Odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej, staliśmy się szczęśliwsi - to zdanie prawdziwe, poparte danymi Gallupa, European Social Survey, World Value Survey, Eurostatu. Od roku 2004 szczęście Polaków rośnie. Z faktami nie dyskutujemy. To jednak nie znaczy, że nie rodzą się wątpliwości, z których wyłaniają się pytania. Najważniejsze z nich brzmią: czy to właśnie przystąpienie do UE sprawiło, że Polacy są szczęśliwsi? Czy wykorzystaliśmy szansę, jaką dostaliśmy 1 maja równo 20 lat temu? - pisze prof. Piotr Michoń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
- W Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy Wschodniej, bardzo wyraźnie widać zależność pomiędzy wzrostem dochodu i szczęściem.
- Przez ostatnie 20 lat wzrosło nasze zadowolenie m.in. z perspektyw na przyszłość i stanu zdrowia, ale są takie obszary życia, w których poziom zadowolenia się obniżył.
- Wzrosła od roku 2004 średnia długość życia w Polsce i długość życia w zdrowiu - a to wpływa na poczucie szczęścia.
- Czy ufamy sobie w Polsce wystarczająco, by budować szczęśliwe społeczeństwo?
- Spośród 152 krajów ujętych w badaniu Happy Planet Index jesteśmy dopiero w ósmej dziesiątce (przed nami są choćby Pakistan i Sri Lanka).
Wyciągając wnioski w oparciu o proste dane na temat szczęścia w czasie członkostwa Polski w Unii Europejskiej, wpadamy w typową pułapkę doszukiwania się zależności przyczynowo-skutkowej we współwystępowaniu dwóch zjawisk. To, że od 20 lat rośnie średnia satysfakcja z życia Polaków, nie dowodzi jeszcze, że bycie w Unii i szczęście są ze sobą powiązane. Unikajmy więc uproszczeń i "pozornie niezamierzonych manipulacji", skupmy się na faktach i logice (choć akurat ta ostatnia też może nas zawieść). Mając na uwadze, że z przyczynami i skutkami bywa różnie, spróbujmy poszukać odpowiedzi na pytanie: Czy dzięki przystąpieniu Polski do Unii dostaliśmy jakiś bonus, turbodoładowanie, wzmacniacz, dzięki któremu dziś jesteśmy szczęśliwsi niż 20 lat temu?
Polacy są szczęśliwsi?
Najkrótsza odpowiedź brzmi: tak. Przez ostatnie dwie dekady szczęście Polaków wzrosło. Pokazują nam to dane z kilku międzynarodowych zestawień: World Happiness Report (WHR), European Social Survey i Eurostatu.
Dla przykładu: dane zaprezentowane w WHR 2024 wskazują, że w okresie wstępowania do UE średnie szczęście Polaków było na poziomie 5,8 (w skali do 10), a w latach 2021-2023 było to 6,44 (dla porównania - najszczęśliwsi na świecie Finowie mieli 7,74). Wzrost był solidny, a co jeszcze ważniejsze - obserwowany w każdej grupie wiekowej.
Zacząłem od wskaźników dostarczanych przez zagraniczne ośrodki badawcze, ale w Polsce bardzo solidne dane na temat satysfakcji z życia gromadzi CBOS. Wynika z nich, że zadowolenie z życia Polaków rośnie. W 2004 roku 62 proc. Polaków było bardzo (14 proc.) lub raczej (48 proc.) zadowolonych z całego życia. W 2022 roku zadowolonych było już 75 proc. dorosłych Polaków (18 proc. bardzo, 57 proc. - raczej).
Przyglądając się poszczególnym wymiarom naszego życia, możemy zauważyć, że są wśród nich takie, w których (proc. osób zadowolonych):
- jesteśmy zadowoleni, ale przez ostatnie 20 lat nasze zadowolenie (nieco) spadło: dzieci (spadek z 95 proc. zadowolonych na 88 proc.), małżeństwo (z 84 proc. na 81 proc.);
- jesteśmy zadowoleni i to się nie zmienia: relacje z przyjaciółmi (83 proc. w roku 2008 i w 2022);
- zadowolenie było umiarkowanie wysokie, ale wzrosło - w tej kategorii mieszczą się: miejsce zamieszkania (75 proc. na 83 proc.), przebieg pracy zawodowej (57 proc. na 62 proc.), wykształcenie i kwalifikacje (50 proc. w roku 2008, na 65 proc. w 2022), perspektywy na przyszłość (38 proc. - rok 2007, na 47 proc. - rok 2022), stan zdrowia (52 proc. w 2004 na 58 proc. w 2022);
- zadowolenie było niskie i wzrosło, ale ciągle jest relatywnie niskie - znalazły się tutaj nasze dochody i sytuacja finansowa (16 proc. w 2004 roku i 29 proc. w roku 2022).
