- To było czuć, że straciliśmy naszych przyjaciół, naszych braci, naszych kolegów ratowników, pilotów - powiedział dyrektor polskiego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego o słowackich ratownikach, którzy w piątek zginęli w wypadku śmigłowca ratowniczego w rejonie Słowackiego Raju. Dr Robert Gałązkowski zadeklarował pomoc słowackim służbom ratunkowym, gdyby była potrzebna.
Lekarz, pilot i dwóch ratowników zginęło w katastrofie śmigłowca ratunkowego, który rozbił się na Słowacji w piątek. Załoga leciała na pomoc 10-letniemu chłopcu.
Maszyna prawdopodobnie zahaczyła o linie energetyczne i spadła do wody. Do katastrofy doszło ok. godz. 18.30 w piątek, w rejonie Słowackiego Raju, niedaleko Popradu.
Wypadek zostanie zbadany
Dokładne okoliczności zdarzenia nie są znane. Jedne źródła podają, że linie energetyczne były zawieszone na wysokości około 50 metrów, inne - że ponad 100 metrów.
Pilot, który sterował maszyną, miał wylatane ponad 1800 godzin.
Wypadek będzie badany przez słowackiego odpowiednika Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz, niezależnie, przez firmę ATE - właściciela helikoptera, od którego służby ratunkowe go wynajmowały.
W sobotę rano służby wydobyły zwłoki ofiar, po czym przystąpiły do zbierania fragmentów wraku maszyny, które posłużą do rekonstrukcji zdarzeń.
10-letniemu chłopcu, do którego leciała załoga, pomoc została udzielona przez innych ratowników górskich.
Autor: fil//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN