Specjalny dodatek w wysokości tysiąca złotych dla policjantów z oddziałów prewencji ma poprawić złe nastroje w policji. U steru policji pozostanie także generał Jarosław Szymczyk, który pełni tę funkcję od lutego 2016 roku.
Ostatnie fale demonstracji, które przetoczyły się przez cały kraj, ochraniali przede wszystkim policjanci z oddziałów prewencji.
To funkcjonariusze, którzy na co dzień patrolują ulice miast. Ale ich głównym zadaniem jest radzenie sobie z tłumem. W policyjnej nomenklaturze nazywa się to "prowadzeniem operacji policyjnych w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa i porządku publicznego".
Matki, żony, kochanki
Setki demonstracji uruchomiły w policji - tak w dużych miastach, jak i w małych miejscowościach - dwa zjawiska. Pierwsze dotyczy emocji wśród samych mundurowych.
Mamy matki, żony i kochanki. Tylko część z nas popiera linię rządu. Do tego działanie w zwartych szykach i życie w koszarach powoduje, że wirus rozprzestrzenia się między nami w sposób błyskawiczny.
Drugą, poważną konsekwencją protestów są zgrzyty - jak to określają rozmówcy tvn24.pl ze służb mundurowych - między komendantem głównym policji Jarosławem Szymczykiem, a ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Kamińskim i jego zastępcą, Maciejem Wąsikiem. Chodzi o taktykę działania oddziałów prewencji.
Według doniesień tygodnika m.in. tygodnika "Wprost" ministrowie chcieli, by policja przyjęła ostrzejszą taktykę wobec protestujących.
Według nieoficjalnych informacji, tego miał życzyć sobie wicepremier do spraw bezpieczeństwa, Jarosław Kaczyński.
- Jednak generał Jarosław Szymczyk i kierownictwo stołecznej policji postawiło na taktykę ochrony demonstrantów, bez działań represyjnych - mówi nam urzędnik resortu spraw wewnętrznych i administracji.
Dochodziło do pojedynczych incydentów, jak na przykład pobicie dziennikarki we Wrocławiu. Najpoważniejszy był ten w okolicach warszawskiego ronda de Gaulle’a, gdzie tył marszu chcieli napaść pseudokibice Legii. Do akcji wkroczyli wtedy policjanci, którzy po cywilnemu, dwójkami bądź trójkami, byli przez cały czas wmieszani w tłum maszerujących.
- Kibole nie mieli szczęścia, bo tę część marszu ochraniali policjanci z oddziałów antyterrorystycznych. Stąd tak szybko spacyfikowali agresorów - mówi nam oficer Komendy Stołecznej Policji.
Zaufanie do generała
Innym elementem tych samych nacisków mają być kary zawieszenia oraz postępowań dyscyplinarnych dla policjantów z komisariatu na Żoliborzu. Nie przeszkodzili oni, by na płocie prywatnej posesji Jarosława Kaczyńskiego zawisły wieszaki i pieluchy.
- Ochronę prezesa bolało, że mundurowi nie ściągnęli tego, tylko jeden z ich ludzi musiał to zrobić - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Policjanci zbierają teraz pieniądze dla swoich zawieszonych kolegów i organizują im pomoc prawną.
- Absurdalna sytuacja, każdy w firmie o tym mówi. I nie ma takich, którym decyzja o zawieszeniu się podoba. Policja to nie prywatna ochrona - to najczęstsze komentarze, jakie usłyszeliśmy od policjantów.
Jednak według medialnych doniesień konflikt o taktykę miał tak nabrzmieć, że zapadła decyzja o odwołaniu generała Szymczyka.
- To byłaby w naszych szeregach fatalnie odebrana decyzja. Szymczyk jest ceniony, kompetentny i zapewnia spokój w formacji na tyle, na ile to możliwe w tych trudnych czasach. Związki zawodowe byłyby bardzo przeciwne odwołaniu generała - mówił nam jeden z czołowych związkowców.
Zadaliśmy wprost pytanie o przyszłość Jarosława Szymczyka wiceministrowi spraw wewnętrznych Maciejowi Wąsikowi.
- Mamy zaufanie do Szymczyka, nie planujemy zmiany - odparł wiceminister spraw wewnętrznych i zarazem zastępca koordynatora służb specjalnych.
Jarosław Szymczyk jest najdłużej urzędującym szefem polskiej policji od czasu upadku komunizmu.
Epidemia w policji
W samych szeregach policyjnych kolejnym problemem jest liczba zakażonych funkcjonariuszy, a także tych, którzy przebywają na kwarantannach.
Dobrze skalę problemu obrazuje sytuacja z największego w kraju oddziału prewencji, czyli warszawskiego. Jedna z kompanii (około 100 osób) była już w drodze na zabezpieczenie ubiegłotygodniowych demonstracji z koszarów w Piasecznie, gdy przed dotarciem do celu została zawrócona.
- Przyszły wyniki testów, kilku chłopaków okazało się zakażonych. To specyfika ich pracy: spędzają wiele godzin razem, w furgonetkach. Jedzą, a nawet śpią razem w koszarach, zatem wirus się rozprzestrzenia bardzo szybko - tłumaczy jeden z naszych rozmówców.
Już przed masowymi protestami liczby chorych wyglądały niepokojąco - np. w śląskim oddziale na 635 funkcjonariuszy chorowało 63, a 108 było w kwarantannie. W trzykrotnie mniejszych podlaskim oddziale chorych było 22, a na kwarantannie 19.
- Czekamy teraz, jakie będą efekty naszych działań w dużych miastach. Te liczby mogą solidnie wzrosnąć - mówi doświadczony oficer.
Dlatego do końca roku wraz z podstawowym wynagrodzeniem policjanci z oddziałów prewencji dostaną też dodatkowy tysiąc złotych, który wygospodarowali w budżetach minister Mariusz Kamiński i komendant Jarosław Szymczyk. Natomiast od przyszłego roku każdy policjant z tych oddziałów będzie miał stały dodatek w wysokości 500 złotych.
- To ma pomóc w poprawie nastrojów. Ale to też rzecz, o którą przez całe lata walczyły związki zawodowe. Dlatego, że to ciężka praca i znacznie trudniej w niej awansować niż w przypadku innych jednostek policji - tłumaczą nasi rozmówcy.
Źródło: tvn24.pl