Badaniom szczęścia często zarzuca się niską wiarygodność. To nie miejsce, bym zajmował się tłumaczeniem, dlaczego warto wierzyć statystykom (szczególnie tym robionym na dużej grupie badanych) - to temat na dłuższy wywód. W tym przypadku jednak odwołam się do najbardziej obiektywnej miary, jaką sobie można wyobrazić: samobójstwa i próby samobójcze. W końcu niewielu, nawet najbardziej ortodoksyjnych metodologów, będzie skłonnych do podważenia założenia, że ludzie, którzy decydują się na zamach na własne życie, nie są szczęśliwi.
Pierwszy rzut oka na statystyki i przychodzi zmrożenie: zgodnie z danymi Komendy Głównej Policji w 2004 roku próbę samobójczą podjęły w Polsce 5893 osoby, w 2023 roku było to ponad 15 tysięcy osób, a to oznacza wzrost o 260 proc. Te dane jednak nie odzwierciedlają tego, co się stało w ciągu 20 ostatnich lat. Powodem obserwowanego wzrostu jest przede wszystkim fakt, że dwukrotnie (w 2013 i w 2017 roku) zmieniono sposób rejestracji zamachu/zachowania samobójczego. To właśnie w tych latach odnotowano największy wzrost tych zachowań, co sugeruje, że w jakimś stopniu to metoda liczenia wpłynęła na statystyki. Tym bardziej że kiedy porównamy liczby dotyczące prób samobójczych zakończonych śmiercią, to widzimy, że na przestrzeni 20 lat ich wzrost wyniósł 7 proc. Tym jednak, co niepokoi, jest rosnący udział bardzo młodych ludzi (poniżej 18. roku życia) wśród osób podejmujących próbę samobójczą.
A zatem: z jednej strony widzimy wzrost szczęścia i rosnący poziom satysfakcji w różnych obszarach życia, z drugiej - dość stabilny poziom nieszczęścia. To z kolei prowadzi nas do pytania: dlaczego tak się stało?
Bogactwo i wzrost gospodarczy
Już w 2007 roku dane zebrane w sondażu Pew Global Attitudes pozwoliły zauważyć, że w Polsce, podobnie jak i w innych krajach Europy Wschodniej, bardzo wyraźnie obserwuje się zależność pomiędzy wzrostem dochodu i szczęściem. Mieszkańcy krajów, w których rok do roku odnotowywano znaczący wzrost gospodarczy, częściej mają powody, by czuć się zadowolonymi z tego, ile zarabiają, w większym stopniu zaspokajają swoje potrzeby, mniej martwią się o jutro. Tak więc - wzrost gospodarczy nam służy.
Jeśli zatem chcemy odpowiedzieć sobie na pytanie, "czy jesteśmy szczęśliwsi dzięki UE?", musimy pytać dalej: czy gdybyśmy nie byli w Unii, to nasz wzrost gospodarczy byłby mniejszy? Z raportu, który w kwietniu tego roku opublikował Polski Instytut Ekonomiczny jasno wynika, że tak by właśnie było. Dzięki członkostwu Polska ma dzisiaj o 40 proc. wyższe PKB per capita niż w scenariuszu, w którym pozostajemy poza wspólnotą.
A zatem: nawet gdybyśmy byli poza UE, nasza gospodarka by rosła, a my dzięki temu stawalibyśmy się szczęśliwsi, jednak zmiany te byłyby dużo wolniejsze niż są w rzeczywistości. Mówiąc wprost: szybko dobijamy do grupy bogatych krajów (wiem, wiem, wielu z nas trudno w to uwierzyć), w których większość ludzi jest po prostu szczęśliwsza niż mieszkańcy krajów ubogich.
