grupy przedmiotów, które mają wspólne cele uczenia się i standardy osiągnięć. Niektóre z nich, takie jak język angielski i matematyka, obejmują tylko jeden przedmiot, podczas gdy inne obejmują kilka przedmiotów. I tak np. obszar nauczania 'Nauki humanistyczne i społeczne' obejmuje przedmioty z zakresu historii, geografii, ekonomii i biznesu oraz wiedzy o społeczeństwie i obywatelstwie".
Co dokładnie i od kogo wezmą jako wzór Polacy?
- Wzorujemy się na przykładach reform edukacji z innych krajów, ale tylko tych reform, które się udały. Polskie rozwiązania zależą do przebiegu konsultacji i efektów prac zespołów, bo nie mamy w planie niczego kopiować na siłę. Każde rozwiązanie musi być adekwatne do polskich potrzeb i warunków. To ma być reforma odpolityczniona, oparta na wynikach badań, wymyślona z nauczycielami, a nie im narzucona - zapewnia Gajderowicz.
Całościowa reforma edukacji zacznie się we wrześniu 2026 roku. To wtedy część dzieci rozpocznie naukę według nowych zasad i z napisanych od nowa podręczników. Już dziś widać, że największym zagrożeniem dla powodzenia reformy będzie kadencyjność Sejmu i kolejne kampanie wyborcze. Kalendarz jest napięty.
By zwiększyć szanse na wprowadzenie zmian, powstać ma odpolityczniona Rada ds. monitorowania wdrażania reformy oświaty, nazywana Radą Reformy. Nie będzie działała przy ministerstwie, lecz przy Instytucie Badań Edukacyjnych. W jej skład wejdą m.in. przedstawiciele nauczycieli oraz organizacji pozarządowych. Ma w niej nie być polityków.
Kluczowe będą nowe podstawy programowe do wszystkich przedmiotów (to te dokumenty zawierające fakty i umiejętności, które powinno poznać i zdobyć dziecko w szkole). Mają wyraźnie rozróżniać informacje (np. numer telefonu) od wiedzy (czyli tego, jak ten numer telefonu wykorzystać). Ważniejsze dla dzieci będzie opanowanie tej drugiej. I tak, to właśnie w najbliższych miesiącach rozstrzygnie się, czy twoje dziecko nadal będzie uczyło się budowy pantofelka, ile będzie miało lekcji wychowania fizycznego, a ile matematyki (to tzw. ramowe plany nauczania) oraz czy jego podręczniki będą zachęcały do nauki, czy raczej skłaniały do odłożenia ich na półkę.
Reforma obejmie osiem filarów, m.in. egzaminy i wzmocnienie roli nauczycieli.
Wzorem dla Polski w reformowaniu szkół mają być m.in. Walia, Irlandia i Australia.
styczeń - marzec 2025 r. - w IBE powstanie Rada Reformy i zespoły, które będą pracować nad nowymi podstawami programowymi;
wrzesień 2025 r. - rozpocznie się kluczowy etap konsultacji nowych podstaw programowych;
wrzesień 2026 r. - naukę rozpoczną pierwsze roczniki objęte reformą Nowackiej;
maj 2031 r. - egzamin ósmoklasisty i matura po raz pierwszy zostaną przeprowadzone dla uczniów zreformowanych szkół.
częstszego korzystania z oceniania kształtującego (żeby uczniowie dowiadywali się od nauczycieli, co zrobili dobrze, a nad czym muszą popracować, a nie tylko dostawali klasyczne stopnie),
wprowadzania prac projektowych (np. w konkretnych tygodniach dla wszystkich uczniów),
zachęcania do wzajemnego uczenia się uczniów (by lepsi pomagali słabszym), co jest według badań bardzo efektywnym sposobem kształcenia.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Marcin Obara