Jako uzupełnienie dodam, że na zależność pomiędzy wzrostem gospodarczym a szczęściem można spojrzeć od drugiej strony. Nie tylko wzrost gospodarczy sprzyja szczęściu, ale też szczęście sprzyja produktywności.
Polacy zarabiają więcej, ale czy to wystarczy?
Konkluzje z badań na temat związku pomiędzy dochodami a szczęściem są różne. Niektórzy autorzy wskazują, że pieniądze podwyższają satysfakcję z życia, ale tylko do określonej wysokości dochodu. Z czasem suma, którą otrzymujmy na konto, choć nominalnie się nie zmieni, w naszej głowie zostaje zdegradowana z "wysoki dochód" do "ledwo starcza". Przyzwyczajamy się do tego, ile zarabiamy. Inni autorzy podkreślają, że nie jest tak ważne to, ile zarabiamy, ale to, na co wydajemy. Lepiej wydawać na doświadczenia (np. podróże, koncerty, wyjścia z przyjaciółmi) niż na otaczanie się rzeczami. Lepiej kupić coś innym niż sobie. Lepiej wydać na pomaganie niż zaspokajać swoje potrzeby konsumpcyjne. Jedno jest wszak wspólne dla większości badań - jeżeli dzięki wyższym zarobkom wznosimy się nad poziom ubóstwa, to nasza satysfakcja z życia rośnie.
CZYTAJ TEŻ: UNIA EUROPEJSKA CHCE WALCZYĆ Z NIERÓWNOŚCIĄ PŁAC, W CIĄGU DWÓCH LAT MA WEJŚĆ W ŻYCIE DYREKTYWA >>>
Zgodnie z danymi Eurostatu od 2004 roku zagrożenie ubóstwem/wykluczeniem społecznym w Polsce zmalało o 29 punktów procentowych (z 45 proc. w 2005 do niemal 16 proc. w 2022 roku - na marginesie dodam, że jest jedno z najniższych w UE). Przyzwyczailiśmy się do myśli, że jakkolwiek jest dobrze, to Polacy zawsze znajdą sobie jakiś powód do narzekania. No to teraz niespodzianka. Zmiany w poziomie ubóstwa nie są obserwowane tylko w wymiarze obiektywnym (gdy bada się poziom dochodu), ale też w wymiarze subiektywnym (gdy badana jest opinia respondentów). Subiektywne ubóstwo - poczucie, że jesteśmy biedni - również istotnie się zmniejszyło. Z danych Eurostatu wynika, że odsetek Polaków, którzy uważają się za ubogich, od 2010 roku zmalał w Polsce o blisko 20 punktów procentowych i wynosi 15 proc.
To nie wszystko. Dziś już mało kto to pamięta, ale kiedy w roku 2004 nasz kraj wstępował do Unii, stopa bezrobocia sięgała niemal 20 proc., a w urzędach pracy zarejestrowanych było niemal 3 miliony osób. Z różnych powodów - w tym demograficznych (malejąca liczba osób wchodzących na rynek pracy), społecznych (emigracja zarobkowa Polaków), gospodarczych (poprawa sytuacji gospodarczej) - bezrobocie w Polsce od dawna jest na bardzo niskim poziomie. Znowu powołam się na dane z raportu PIE: w 2018 roku 3,324 miliona miejsc pracy w Polce istniało dzięki popytowi na towary i usługi (częściowo) produkowane w naszym kraju. Tymczasem większość badań, które znamy, dostarcza nam silne dowody na to, że bezrobocie zmniejsza zadowolenie z życia, negatywnie wpływa na nasze zdrowie psychiczne i przyczynia się do powiększenia różnic pomiędzy najszczęśliwszą i najmniej szczęśliwą częścią społeczeństwa. W dodatku efekt bezrobocia - tzw. blizna - pozostaje z ludźmi jeszcze długo po tym, jak byli bez pracy. Stąd prosty wniosek: zmniejszając bezrobocie, zmniejszyliśmy prawdopodobieństwo nieszczęścia.
Nie ufamy sobie, a szkoda
Badania CBOS wskazują, że nie wykorzystaliśmy ostatnich dwudziestu lat na odbudowanie zaufania do innych ludzi. Niezmiennie około 4 na 5 Polaków uważa, że: "w stosunkach z innymi trzeba być bardzo ostrożnym". Tymczasem ludzie są zwierzętami potrzebującymi innych, a to oznacza, że jakość naszego życia w dużej mierze zależy od relacji społecznych. Zaufanie - do ludzi spoza kręgu rodziny i najbliższych przyjaciół - jest więc fundamentem, na którym budujemy szczęśliwe społeczeństwo. Badania pokazują, że zaufanie łączy się choćby z jakością demokracji, tolerancją wobec mniejszości, aktywnością charytatywną jednostek, wzrostem gospodarczym, zdrowiem i… szczęściem.
Dlaczego możemy dostrzec tę ostatnią zależność? Ufanie innym oznacza, że w codziennym życiu możemy śmiało zakładać dobrą wolę innych ludzi - już to samo wystarczy, by czuć się lepiej. Widać to w badaniach World Happiness Report - będące na czele rankingu najszczęśliwszych krajów Finlandia, Dania, Szwajcaria, Holandia są również krajami, w których poziom ogólnego zaufania jest najwyższy. W środowisku, w którym ludzie ufają sobie nawzajem, powszechnie wierzymy, że inni są uczciwi, a nawet życzliwi. Udowodniono, że tego typu powiązania międzyludzkie sprzyjają szczęściu. Tymczasem w Polsce, raczej nieprzypadkowo, od 2010 roku całkiem popularna pozostaje piosenka, której refren leci tak: "żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch...a" ("Żyję w kraju", Strachy na Lachy, album "Dodekafonia").
Szczęśliwsi, ale...
Czasami do pomiaru szczęścia społeczeństwa używa się złożonej miary: lat szczęśliwego życia. Ma to swoje uzasadnienie: nie tylko mierzymy, jak bardzo ludzie są szczęśliwi, ale też jak długo żyją. Uznajemy, że nasz cel nie jest rock-and-rollowy: żyć intensywnie, ale krótko. Naszym celem nie jest też wydłużanie życia po to, by się męczyć każdym wstawaniem z łóżka. Dlatego złożenie szczęścia i długości życia wydaje się być jak najbardziej dobrym pomysłem. Już pisałem o tym, że w porównaniu do 2004 roku Polacy w 2024 są szczęśliwsi. Teraz dodajmy jeszcze do tego: i żyją dłużej. W ciągu ostatnich 20 lat średnia długość życia wydłużyła się o dwa lata. O tyle samo, ale w krótszym okresie (od 2010 roku) wzrosła długość życia w zdrowiu.
Jeżeli do tej kombinacji - poziom szczęścia i długość życia - dołożymy jeszcze ślad ekologiczny - miarę mówiącą o tym, jak bardzo środowisko naturalne jest obciążone przez człowieka - uzyskamy wskaźnik: Happy Planet Index. Wskaźnik HPI (obliczany przez Wellbeing Economy Alliance, a wcześniej przez think tank New Economics), pokazuje nam nie tylko, jak bardzo i jak długo żyjemy szczęśliwi, ale też jaki jest koszt naszego życia dla natury. Dane dostępne dla Polski dotyczą okresu od 2006 do 2020 roku i pokazują, że o ile Polacy żyją dłużej i są szczęśliwsi, to nasz ślad ekologiczny jest mniej więcej na tym samym poziomie jak wtedy, gdy przystępowaliśmy do Unii. Co to oznacza? Mówiąc językiem ekonomii: jesteśmy bardziej efektywni. Przy niezmienionym koszcie (ślad węglowy) uzyskujemy lepsze wyniki (więcej lat życia w szczęściu).
Zanim jednak popadniemy w zachwyt nad tym, co się nam udało osiągnąć, dodajmy: spośród 152 krajów ujętych w badaniu Happy Planet Index 2021 jesteśmy dopiero w ósmej dziesiątce (przed nami są choćby Pakistan i Sri Lanka). Pomimo wydłużenia oczekiwanej długości życia i podwyższenia średniego poziomu szczęścia - spadliśmy w rankingu. W końcu gdyby wszyscy na świecie chcieli żyć tak jak my, ludzie potrzebowaliby 1,5 planety.
A co przyniesie przyszłość?
Dobrą wiadomością jest to, że Polacy wierzą, iż w nadchodzących latach nasza jakość życia się polepszy. Przeprowadzone w drugiej połowie 2023 roku (a więc już po pandemii COVID-19 i w trakcie pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie) badanie Ipsos Global Consumer Confidence Index wskazuje, że niemal 40 proc. Polaków jest przekonanych, iż w ciągu najbliższych pięciu lat jakość ich życia się polepszy. W tym zestawieniu byliśmy nie tylko przed Amerykanami, ale też wyprzedziliśmy wszystkie kraje europejskie.
Może rzeczywiście materialne warunki naszego życia się polepszą, ale mam wątpliwości, czy przełoży się to na szczęście. To tylko spekulacje, ale jedno wydaje się ważne: w ciągu ostatnich 20 lat osiągnęliśmy wiele, doganiając nieco najbogatsze kraje. Wydaje się, że w dużej mierze wykorzystaliśmy potencjał, jaki we wpływaniu na nasze szczęście mają materialne warunki życia. Innymi słowy - to, co zyskujemy dzięki zmianom gospodarczym, przestaje mieć istotny wpływ na to, jak oceniamy nasze życie. To proces, który w bogatych krajach obserwujemy już od dziesięcioleci: społeczeństwa się bogacą, ale nie stają się przy tym szczęśliwsze. I my w ostatnich 20 latach staliśmy się bogatsi, zdrowsi, lepiej wykształceni. Zarabiamy więcej. To jednak była ta łatwiejsza część osiągania wyższego zadowolenia z życia. Dalsze podnoszenie wartości mierników używanych do badania bogactwa, zdrowia i wykształcenia będzie dobrze wyglądać w raportach i porównaniach, ale nie sprawi, że będziemy bardziej zadowoleni z naszego życia.
Co nam więc pozostaje? Tym, co staje się najważniejsze dla Polaków, a szerzej bogatych społeczeństw, jest dzisiaj styl życia, drobne zmiany, za które odpowiadamy my sami. Badania szczęścia dostarczają w tym miejscu pomocnych wskazówek: więcej życzliwości na co dzień, mniej nadmiernego myślenia, więcej dążenia do celów, wdzięczności i pomagania innym. Dbałość o relacje z innymi, równowagę między pracą a życiem poza nią, zdrowie i duchowość. Uczenie się, optymizm i nieporównywanie się (z sąsiadem, ale też z tymi nieprzyzwoicie bogatymi Skandynawami).
W Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy Wschodniej, bardzo wyraźnie widać zależność pomiędzy wzrostem dochodu i szczęściem.
Przez ostatnie 20 lat wzrosło nasze zadowolenie m.in. z perspektyw na przyszłość i stanu zdrowia, ale są takie obszary życia, w których poziom zadowolenia się obniżył.
Wzrosła od roku 2004 średnia długość życia w Polsce i długość życia w zdrowiu - a to wpływa na poczucie szczęścia.
Czy ufamy sobie w Polsce wystarczająco, by budować szczęśliwe społeczeństwo?
Spośród 152 krajów ujętych w badaniu Happy Planet Index jesteśmy dopiero w ósmej dziesiątce (przed nami są choćby Pakistan i Sri Lanka).
jesteśmy zadowoleni, ale przez ostatnie 20 lat nasze zadowolenie (nieco) spadło: dzieci (spadek z 95 proc. zadowolonych na 88 proc.), małżeństwo (z 84 proc. na 81 proc.);
jesteśmy zadowoleni i to się nie zmienia: relacje z przyjaciółmi (83 proc. w roku 2008 i w 2022);
zadowolenie było umiarkowanie wysokie, ale wzrosło - w tej kategorii mieszczą się: miejsce zamieszkania (75 proc. na 83 proc.), przebieg pracy zawodowej (57 proc. na 62 proc.), wykształcenie i kwalifikacje (50 proc. w roku 2008, na 65 proc. w 2022), perspektywy na przyszłość (38 proc. - rok 2007, na 47 proc. - rok 2022), stan zdrowia (52 proc. w 2004 na 58 proc. w 2022);
zadowolenie było niskie i wzrosło, ale ciągle jest relatywnie niskie - znalazły się tutaj nasze dochody i sytuacja finansowa (16 proc. w 2004 roku i 29 proc. w roku 2022).
Autorka/Autor: Piotr Michoń - profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Autor bloga i podcastu "Ekonomia Szczęścia" (www.ekonomiaszczescia.pl). Członek International Society for Quality of Life Studies. Autor książek "Ekonomia szczęścia", "Praca, opieka, płeć" oraz "Życzę szczęścia!".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock